Przejdź do głównej zawartości

Posty

Wyświetlanie postów z czerwiec, 2015

Lato, 600 i dlatego, że tak chcę

Odpowiada mi sposób w jaki Grzegorz Gortat opisuje świat i kreuje zdarzenia. To, co zawarł w "Miasteczku Ostatnich Westchnień", wywarło na mnie olbrzymie wrażenie. Tytułowe Miasteczko, to świat za Rzeką, świat, do którego trafiają zwierzęta po śmierci. Mało które z nich zmarło w spokoju i miłości, o wiele częściej zapełniające Miasteczko zwierzęta cierpiały z winy człowieka i w owym cierpieniu oddały życie. I nie chodzi tu tylko o zwierzęta towarzyszące człowiekowi, czyli psy i koty. Mowa również o zwierzętach rzeźnych. Pewnego dnia po zwierzęcej stronie Rzeki mieszkańcy Miasteczka znajdują ludzkie dziecko. Po długich i bardzo burzliwych dyskusjach decydują się zostawić je przy życiu. Chłopiec dorasta, zaczyna zadawać pytania i coraz bardziej tęskni za innymi ludźmi. Jego opiekun, pitbull Raben, postanawia zaryzykować wyruszając z podopiecznym na drugą stronę Rzeki. Czytałam tę książkę zaraz po jej premierze. Pamiętam słoneczny dzień, trzęsący się autobus

Coraz bliższa przeprowadzka i sezon

W piątek odwiedziła nas I., która kociętom przedstawia się jako Ciocia Samo Zło, i która dokonała stosownych zabiegów na Tymonie umożliwiając mu dołączenie w najbliższym czasie do nowej rodziny.  Po raz pierwszy mam okazję oswajać tymczasa z jego przyszłym domem. Tymon zamieszka w tym samym bloku, w którym mieszka Kociokwik, więc odwiedza swoich ludzi na kilka godzin, niemalże codziennie. Ma tam swoją kuwetę, jedzenie, zabawki i choć wiem, że wkrótce się tam przeprowadzi, że to jego nowy dom, to on chyba jeszcze nie ma tej świadomości. Wczoraj po powrocie do Kociokwika zaczął radośnie obiegać całe mieszkanie, jakby sprawdzając, czy coś - i ewentualnie co - zmieniło się podczas jego nieobecności. Ciekawe, co sobie myśli taki mały kot? Może lepsze są jednak sytuacje, że jednego dnia oddajesz kota jego nowej rodzinie i już? Przy małych zwierzakach widać, z dnia na dzień, jak się rozwijają, jak nabywają nowe umiejętności, jak cieszą się tym, co już potrafią zrobić, a czego jes

Męskie książki

Męskie, bo ich twórcy kojarzą się z męskością, pewnym archetypem mężczyzny, kojarzą się w sposób popkulturowy lub ten banalnie codzienny, niebezpiecznie zbliżający się do niechęci. Książki, które zrobiły na mnie duże wrażenie, każda z innego powodu. *** Patryk Vega rozmawia z policjantami. Ten, kto widział Pitbulla może domyślać się, że podobnie jak serial, treść rozmów jest czasami niełatwa do zaakceptowania. I choć w naszym kraju policja nie ma dobrej opinii, a to, co Vega słyszy od swoich przyjaciół może pogłębiać jedynie ów negatywny obraz, za opowieściami "psów" kryją się frustracje, dramaty, niemoc wobec czegoś co ma lepsze układy, więcej pieniędzy i jeździ szybszym autem. Wydaje się Wam, że upraszczam? Nie do końca... Reżyser porusza tematy samobójstw wśród policjantów, ludzi, którzy pracują w policji, bo jak się jest obrotnym to można się "ustawić", ludzi, wierzących - na przekór wszystkiemu - że to nie praca, to służba i niczym Don Kichot, wciąż walcz

Raz tu, raz tam, czyli oswajanie miejsca

Dziś Tymon spędził popołudnie w swoim przyszłym domu. Dom czekał z miseczką wody, jedzeniem dla małych kotów i własnoręcznie uszytą myszą. Oraz zabawkami typu - najprostsze są najlepsze (co sprawdza się idealnie na przykładzie dużej papierowej torby zalegającej w naszym przedpokoju już od tygodnia). Oczywiście, pierwsze kroki skierował do misek, by później - z odpowiednio napełnionym brzuchem - zacząć zabawy i szaleństwa. Mniej więcej z połowie wizytowania nowego domu Tymon ułożył się na łóżku i zasnął. A przed powrotem do Kociokwika opróżnił do czysta miski;-) Gdy wróciliśmy do zwierzaków, kociak natychmiast odwiedził łazienkę, by za chwilę wziąć czynny udział w kolacji. Cóż... Pisałam już o tym kiedyś, ale powtórzę - w domu tymczasowym, wśród Kociokwików, każdy - nawet najmłodszy kot - błyskawicznie uczy się zasady sprawnego jedzenia. Konkurencja wymusza brak grymaszenia. Po kolacji i z wiszącym nad nami deszczem, wszystkie zwierzaki poukładały się do snu. Sapią, mru

Niedzielnik nr 55

Robicie sobie czasami wolny dzień? Kilka godzin, podczas których spychacie w głąb myśli krzyczące nachalnie "muszę" i oddajecie się czystemu relaksowi? Zrobiłam sobie dziś taki dzień. Każdą z podejmowanych czynności postrzegałam jako dającą mi przyjemność i wyznam Wam, że taki sposób myślenia, sprawił mi nie tylko dużą radość, ale i pozwolił odpocząć. Uczestniczyłam wczoraj w czymś, co wydawało mi się pierwotnie mało zajmujące, a okazało się być ciekawym doświadczeniem. Mieszkańcy Osiedla Kukuczki zorganizowali dzień poświęcony Jerzemu Kukuczce, zaprosili jego żonę, himalaistów, którzy opowiadali o życiu górami, wyświetlili film poświęcony bohaterowi spotkania. Nie sądziłam, że udzieli mi się atmosfera spotkania i choć nadal nie wyobrażam sobie siebie w roli górołaza, to doceniam ową fiksację jaką zaprezentowali prelegenci i uczestnicy spotkania. Kolejne za rok, więc jeśli interesuje Was tematyka - szukajcie w zapowiedziach. Podjęłam decyzję o scaleniu obydwu blo

Audiobooki dla młodszych (choć nie tylko)

Astrid Lindgren. Dlaczego kąpiesz się w spodniach wujku? Tata Melkerson i jego czwórka dzieci pewnego roku przybywają na wyspę Saltkrakan na wakacje. Wynajmują podniszczoną nieco Zagrodę Stolarza i całymi sobą cieszą się wypoczynkiem i doskonałą, przyjazną atmosferą panującą na wyspie. Przez stałych mieszkańców Saltkrakan przyjęci są bardzo życzliwie, a ze szczególnym zainteresowaniem wita ich Tjorven, nieco samotna i bardzo zainteresowana wszystkim kilkuletnia dziewczynka. Towarzyszy jej oddany i tchnący spokojem bernardyn, Bosman. Dwie starsze siostry Tjorven błyskawicznie zaprzyjaźniają się z Johanem i Niklasem, Pelle - najmłodszy z Melkersonów - mnóstwo czasu spędza z dziewczynką i jej psem, a Malin, najstarsza córka roztargnionego pisarza, matkuje rodzinie i zaprzyjaźnionym dzieciakom oraz prowadzi gospodarstwo, co wcale nie przeszkadza jej  w umawianiu się na randki. Nie wiem jak to się stało, że w dzieciństwie przeczytałam "Dzieci z Byllerbyn", a ominęłam h

Katarzyna Bonda. Okularnik.

Wydane przez Wydawnictwo Muza "Pochłaniacza", czyli pierwszą część tetralogii, której bohaterką jest Sasza Załuska, poznałam w wersji audio. "Okularnika" przeczytałam i to błyskawicznie, bo historia zbrodni rozgrywających się w Hajnówce i jej okolicach zawładnęła mną bez reszty. Najważniejszym dla mnie wątkiem powieści był ten, w którym Autorka opisuje wydarzenia z II wojny światowej oraz czasów powojennych i ich reperkusje dla współcześnie żyjących. Siła działania pewnych ludzi i zasięg tego, co robią przypominały mi plączące się i mocno rozrastające korzenie chwastów. Sasza wyjeżdżająca śladem Łukasza do Hajnówki trafia - jak się może wydawać - w czarną dziurę. Nie może się z nikim skontaktować, nikt jej nie szuka, traci samochód i jest podejrzana w sprawie zniknięcia młodej kobiety. Sasza, pozostawiona sama sobie, próbuje rozwiązać zagadkę tajemniczych wydarzeń, które - dla niej - dla osoby spoza społeczności lokalnej, są wyjątkowo trudne do zr

Agnieszka Tyszka. Zosia z ulicy Kociej.

Nie wiem, która z nas bardziej czeka na książki o Zosi - moja kilkuletnia siostrzenica, czy ja. Ważne jest jednak to, że gdy już mamy "nową" Zosię, zasiadamy w spokojnym miejscu i czytamy. Czytamy i czytamy, aż do nocy lub aż do skończenia książki. Życie Zosi nie jest nudne - to trzeba sobie powiedzieć bardzo wyraźnie. Wraz z rodzicami i młodszą siostrą przeprowadza się z Warszawy do Łomianek, poznaje blaski i cienie mieszkania w małej miejscowości, sąsiadów, zaprzyjaźnia się z okolicznymi zwierzakami i odkrywa swoje ulubione miejsce - gałąź jabłoni, z której dziewczynka uczyniła kryjówkę, miejsce dumania i relaksu. Towarzyszymy Zosi i Mani podczas rozmów o życiu codziennym, rozważań o tym, co ważne, a co mniej istotne. Podglądamy ich rodzinę, Mamę - zwariowaną na punkcie higieny ilustratorkę książek dla dzieci oraz Tatę - psychologa emanującego spokojem. Blisko dzieci jest także ciocia Malina, kreatywna optymistka, a także babcie, mniej i bardziej tradyc

Skutki niefrasobliwego odbierania telefonu

27 maja zadzwoniła koleżanka pytając o to, czy przejęłabym opiekę nad niesamodzielnym kociakiem liczącym sobie mniej więcej dwadzieścia jeden dni. Zgodziłam się i tak oto dołączył do nas czarny zadatek na kota, któremu nadałam imię Tymon. To, co zrobiłam jako pierwsze, to wyjęcie go z transportera i postawienie przed Sarą. Pobyt Tymona w Kociokwiku uwarunkowany był tym, że zaakceptuje go pies. Sara ze zdumieniem przyglądała się czarnej plamce ze sztywno sterczącym ogonem dzielnie drepczącej przez przedpokój. Pierwsze dni Tymon spędził głównie w transporterze. Wychodził z niego nieśmiało i z dużą niepewnością, a gdy już się na to decydował, wizytował najczęściej tylko sypialnię, gdyż większe przestrzenie zbudzały w nim lęk. Jedynie w chwilach, w których był bardzo głodny, a we mnie dostrzegał szansę na napełnienie brzucha, porzucał bezpieczne cztery ściany i gonił za mną. Koty się obraziły. Syczały, gdy Tymon się zbliżał i na całe dwie noce wyniosły z sypialni. Opiekę nad kociakiem prze

Reaktywacja na zakończenie weekendu

Zdaję sobie sprawę, że trzymiesięczna nieobecność w Sieci, to bardzo długa przerwa. I w zasadzie nie mam nic na swoje usprawiedliwienie - miałam mnóstwo wolnego czasu, który spędziłam wśród zwierząt, więc - przynajmniej w teorii - pisać powinnam. Mam nadzieję, że długie milczenie nie przepłoszyło ostatecznie czytających bloga i z ciekawością zajrzycie w nasze blogowe kąty. Na koniec marca miałam wypadek, w wyniku którego złamałam rękę. Zaraz po tym, gdy usłyszałam, że przez 6 tygodni będę miała unieruchomioną rękę w gipsie, zaczęłam się zastanawiać, czy uda mi się założyć i zapiąć psie szelki jedną ręką. Udało się i udawało kilka razy dziennie, ale główna w tym zasługa anielsko cierpliwej Sary. Zresztą zwierzęta w żaden sposób nie odczuły negatywnie mojej jednoręczności - korzystały za to intensywnie z tego, że długi czas przebywałam w domu. Świąteczne dni, niezbyt atrakcyjne - jeśli pamiętacie - pogodowo,  spędzaliśmy na przykład tak: I tak: Codzienne poranne spacery przynosiły nam wi