Przejdź do głównej zawartości

Catherine Poulain. Wielki marynarz.

Od chwili, w której przeczytałam fragment wywiadu z Catherine Poulain, w którym Autorka mówi:
Uwielbiam czuć, jak moje ciało walczy, jak zmusza mnie do jeszcze jednego kroku, jeszcze jednego wysiłku. Mogłabym spędzić życie leżąc na kanapie i gapiąc się w telewizor, ale wtedy umarłabym szybko z nudów. Aktywność i ruch są dla mnie bardzo ważne. Ten fizyczny świat daje też niesamowity spokój. Doświadczam go, gdy moje ciało jest wyczerpane wysiłkiem. To najlepszy zabójca dla chorób duszy.
wiedziałam, że MUSZĘ przeczytać Wielkiego marynarza.

Lili przyjechała z Prowansji na Alaskę. Wiedziona chęcią bycia rybakiem, nie bacząc na przewidywane trudności związane z życiem na kutrze, w społeczności zdominowanej przez mężczyzn i uzależnionej od Natury i jej mocy, zaokrętowała się i wyruszyła na morze.

Podczas czytania tej powieści (o silnym wątku autobiograficznym) zastanawiałam się, czy zazdroszczę, czy współczuję bohaterce. A może to jeszcze inne uczucia, które nie jest łatwo sklasyfikować? Z pewnością czułam podziw dla jej determinacji, dla tego, jak wiele jest w stanie znieść, by spełnić to, o czym marzyła, czego dla siebie chciała. Poranione dłonie, zimno, wilgoć, zabijanie ryb, docinki kolegów, sen na podłodze, bo koja należy do tego, kto przyszedł pierwszy. Pewnego rodzaju samotność pomiędzy innymi ludźmi. Podziwiałam jej nieustępliwość, to, że walczyła o swoje mimo pękniętych kości, krzywdząco niskiej stawki za pracę, brak czegoś, co nazywamy komfortem, a co dla większości z nas jest oczywiste.

Gdy towarzyszyłam Lili w mierzeniu własnych ograniczeń czułam się silna jak ona i jednocześnie słaba, bo przecież tylko czytam o jej doświadczeniach, siedząc w wygodnym fotelu, w cieple, z kawą pod ręką. I zastanawiałam się co człowieka pcha do tego, by tak bardzo walczyć. Z sobą? O siebie? Od czego trzeba uciekać lub ku czemu dążyć, by znajdować w sobie tyle mocy? A może to nazbyt wydumane pytania? Może odpowiedź jest prosta: chcę być rybakiem i nim będę. I koniec. Może nie ma tu miejsca na rozważania, a jest czas/miejsce na przyjęcie konkretnych słów: chcę pracować.
Zapach pełnego morza. Wąchać powietrze jak koń, aż do zawrotu głowy, kiedy ciało jest stwardniałe od zimna. Fale są we mnie. Już przypomniałam sobie tempo i rytm głębokich pchnięć, które z morza przechodzą na statek, a ze statku na mnie. Idą w górę od stóp, przenikają lędźwie. A może to miłość. [ss. 117-118]
Wielki marynarz to powieść, która zabierze Was w twardy świat alaskańskich rybaków. I równie twardy kobiecej determinacji.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Konkurs na Blog Roku

Wczoraj ów konkurs wkroczył w kolejny etap. Za nami czas zgłaszania blogów, przed nami czas głosowania na te, co zgłoszone, a po południu 22 stycznia najpopularniejsze blogi oceniać będzie Kapituła Konkursu. Aby zagłosować na bloga, którego właśnie czytacie należy wysłać sms-a o treści E00071 (e, trzy zera, siedem, jeden) na nr 7144. Taki sms kosztuje 1,22 zł. Szczegóły konkursu: http://www.blogroku.pl/

Spacer po Sudetach, czyli kilka słów podsumowania.

Wyruszyłam ze Świeradowa Zdroju i z każdym krokiem oddalającym mnie od centrum i hałasu dobiegającego z okolicznych budów czułam się coraz lepiej. Cisza i pustka to zdecydowanie przestrzeń mi sprzyjająca. Oczy mi ciągnęło do błyszczących kamieni pod nogami, a całą sobą dostrajalam się do otaczającego mnie lasu. Im głębiej w Izery, tym więcej rowerzystów, ale urok Hali Izerskiej i obserwacja ludzi zajadających się popisowym daniem Chatki Górzystów nastrajały mnie bardzo pozytywnie. Gdy przy Stacji Turystycznej Orle okazało się, że będę spała w starym drewnianym domu, sama w wieloosobowym pokoju, uśmiechnęłam się szeroko. Obejrzałam wystawę, zjadłam niezbyt ciepłą acz smaczną zupę i zakończyłam długi dzień. Dzień kolejny okazał się być jeszcze dłuższy. W Jakuszycach o moje dobre nastawienie zadbała kawa w hotelowej restauracji i piękna droga przez las tuż za Jakuszycami. Karkonoski Park Narodowy rozpoczął się kaskada wodną, przy której można przycupnąć, by kupić bilet. Chwilę

Katarzyna Berenika Miszczuk. Tajemnica Dąbrówki

Katarzyna Berenika Miszczuk, bazując na swoich doświadczeniach z pisaniem o świecie pełnym słowiańskich bóstw, wkracza w literaturę dziecięcą. Wkroczyła właściwie książką "Tajemnica domu w Bielinach", bo ta, prezentowana przeze mnie powieść, opisująca rodzinę Lipowskich jest kontynuacją wspomnianej powyżej. I mamy otóż mamę z czwórką dzieci, która zamieszkuje wspólnie z ciotką zmagającą się z chorobą Alzhaimera w Bielinach. Wsi, o której nawet mieszkańców mówią z lekkim przekąsem - "bo wiadomo jak to u nas". Owo "u nas" oznacza bowiem tajemnicze zjawiska, niemniej tajemnicze postaci i świat nie do końca taki jaki znany jest nam powszechnie. Jest on dzielony z domownikami, biedami, błędnymi ognikami i innymi stworzeniami, o których - z dużym zapałem - czyta w Bestiariuszu ośmioletnia Tosia. Jej mama wpadła na straszny, zdaniem dziewczynki pomysł. Szuka niani, która zajmie się nią (prawie dorosłą nią!) i maleńką Dąbrówką. Tosia robi wszystko, by odstraszyć k