Przejdź do głównej zawartości

Linda Åkeson McGurk. Nie ma złej pogody na spacer .


Jakie to szczęście, że książkę Szwedki mieszkającej w Stanach Zjednoczonych czytałam otoczona przyrodą! Inaczej trudno byłoby mi wytrzymać wobec tych przepięknych opisów aktywności spacerowo-poznawczej. A tak - czytałam i gdy już czułam, że nadchodzi potrzeba, zbierałam wakacyjną ferajnę i wyruszaliśmy... Na spacer przez pola targane wiatrem, na zbiór dziko rosnących śliwek, na kąpiel po burzy, na obserwację podwodnej roślinności i wiele, wiele innych. Trzeba przyznać - pogoda była idealna na spacery i nie musieliśmy się mierzyć z deszczem, zimnem i warstwami przemokniętej odzieży, tak jak muszą dzieci z książki. Ale jestem przekonana, że radość  z obcowania z przyrodą była i tam - w opisach Lindy Akeson McGurk - i u nas podobna.

Autorka, wychowana w Szwecji, wyprowadza się do Ameryki i tam zakłada rodzinę. Przez pierwsze lata życia jej córki są wychowywane podobnie jak ona, ale z nieco amerykańską poprawnością. Dopiero, gdy McGurk decyduje się na półroczne zamieszkanie w kraju pochodzenia, ze względów rodzinnych, Maya i Nora doświadczają w pełni tego co nazywa się skandynawskim wychowaniem za pan brat z Naturą, a ich mama uświadomia sobie jak bardzo amerykańskie (i coraz częściej również europejskie) społeczeństwo ulega fobiom i presjom związanym z dawaniem dzieciom swobody podczas przebywania na świeżym powietrzu.

Nie ma złej pogody na spacer to zajmująca opowieść o wychowaniu w poszanowaniu i ukochaniu przyrody, opowieść mocno podbudowana badaniami wykazującymi, że odcinanie dzieci od świata roślin, zwierząt, żywiołów czyni im szkody nie do wyrównania. To opowieść matki dla matek, ale też dla wszystkich tych, którzy mają jakikolwiek wpływ na wychowanie dzieci. Opowieść o tym, że zamykanie się w przestrzeni najeżonej elektroniką nigdy nie zastąpi stąpania na boso po trawie, szaleńczego zjeżdżania z ośnieżonych pagórków, czy prób rozpalania ogniska. 

Uwierzcie, że nie ma złej pogody na spacer i bez względu na aurę wychodźcie z domów. Zdecydowanie polecam - i wychodzenie, i książkę.

Komentarze

Wspaniała książka!
I ciekawa recenzja :)
Pozdrawiam.
Chabrowa pisze…
Książka już czeka na mojej półce, ciekawe jak odbiorę taki model wychowania dzieci. Myślę, że trochę już sami wprowadziliśmy w życie, ponieważ staram się jak najczęściej przebywać z dzieckiem na dworze. Spacer zaraz po śniadaniu to rzecz święta, ostatnio zaliczyliśmy go w ogromnej ulewie :)
Monika Badowska pisze…
M.
dziękuję:) Pozdrawiam.

Chabrowa,
to świetnie, ze wcielasz w życie ten model wychowywania. Zauważyłam jak wielu ludzi ucieka przed deszczem, nawet jeśli to jest letni deszcz w skwarny dzień? Zupełnie tego nie rozumiem - ja idę korzystając z ochłody i mam ochotę tańczyć z radości i skakać po kałużach;)
Pozdrawiam:)
Kuba pisze…
Recenzja odnaleziona. Dziekuję :)

Popularne posty z tego bloga

Konkurs na Blog Roku

Wczoraj ów konkurs wkroczył w kolejny etap. Za nami czas zgłaszania blogów, przed nami czas głosowania na te, co zgłoszone, a po południu 22 stycznia najpopularniejsze blogi oceniać będzie Kapituła Konkursu. Aby zagłosować na bloga, którego właśnie czytacie należy wysłać sms-a o treści E00071 (e, trzy zera, siedem, jeden) na nr 7144. Taki sms kosztuje 1,22 zł. Szczegóły konkursu: http://www.blogroku.pl/

Spacer po Sudetach, czyli kilka słów podsumowania.

Wyruszyłam ze Świeradowa Zdroju i z każdym krokiem oddalającym mnie od centrum i hałasu dobiegającego z okolicznych budów czułam się coraz lepiej. Cisza i pustka to zdecydowanie przestrzeń mi sprzyjająca. Oczy mi ciągnęło do błyszczących kamieni pod nogami, a całą sobą dostrajalam się do otaczającego mnie lasu. Im głębiej w Izery, tym więcej rowerzystów, ale urok Hali Izerskiej i obserwacja ludzi zajadających się popisowym daniem Chatki Górzystów nastrajały mnie bardzo pozytywnie. Gdy przy Stacji Turystycznej Orle okazało się, że będę spała w starym drewnianym domu, sama w wieloosobowym pokoju, uśmiechnęłam się szeroko. Obejrzałam wystawę, zjadłam niezbyt ciepłą acz smaczną zupę i zakończyłam długi dzień. Dzień kolejny okazał się być jeszcze dłuższy. W Jakuszycach o moje dobre nastawienie zadbała kawa w hotelowej restauracji i piękna droga przez las tuż za Jakuszycami. Karkonoski Park Narodowy rozpoczął się kaskada wodną, przy której można przycupnąć, by kupić bilet. Chwilę

Paweł Beręsewicz. Kiedy chodziłem z Julką Maj.

Wydane przez Wydawnictwo Literatura Książka Pawła Beręsewicza wprawiła mnie w dobry nastrój. Opisując pierwsze drżenia serca, pierwsze zakochanie z punktu widzenia piętnastoletniego Jacka Karasia Autor dokonuje wyłomu - bodaj pierwszy raz mam szansę przeczytać, jak reaguje nastolatek szykując się na randkę, co i czy w ogóle mówi rodzicom o swojej dziewczynie i czy tylko dziewczyny martwią się o to, w którą stronę skierować nos przy pocałunku. Jacek Karaś, którego czytelnicy mieli okazję poznać w książce " Jak zakochałem Kaśkę Kwiatek ", kończy gimnazjum i w ostatniej klasie dostrzega niezwykły urok swojej klasowej koleżanki, Julki Maj. Zdobywając się na straceńczą odwagę pyta Julkę, czy zechciałaby być jego dziewczyną. Później, wbrew temu, co myślał Jacek, bywa trudniej - nagle trzeba myśleć o wielu sprawach, nad którymi nigdy nie było powodu się zastanawiać, funkcjonować w inny niż dotychczas sposób. Cenię sobie ostatnie rozdziały powieści. Nie powiem nic więcej - czytaj