Dorota Sumińska. Dość.
Najnowsza książka Doroty Sumińskiej to protest, słowa nawołujące go opamiętania i stanięcia w prawdzie wobec pytania - Jak możemy żyć wiedząc, że dzieją się (sprawiamy by się działy) tak straszne rzeczy?
Układ pierwszej części niewielkiego zbioru tekstów o mocnym przekazie jest prosty: felieton i dane statystyczne dotyczące tematu, o jakim autorka pisze. Gdy mowa jest o rybach, to i w przytoczonych liczbach, przywoływanych wysokich komisjach, organizacjach, tworach, które z nazwy brzmią ładnie, a z jestestwa przyczyniają się do uregulowania sposobu zadawania cierpienia i śmierci, mowa jest o tym co Światowa Organizacja Zdrowia Zwierząt mówi o sposobach ogłuszania ryb.
Druga zatytułowana - w opozycji do pierwszej noszącej tytuł Krzywda zwierząt - Dobrostan ludzi, pokazuje czym kierują się ludzie udając, że nie wiedzą ile bólu jest wart schabowy na ich talerzu.
Bardzo mocna to książka. Czytałam ją długo, bo potrzebowałam robić sobie przerwy. Mocna i dająca do myślenia - także w tej części poświęconej zwierzętom towarzyszącym.
Marzę o tym, by ta książka dokonała zmian w myśleniu ludzkim. A jednocześnie obawiam się, że ani Głód Caparrósa, ani książka Singera o etyce jedzenia, ani przedstawiane właśnie Dość nie będą zaczątkiem rewolucji. Niechby choć zapoczątkowała ewolucję w naszym, pełnym antropocentycznego spojrzenia, działaniu...
5 komentarzy:
Jeśli chodzi o podobną tematykę, to mam bardzo ambiwalentne uczucia... Nie kwestionuję absolutnie tego, że sposób uśmiercania zwierząt dla celów spożywczych jest wysoce niehumanitarny. Natomiast w samym mięsożerstwie jako takim nie widzę nic złego czy zdrożnego. Nie widzę też hipokryzji. My, ludzie też jesteśmy z biologicznego punktu widzenia zwierzętami. I to zwierzętami mięsożernymi. W przyrodzie tak jest, że jedne gatunki żywią się innymi i jakoś nikogo to nie szokuje. Ale człowiek jedzący mięso zaczyna powoli być na cenzurowanym...
Nie mam absolutnie nic przeciwko wegetarianom, czy weganom, osobom, które decydują się na eliminację mięsa z diety. Sama byłam w kilkuletnim związku z weganinem. Ale strasznie nie podoba mi się robienie z tego ideologii, a mam wrażenie, że to się od pewnego czasu odbywa. Coraz więcej w ostatnich latach takich książek. Czasami się zastanawiam jaki jest ich rzeczywisty cel. Podniesienie świadomości, czy piętnowanie tych, którzy mimo wszystko nadal jedzą mięso...
Natalio,
a to ciekawe spostrzeżenie - interesujące jak na takie pytanie odpowiedziałaby Dorota Sumińska. Ja mam inne - według mnie wegetarianizm czy weganizm stał się modny i na fali tej mody dokonują się zmiany. Ot, choćby takie, że formy produkujące wędliny kupują linie produkcyjne do przetworów roślinnych.
Uważam, ze umiar jest dobry w każdej dziedzinie życia. I tak, mimo, że sama nie jem mięsa i produktów odzwierzęcych - swoje koty i psa karmię mięsem. To dla mnie kwestia granicy odpowiedzialności za inne istnienie.
Może masz rację. I szczerze mówiąc nawet bym chciała, żebyś miała. Mnie się do niedawna wydawało, że to moda i miałam zasadniczo taki pogląd, jak Ty. A ostatnio coraz częściej wydaje mi się, że ta moda właśnie przestaje być modą i zmienia się powoli w ideologię. Albo już się zmieniła. Ale możliwe, że mi się tylko wydaje. Oby. :) Wolę Twoją wersję. Jest bardziej optymistyczna.
Natalio,
cóż jestem optymistką. Ale może i Ty masz rację... Powiązanie weganizmu i wegetarianizmu z tematyką kryzysu klimatycznego nadaje im cechy ideologii i zaczyna tworzyć opozycję kto z nami, a kto przeciw nam. Mam jednak takie przekonanie, że to jedynie wyimek rzeczywistości. Wystarczy popatrzeć na zawartość lad chłodniczych w sklepach i wózków zakupowych.
Wyszperałam takie artykuł, tak na marginesie naszej rozmowy: https://www.bbc.com/culture/article/20200424-can-a-book-make-you-vegan
Pozdrawiam!
Natalio, czy dobrze rozumiem, że przeczytała Pani książkę "Dość"? Muszę się odnieść do zdania, które zawarłaś w swoim komentarzu: "Ale strasznie nie podoba mi się robienie z tego ideologii, a mam wrażenie, że to się od pewnego czasu odbywa." Przyznaję, że to co ostatnio dzieje się w przestrzeni publicznej, nie przestaje mnie zadziwiać. Jak można życie i cierpienie jakiejkolwiek istoty czującej (a przypominam, że wszystkie zjadane gatunki hodowlane są kręgowcami jak my, ludzie) nazywać ideologią? Sądzę, że aby zrozumieć właściwie Dorotę Sumińską wiele osób powinno odwiedzić hodowlę przemysłową by zobaczyć "życie" tych zwierząt, które życiem nie jest a potem zobaczyć sam moment uboju. Sądzę, że jeśli ktoś nie ma na tyle wyobraźni by to zrozumieć, po prostu powinien to zobaczyć. Człowiek nie jest gatunkiem mięsożernym tak jak kotowate. Jest gatunkiem wszystkożernym. Mówi o tym zarówno nasz układ trawienny jak i uzębienie. Co do klimatu, jest bolesnym faktem, że najwięcej emisji CO2 do środowiska zawdzięczamy wielkoprzemysłowym hodowlom zwierząt, które potem się zabija. Na dodatek, produkuje się zdecydowanie więcej mięsa niż jest sprzedawane, a to oznacza, że miliony zwierząt jest zabijanych dla samego zabijania i w efekcie lądują na śmietniku. Mięso z hipermarketów w Polsce nie jest przy końcu terminu ważności oddawane biednym czy bezdomnym - jest wyrzucane. Do tego dochodzi transport zwierząt rzeźnych w czasie którego łamią sobie kończyny. A jadą przerażone, stłoczone przez wiele godzin. Są tego cierpienia w pełni świadome. To nie jest ideologia, to życie w koszmarze tych zwierząt dla których śmierć w ubojni jest namiastką wybawienia. Jest mnóstwo rzetelnych dokumentalnych filmów na ten temat. Bardzo je Tobie polecam.
Prześlij komentarz