Przejdź do głównej zawartości

Sławomir Cenckiewicz. Długie ramię Moskwy.


Wydane przez
Wydawnictwo Zysk i S-ka


W recenzji z "Długiego ramienia Moskwy" Cezary Gmyz napisał, że książki traktujące o historii służb specjalnych, niezależnie od tego, czy chodzi o CIA, KGB, Stasi czy inne służby, na całym świecie (Gmyz
dodaje: czytającym świecie) cieszą się wielką popularnością; podobnie jest u nas, z tym, że jak zauważa Gmyz, u nas książki te na ogół przemilczane są przez recenzentów.

Nie jestem znawczynią dziedziny, której książka Cenckiewicza jest poświęcona i nie wiem, jak to na świecie jest z książkami o historii służb specjalnych, natomiast jestem skłonna przyznać racje Gmyzowi w tym, że wielkiego szumu związanego z wydaniem "Długiego ramienia Moskwy" nie ma. Owszem, na youtube można obejrzeć zapisy filmowe spotkań Cenckiewicza z czytelnikami, które wyraźnie pokazują, że ludzi temat interesuje (podczas spotkania z czytelnikami na Targach Książki w Katowicach Cenckiewicz rozmawiał z czytelnikami półtorej godziny, najpierw występując na scenie, a później już w warunkach kameralnych podczas kawy z pisarzem), ale na przykład w telewizji o książce cicho. Ktoś może zapytać, po co o książce miałoby być w telewizji głośno, a ten, kto zadałby to pytanie albo niczego nie rozumie albo przeciwnie - rozumie doskonale na dodatek lubuje się w pytaniach retorycznych, na dodatek postawionych niejako a` rebours :-))

Temat książki jest jasny: historia wywiadu wojskowego Ludowego Wojska Polskiego, czyli historia z lat 1943-1991, przy czym Autor kończy swoją opowieść na latach 2006/2007, kiedy to zostały zlikwidowane WSI. Obraz wyłaniający się z tej historii jest przerażający - Cenckiewicz stawia i udowadnia tezę, że LWP, a szczególnie wywiad wojskowy, to było środowisko kompletnie zsowietyzowane, a obraz wojskowych-polskich patriotów, którzy prowadzili jakiekolwiek działania wymierzone przeciwko Moskwie i w interesie Polski, to obraz zupełnie nieprawdziwy. Przykładów na tę tezę jest mnóstwo, a jednym z najdobitniejszych jest ten oto, że pierwszym polskim szefem Sztabu Generalnego był Wojciech Jaruzelski, który objął to stanowisko w roku 1965. Wcześniej szefami Sztabu Generalnego LWP byli sami Rosjanie - Jaruzelski zastąpił generała pułkownika Armii Czerwonej Jurija Bordziłowskiego. Kiedy o tym przeczytałam, to pomyślałam sobie między innymi i to, że wtedy, pół wieku temu, ludzie mieli przynajmniej jasność w kwestii tego, kto w Polsce rządzi. Nie mam pojęcia, czy to była wtedy lub jest dzisiaj jakakolwiek pociecha i dla kogo. W każdym razie Cenckiewicz opisuje historię smutną, historię, która jeszcze się nie skończyła, aczkolwiek nie ma już LWP. Pytania, które Autor stawia we "Wprowadzeniu" również, jeżeli można tak powiedzieć, są smutne:

Postanawiam ustalić i zrozumieć, jak to się stało... Jak to się stało, że w Warszawie, w gmachu przy al. Niepodległości, przez tyle lat funkcjonował jeden z najważniejszych instrumentów podległości naszego kraju. Jak to się stało, że dopiero w siedemnastym roku budowania demokratycznej Polski rozmontowano tę postsowiecką redutę zlokalizowaną w najdalej na wschód położonym kraju zachodniej części Europy.

Książka napisana jest bardzo dobrze, tekst główny liczy 434 strony, a kolejnych około 100 stron to Aneksy, Słownik ważniejszych pojęć, Bibliografia (której jest 25 stron) oraz Indeks nazwisk. Przypiski
robione są tak, jak lubię - na dole strony, a zatem w czasie czytania nie trzeba żonglować zakładkami i nieustannie otwierać  książki to w jednym, to w drugim miejscu.

Na koniec zdanie Andrzeja Zybertowicza zamieszczone na tylnej okładce:

Gdyby polskie nauki społeczne miały więcej takich badaczy jak dr Cenckiewicz, znacznie trudniej byłoby manipulować Polakami.

Komentarze

Marietta pisze…
Czytałam już inne książki autorstwa Sławomira Cenckiewicza i zgadzam się, że to dobry pisarz i rewelacyjny naukowiec. Pozdrawiam
ksiazkowiec pisze…
Dzięki za zauważenie i "podanie" tak ważnej książki. Mnie to nie dziwi, że generalnie niewielu ludzi interesuje się przeszłością sprzed kilkudziesięciu lat, bo to zamierzchła historia. Niestety , moja. A niestety, bo bolesna. Żyło się łatwiej, bo wiadomo było, kto jest kim. I Jaruzelski nastał na tronie za żywota mego. Dziś larum, gdy pensje takim jak on chieli obniżyć. Moje koleżanki się użalały nad losem biednych oficerów. Szkoda, że nie myślały o tych, przeciw którym ostrze propagandy było skierowane. Bardzo ważna książka. Jesienny promyk słońca ślę:)
Monika Badowska pisze…
Marietta,
pozdrawiam:-)

Ksiązkowiec,
zgadzam się - bardzo ważna i trzeba o niej mówić jak najgłośniej. Do czego - serdecznie pozdrawiając - namawiam:-)
Iza pisze…
Tak wyszło, że tuż po twojej recenzji przeczytałam obszerną recenzję Gontarczyka. Jego zdaniem akurat historia o Jaruzelskim jest słabo udokumentowana. A poza tym zapowiada się lektura ciekawa na wielu poziomach. Mnie najbardziej zafrapowała informacja o poziomie intelektualnym, moralnym i profesjonalnym tych ludzi. Momentami przypominają gang Olsena, a mimo to mają w ręku całą naszą klasę polityczną.
A zacytowane przez ciebie zdanie prof. Zybertowicza nadzwyczaj optymistyczne. zazwyczaj sam ubolewa, że Polacy odmają poszerzenia wiedzy na jakikolwiek istotny temat.

Popularne posty z tego bloga

Konkurs na Blog Roku

Wczoraj ów konkurs wkroczył w kolejny etap. Za nami czas zgłaszania blogów, przed nami czas głosowania na te, co zgłoszone, a po południu 22 stycznia najpopularniejsze blogi oceniać będzie Kapituła Konkursu. Aby zagłosować na bloga, którego właśnie czytacie należy wysłać sms-a o treści E00071 (e, trzy zera, siedem, jeden) na nr 7144. Taki sms kosztuje 1,22 zł. Szczegóły konkursu: http://www.blogroku.pl/

Spacer po Sudetach, czyli kilka słów podsumowania.

Wyruszyłam ze Świeradowa Zdroju i z każdym krokiem oddalającym mnie od centrum i hałasu dobiegającego z okolicznych budów czułam się coraz lepiej. Cisza i pustka to zdecydowanie przestrzeń mi sprzyjająca. Oczy mi ciągnęło do błyszczących kamieni pod nogami, a całą sobą dostrajalam się do otaczającego mnie lasu. Im głębiej w Izery, tym więcej rowerzystów, ale urok Hali Izerskiej i obserwacja ludzi zajadających się popisowym daniem Chatki Górzystów nastrajały mnie bardzo pozytywnie. Gdy przy Stacji Turystycznej Orle okazało się, że będę spała w starym drewnianym domu, sama w wieloosobowym pokoju, uśmiechnęłam się szeroko. Obejrzałam wystawę, zjadłam niezbyt ciepłą acz smaczną zupę i zakończyłam długi dzień. Dzień kolejny okazał się być jeszcze dłuższy. W Jakuszycach o moje dobre nastawienie zadbała kawa w hotelowej restauracji i piękna droga przez las tuż za Jakuszycami. Karkonoski Park Narodowy rozpoczął się kaskada wodną, przy której można przycupnąć, by kupić bilet. Chwilę

Katarzyna Berenika Miszczuk. Tajemnica Dąbrówki

Katarzyna Berenika Miszczuk, bazując na swoich doświadczeniach z pisaniem o świecie pełnym słowiańskich bóstw, wkracza w literaturę dziecięcą. Wkroczyła właściwie książką "Tajemnica domu w Bielinach", bo ta, prezentowana przeze mnie powieść, opisująca rodzinę Lipowskich jest kontynuacją wspomnianej powyżej. I mamy otóż mamę z czwórką dzieci, która zamieszkuje wspólnie z ciotką zmagającą się z chorobą Alzhaimera w Bielinach. Wsi, o której nawet mieszkańców mówią z lekkim przekąsem - "bo wiadomo jak to u nas". Owo "u nas" oznacza bowiem tajemnicze zjawiska, niemniej tajemnicze postaci i świat nie do końca taki jaki znany jest nam powszechnie. Jest on dzielony z domownikami, biedami, błędnymi ognikami i innymi stworzeniami, o których - z dużym zapałem - czyta w Bestiariuszu ośmioletnia Tosia. Jej mama wpadła na straszny, zdaniem dziewczynki pomysł. Szuka niani, która zajmie się nią (prawie dorosłą nią!) i maleńką Dąbrówką. Tosia robi wszystko, by odstraszyć k