Przejdź do głównej zawartości

Marcin Pałasz. Elf i pierwsza gwiazdka.


Wydane przez
Wydawnictwo Skrzat

Czasami myślę o tym, że pisanie serii książek jest jednocześnie łatwe i trudne. Łatwe, bo skoro czytelnicy pokochają bohaterów, polubią ich wady i zalety, poczują się z nimi związani, są im wiele wybaczyć, a może bardziej - wiele wybaczyć Autorowi. Z drugiej strony - szalenie trudne, bo czytelnik znudzony może przestać być czytelnikiem, więc trzeba wytężać umysł, by zawsze zapewnić miłośnikom swojej prozy odpowiednio wysoki poziom, a swoim bohaterom ujmująco atrakcyjne przygody.

Z tego, jakże kłopotliwego położenia, doskonale wychodzi Marcin Pałasz, którego kolejne powieści po pierwsze wzmagają sympatię do Elfa i jego Dużych, a po drugie - nie nudzą, a co więcej - dostarczają uśmiechu, wzbudzają zainteresowanie i co warto podkreślić, wciąż zawierają wyraźną nutę edukacyjną.

Elf nie wie co to śnie i nie wie, co to "święta". Niemniej jednak na wieść o wyjeździe i bliskim spotkaniu z resztą rodziny ludzkiej oraz spotkaniu ze swoją siostrą, tak jak on adoptowaną ze schroniska, cieszy się całym sobą. Ale zanim rodzina Elfa wyruszy w podróż trzeba kupić choinkę, upiec chleb, zabawić się w Mikołaja i spotkać z dawno nie widzianym wujkiem zza dalekiej granicy.

Im bliżej Wigilii tym robi się ciekawej, choć nie oznacza to "weselej". Dzieją się zaskakujące, czasami niezbyt miło pachnące (i nie jest to metafora) rzeczy, a atmosfera z uroczystej zamienia się w lekko zwariowaną.

Gratuluję Marcinowi Pałaszowi kolejnej książki na wysokim poziomie. Cóż - pozostaje jedynie promować adopcje psów ze schronisk; wszak jeden z nich stał się inspiracją do ważnej edukacyjnie serii powieści dla dzieci.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Magdalena Okraska, Nie ma i nie będzie

Z dużym zainteresowaniem sięgnęłam po tę książkę, bo zanim do mnie dotarła przez sieć przetoczyła się dyskusja zwolenników i przeciwników tego, jak Magdalena Okraska o miastach opuszczonych przez dające zatrudnienie przedsiębiorstwach pisze. A jakie jest moje zdanie? Ta historia to wiele pięćdziesiątek wódki, udek kurczaka, cudzych kołder w cudzych domach (nigdy nie śpię w hotelach, śpię u bohaterów), długich rozmów i krótkich puent. To kilometry pokonane busikami, albumy rodzinne, lokalne biblioteki i lokalne mordownie. Pojechałam do nich i powiedziałam "Opowiedz mi". Tak kończy się jeden z tekstów wprowadzających do rozdziałów poświęconych poszczególnym miastom. Wraz z autorką odwiedzamy Wałbrzych, Włocławek, Będzin, Szczytno i kilka innych miejscowości, których przeszły rozwój osadzony był na istniejącym, prężnie działającym i rozwijającym się przedsiębiorstwie, a które wraz z jego likwidacją podupadły. Magdalena Okraska rozmawia zatem z mieszkańcami i tymi, którzy już owe...

Pożegnanie

Od kilku dni zbieram się, by napisać o odejściu Amber. Jest mi trudno, odpycham ten czas, ale uznałam, że to będzie sposób na pewnego rodzaju domknięcie - tak mi bardzo potrzebne. Amber zamieszkała z nami 25 lipca 2019 roku. Wypatrzyłam ją na FB schroniska w Tomaszowie Mazowieckim, pojechaliśmy na wizytę zapoznawczą, a kilka dni później - już po nią. Ułożona w bagażniku na wygodnym materacu, przeczołgała się na tylne siedzenie i ułożyła na moich kolanach. Tak dojechaliśmy do domu. O początkach wspólnego życia przeczytacie TUTAJ  i TUTAJ . Gdy już nieco okrzepliśmy w codzienności z psem, a Amber - z ludźmi i kotami, pojawił się pomysł na wspólny jesienny wyjazd w Beskid Niski. Zanim to jednak się stało psica miała atak padaczki, co spowodowało, że wyjazd odwołaliśmy, wdrożyliśmy leczenie i od nowa zaczęliśmy oswajać z nami i wspólnym życiem zdezorientowanego chorobą psa. Udało się ustabilizować zawirowania zdrowotne i wówczas zaczęliśmy się cieszyć sobą wzajemnie już na 100%. Dopier...

Spacer po Sudetach, czyli kilka słów podsumowania.

Wyruszyłam ze Świeradowa Zdroju i z każdym krokiem oddalającym mnie od centrum i hałasu dobiegającego z okolicznych budów czułam się coraz lepiej. Cisza i pustka to zdecydowanie przestrzeń mi sprzyjająca. Oczy mi ciągnęło do błyszczących kamieni pod nogami, a całą sobą dostrajalam się do otaczającego mnie lasu. Im głębiej w Izery, tym więcej rowerzystów, ale urok Hali Izerskiej i obserwacja ludzi zajadających się popisowym daniem Chatki Górzystów nastrajały mnie bardzo pozytywnie. Gdy przy Stacji Turystycznej Orle okazało się, że będę spała w starym drewnianym domu, sama w wieloosobowym pokoju, uśmiechnęłam się szeroko. Obejrzałam wystawę, zjadłam niezbyt ciepłą acz smaczną zupę i zakończyłam długi dzień. Dzień kolejny okazał się być jeszcze dłuższy. W Jakuszycach o moje dobre nastawienie zadbała kawa w hotelowej restauracji i piękna droga przez las tuż za Jakuszycami. Karkonoski Park Narodowy rozpoczął się kaskada wodną, przy której można przycupnąć, by kupić bilet. Chwilę...