Przejdź do głównej zawartości

Pożegnanie z 2016 rokiem

Ostatnie dni roku skłaniają mnie do zastanawiania się nad tym jak wyglądał. Kusi mnie by zacząć już myśleć o roku kolejnym, ale trzymam swoje myśli krótko – chcę 31 grudnia podsumować dobrze to co minęło, by umieć rozsądnie planować 2017 rok.


Dziewiąty rok blogowania za mną. Wciąż uparcie dzielę się z osobami odwiedzającymi stronę prowincjonalnanauczycielka.pl opiniami o książkach. Są to opinie inne niż kiedyś, ale taka naturalna kolej rzeczy. Piszę wyraźnie mniej niż w latach minionych, a szczególnie mocno widać to w okresie letnim, kiedy maksymalnie dużo czasu spędzam aktywnie. Czytanie książek drukowanych współdzielę ze słuchaniem i sprawia mi to wiele przyjemności. Do tego stopnia, że zdarza mi się słuchać powieści, która wcześniej spodobała mi się w tradycyjnym czytaniu. W tym roku pierwszy raz miałam okazję korzystać z czytnika i przyznaję, że jest to coś, co pewnie za jakiś czas sobie sprawię.

Dziękuję za zaufanie pracowników wydawnictw, z którymi mam zaszczyt współpracować. I, redaktorowi Niezbędnika Kulturalnego, za zaproszenie do rozmawiania o książkach na falach Radia eM.

Czytelnikom blogu dziękuję za obecność, czytanie, komentarze. Dziękuję, że jesteście ze mną na blogu, Facebooku i Instagramie. Dziękuję tym, którzy zdecydowali się odpowiedzieć na moją prośbę o kartki urodzinowe; było mi bardzo miło.

Dzięki Wam to był bardzo dobry rok:)


Miniony rok był dla Kociokwika nieco skomplikowany. Do marca gościła u nas Kavka, a gdy wracała do siebie, dołączył do niej Wojtek. Chłopczydełko, bardzo powoli, odnalazło się w mazurskich przestrzeniach i towarzyszyło Mamie w ogrodzie i najbliższym otoczeniu domu. 


Niestety, zachorowała Gusia. Rentgen wykazał guza na płucach i – wg mnie – w błyskawicznym tempie – Gusia zaczęła chudnąć, mieć problemy z oddychaniem, żegnać się z nami. Umarła pod koniec listopada, a mnie wciąż jej brakuje.


Pozostałe Kociokwiki nie chorują, a ja  intensywnie obserwuję Sisi i Sarę, które w tym roku będą miały odpowiednio 11 i 13 lat. Obydwie nie wykazują większych oznak związanych z wiekiem, ale... Wolę się dobrze przyglądać.


Z Sarą byłyśmy dwa razy na Mazurach i jej entuzjazm do szaleństw na polach i w lesie jest zachwycająco zaraźliwy. Tak jak nie przepadam za bieganiem, tak przez te kilka dni, które spędziłyśmy nad jeziorami biegałam codziennie po kilkanaście kilometrów. Z psiskiem u boku, rzecz jasna:)


Za Wojtka i Nusię dziękuję Niekochanym, Sarę – Malamutom, a PanDoktorowi za troskliwą opiekę nad Kociokwikami i jemu i jego Rodzinie za to, że mogę ich zaliczyć do życzliwych i zaprzyjaźnionych.


W Nowy Rok wchodzimy ponownie w towarzystwie Kavki i Wojtka.

Dziękuję ludziom, którzy są obok mnie i których serdecznością mogę się cieszyć. Dziękuję tym, którzy mnie motywują (świadomi tego lub nie). Dziękuję także osobom, które mnie zawiodły; uczę się dzięki temu lepszego oceniania ludzkich intencji i umacniam. Rozczarowanie drugim człowiekiem to w sumie niezbyt przyjemne uczucie, ale za to mocno uświadamiające.

Są idee, które porywają nas jedynie przez jakiś czas w życiu. Są ludzie, z którymi jedynie przez jakiś czas kroczymy obok siebie przez życie. Po pewnym czasie wyrastamy ponad owe idee, a droga współdzielona, wypełniona zajmującymi rozmowami i działaniami, rozdziela się, by poprowadzić losy osoby niegdyś emocjonalnie nam bliskiej, inną niż nasza ścieżką. Dziękuję za wspólny czas ludziom, z którymi moja znajomość wygasła.

Rok 2016 to dla mnie zdecydowanie rok aktywności fizycznej. Siłownia, zajęcia z szerokiej gamy fitnesowych propozycji, rower i pływanie.

Za pokazanie/przypomnienie, że aktywność daje mnóstwo przyjemności i motywowanie do pracy nad sobą serdecznie dziękuję Asi, T. i Alanowi. Agacie – za nakłanianie mnie do tego, by nie odpuszczać. Współćwiczącym – za wsparcie, pomoc, instruktaż, opiekę podczas ćwiczeń. A Monice i Marcinowi za stworzenie przyjaznego miejsca, w którym można ćwiczyć i zawiązywać dobre znajomości.


Wiosną zostałam zaproszona do rowerowego teamu i to zdeterminowało moje plany na ciepłe dni. Większość weekendów zaczęłam spędzać na siodełku, a owo przemierzanie kilometrów stało się doskonałą okazją do tego, by poznawać okolice. Może to niezbyt oczywisty wniosek, ale jeżdżenie w grupie sporo nauczyło mnie o sobie – o relacjach jakie nawiązuję z innymi, zaangażowaniu, wytrwałości z jaką z jaką pokonuję opracowane przez lidera teamu trasy oraz reakcji na różne nieprzewidywane sytuacje, przyjemne i te mniej. Wspólne jeżdżenie to idealna szkoła cierpliwości, uważności, akceptacji innych ludzi. Za każdy wspólnie przejechany kilometr (a było ich na moim liczniku 3571) dziękuję T., A. i J., J. i M. Dziękuję też za idealnie dobrane, rowerowe prezenty urodzinowe:) Już nie mogę się doczekać kolejnego wyjazdu.



Gdyby ktoś zapytał mnie co jest dla mnie największym szczęściem w życiu zawodowym bez wahania odpowiedziałabym, że możliwość łączenia pasji z pracą. Mam to szczęście i entuzjazm jaki się z tym wiąże niósł mnie przez kolejny rok. Jeśli do tego, dodamy fakt, że ludzie z którymi mam przyjemność współpracować także są oddani książkom i promocji czytania, to przyznacie – nie mogłam trafić lepiej:)

Dziękuję mojemu zespołowi za mrówczą pracę, która sprawia, że wszystko działa idealnie, a która często jest niedostrzegana przez otoczenie. Za opanowywanie wszelkich burz, za zaangażowanie, kreatywność i chęć współpracy. Za niesztampowe pomysły, cierpliwość i radość z książek.

Dziękuję tym, którzy przyjęli moje zaproszenie w biblioteczne progi. Gościom piszącym i tym, którzy zechcieli przyjść na spotkania z autorami. Odwiedzającymi wernisaże, przyprowadzającym dzieci na czytanie bajek, wiernie uczestniczącym w kiermaszach książek i ogólnobibliotecznych wydarzeniach.


To był dobry rok. Otaczali mnie życzliwi ludzie, miałam okazję doświadczyć wiele nowego, odkrywałam dotychczas nieznane lub zapomniane pasje, zmieniałam postrzeganie niektórych sprawy, uporządkowałam te czekająca na to od dawna. Czułam, że żyję, głęboko oddycham, że nie muszę się obawiać o to, co jeszcze złego za chwilę mnie spotka. Byłam trzy razy na Mazurach, wyjechałam na urlop i niemalże każdy weekend spędziłam na wędrowaniu. Bawiłam się do zdartego gardła na koncercie Kultu. Do ważnych wydarzeń w moim życiu należą oczywiście świętowane uroczyście, w gronie osób bliskich, urodziny. 


Kończę rok z nadzieją, że 2017 będzie równie dobry albo i lepszy. Mimo kryzysów, agresji i tego wszystkiego, co wylewa się z mediów. Wierzę, że wciąż i Wy, i ja, będziemy mogli cieszyć się obecnością bliskich osób, kochać, realizować swoje pasje, doświadczać nowych rzeczy.

Komentarze

Agnes pisze…
Wszystkiego dobrego!
natanna pisze…
I ja nie mogę narzekać.
To był dobry rok.
Monika Badowska pisze…
Cieszę się, że dla Ciebie również.

Popularne posty z tego bloga

Konkurs na Blog Roku

Wczoraj ów konkurs wkroczył w kolejny etap. Za nami czas zgłaszania blogów, przed nami czas głosowania na te, co zgłoszone, a po południu 22 stycznia najpopularniejsze blogi oceniać będzie Kapituła Konkursu. Aby zagłosować na bloga, którego właśnie czytacie należy wysłać sms-a o treści E00071 (e, trzy zera, siedem, jeden) na nr 7144. Taki sms kosztuje 1,22 zł. Szczegóły konkursu: http://www.blogroku.pl/

Spacer po Sudetach, czyli kilka słów podsumowania.

Wyruszyłam ze Świeradowa Zdroju i z każdym krokiem oddalającym mnie od centrum i hałasu dobiegającego z okolicznych budów czułam się coraz lepiej. Cisza i pustka to zdecydowanie przestrzeń mi sprzyjająca. Oczy mi ciągnęło do błyszczących kamieni pod nogami, a całą sobą dostrajalam się do otaczającego mnie lasu. Im głębiej w Izery, tym więcej rowerzystów, ale urok Hali Izerskiej i obserwacja ludzi zajadających się popisowym daniem Chatki Górzystów nastrajały mnie bardzo pozytywnie. Gdy przy Stacji Turystycznej Orle okazało się, że będę spała w starym drewnianym domu, sama w wieloosobowym pokoju, uśmiechnęłam się szeroko. Obejrzałam wystawę, zjadłam niezbyt ciepłą acz smaczną zupę i zakończyłam długi dzień. Dzień kolejny okazał się być jeszcze dłuższy. W Jakuszycach o moje dobre nastawienie zadbała kawa w hotelowej restauracji i piękna droga przez las tuż za Jakuszycami. Karkonoski Park Narodowy rozpoczął się kaskada wodną, przy której można przycupnąć, by kupić bilet. Chwilę

Paweł Beręsewicz. Kiedy chodziłem z Julką Maj.

Wydane przez Wydawnictwo Literatura Książka Pawła Beręsewicza wprawiła mnie w dobry nastrój. Opisując pierwsze drżenia serca, pierwsze zakochanie z punktu widzenia piętnastoletniego Jacka Karasia Autor dokonuje wyłomu - bodaj pierwszy raz mam szansę przeczytać, jak reaguje nastolatek szykując się na randkę, co i czy w ogóle mówi rodzicom o swojej dziewczynie i czy tylko dziewczyny martwią się o to, w którą stronę skierować nos przy pocałunku. Jacek Karaś, którego czytelnicy mieli okazję poznać w książce " Jak zakochałem Kaśkę Kwiatek ", kończy gimnazjum i w ostatniej klasie dostrzega niezwykły urok swojej klasowej koleżanki, Julki Maj. Zdobywając się na straceńczą odwagę pyta Julkę, czy zechciałaby być jego dziewczyną. Później, wbrew temu, co myślał Jacek, bywa trudniej - nagle trzeba myśleć o wielu sprawach, nad którymi nigdy nie było powodu się zastanawiać, funkcjonować w inny niż dotychczas sposób. Cenię sobie ostatnie rozdziały powieści. Nie powiem nic więcej - czytaj