Przejdź do głównej zawartości

Kamil Olechwirowicz. Złote Jabłko.


Umiem wiedzieć, czy fotografia mi się podoba, czy nie. Wynika to jedynie z mojego, co oczywiste, subiektywnego, poczucia estetyki. I na tym moje umiejętności artystycznego postrzegania świata się kończą;) Wiem, jaki chcę mieć kolor ściany w sypialni i zazwyczaj co na siebie włożyć, żeby nie razić, ale już  tworzenie kompozycji, troska o tak zwany wystrój wnętrz mnie przerasta. Dlatego też o przedstawienie Wam albumu Złote Jabłko Kamila Olechwirowicza, poprosiłam Magdalenę Nowak, z którą mam przyjemność pracować i która w mojej ocenie zna się na tym, co artystyczne. To co poniżej, to jej tekst, za który serdecznie dziękuję. Zapraszam:)

Złote jabłko? Pierwsze skojarzenie to dojrzewające sady skąpane w letnim słońcu. Tytuł albumu fotograficznego Kamila Olechwirowicza trafnie nawiązuje do tego co za chwilę wydarzy się po jego otwarciu. Na wstępie dowiadujemy się czym owo jabłko dla artysty jest. Zastanawiając się chwilę jabłko jest ważnym symbolem zarówno w mitologii, religii, literaturze… 
Obok każdej fotografii artysty znajduje się wnikliwa analiza dzieła, namawiam jednak do „obejrzenia” obrazu. Nie zapominajmy, że to on odgrywa tutaj główną rolę. Fotografia jest niezwykłą dziedziną sztuki, która pozwala na przeżywanie w bardzo osobisty sposób. Niezwykła gra światła, realizm, przeplatanie się czerni z bielą nadają poszczególnym kadrom niezwykłego charakteru. Wszak światło nadaje życie i sens fotografii.  
Fotografie Kamila Olechwirowicza zapraszają do poznania historii, jedne z nich są dłuższe inne, są tylko wzmianką. Obecna w nich młodość, dojrzałość, przemijalność – może stanowić metaforę życia. Narodziny i śmierć, pełnię i pustkę, radość i smutek. Autorzy tekstów, które towarzyszą fotografiom także zostawili odbiorcy wiele niedopowiedzeń, zachęcają do własnej interpretacji. 
Jak wiele odmian, gatunków jabłka, tak i różne obrazy uchwycone za pomocą obiektywu, mówią o mnogości ujętych tematów. To tajemniczość, zaskoczenie, rozkoszowanie się smakiem lub rozczarowanie a wręcz zapomnienie? Być może tytułem prac „Złote jabłko” Kamil Olechwirowicz nakłania do wyboru, tego które jest najcenniejsze z całego zbioru… 
Pięknem monochromatycznej fotografii jest to, że pozwala się skupić na tym co ważne. I takich przeżyć życzę. 
Polecam wystawę Kamila Olechwirowicza, która za chwile zostanie zainaugurowana w Mazowieckim Instytucie Kultury http://www.mik.waw.pl/zapowiedzi/item/2178-15-lutego-kamil-olechwirowicz-zlote-jablko-fotografie.html

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Konkurs na Blog Roku

Wczoraj ów konkurs wkroczył w kolejny etap. Za nami czas zgłaszania blogów, przed nami czas głosowania na te, co zgłoszone, a po południu 22 stycznia najpopularniejsze blogi oceniać będzie Kapituła Konkursu. Aby zagłosować na bloga, którego właśnie czytacie należy wysłać sms-a o treści E00071 (e, trzy zera, siedem, jeden) na nr 7144. Taki sms kosztuje 1,22 zł. Szczegóły konkursu: http://www.blogroku.pl/

Spacer po Sudetach, czyli kilka słów podsumowania.

Wyruszyłam ze Świeradowa Zdroju i z każdym krokiem oddalającym mnie od centrum i hałasu dobiegającego z okolicznych budów czułam się coraz lepiej. Cisza i pustka to zdecydowanie przestrzeń mi sprzyjająca. Oczy mi ciągnęło do błyszczących kamieni pod nogami, a całą sobą dostrajalam się do otaczającego mnie lasu. Im głębiej w Izery, tym więcej rowerzystów, ale urok Hali Izerskiej i obserwacja ludzi zajadających się popisowym daniem Chatki Górzystów nastrajały mnie bardzo pozytywnie. Gdy przy Stacji Turystycznej Orle okazało się, że będę spała w starym drewnianym domu, sama w wieloosobowym pokoju, uśmiechnęłam się szeroko. Obejrzałam wystawę, zjadłam niezbyt ciepłą acz smaczną zupę i zakończyłam długi dzień. Dzień kolejny okazał się być jeszcze dłuższy. W Jakuszycach o moje dobre nastawienie zadbała kawa w hotelowej restauracji i piękna droga przez las tuż za Jakuszycami. Karkonoski Park Narodowy rozpoczął się kaskada wodną, przy której można przycupnąć, by kupić bilet. Chwilę

Katarzyna Berenika Miszczuk. Tajemnica Dąbrówki

Katarzyna Berenika Miszczuk, bazując na swoich doświadczeniach z pisaniem o świecie pełnym słowiańskich bóstw, wkracza w literaturę dziecięcą. Wkroczyła właściwie książką "Tajemnica domu w Bielinach", bo ta, prezentowana przeze mnie powieść, opisująca rodzinę Lipowskich jest kontynuacją wspomnianej powyżej. I mamy otóż mamę z czwórką dzieci, która zamieszkuje wspólnie z ciotką zmagającą się z chorobą Alzhaimera w Bielinach. Wsi, o której nawet mieszkańców mówią z lekkim przekąsem - "bo wiadomo jak to u nas". Owo "u nas" oznacza bowiem tajemnicze zjawiska, niemniej tajemnicze postaci i świat nie do końca taki jaki znany jest nam powszechnie. Jest on dzielony z domownikami, biedami, błędnymi ognikami i innymi stworzeniami, o których - z dużym zapałem - czyta w Bestiariuszu ośmioletnia Tosia. Jej mama wpadła na straszny, zdaniem dziewczynki pomysł. Szuka niani, która zajmie się nią (prawie dorosłą nią!) i maleńką Dąbrówką. Tosia robi wszystko, by odstraszyć k