Przejdź do głównej zawartości

Ronaldo Wrobel. Tłumacząc Hannah.


Brazylia w 1936 roku. Duże i coraz liczniejsze wraz z upływem lat środowisko Żydów uciekających z Europy. I pomiędzy nimi Max Kutner, szewc, który pod cudzym nazwiskiem wylądował na ziemi mającej posmak obiecanej. Gdy okazuje się, że Max zna jidisz, lokalna policja proponuje mu (a wiadomo, że takim propozycjom się nie odmawia) by pracował jako tłumacz wspierając instytucję cenzury.



Czytając listy swoich sąsiadów dowiaduje się o nich więcej niż chciałby wiedzieć. Bije się z myślami, łapie na tym, że czasami chce zapytać spotykanych na ulicy przechodniów o to, jak rozwikłały się sprawy, o których pisali w liście do bliskich. I nagle, dzięki listom zaczyna śledzić losy fascynującej kobiety. Kobiety, która pisząc do siostry określa się mianem aguny, kobiety spętanej. To skłania Maxa do poszukiwania Hannah, a gdy już staje z nią twarzą w twarz, jego zauroczenie potęguje się, a sposób w jaki ją sobie wyobrażał jest zgodny z tym jaka jest. Prawie. Bo też Hannah nie jest szanowaną żoną, a wspominany przez nią często w listach Josef nie jest człowiekiem.

Dla mnie ta książka miała głównie walor regionalno-społecznościowy. Owszem, relacja Maxa i Hannah stanowiła jądro fabuły, ale ciekawsze niż ich rozmowy wydawały mi się obyczaje emigracji, wspomnienia Maxa z czasów gdy mieszkał w Katowicach, czy z tychże Katowic wyjeżdżał.

Ronaldo Wrobel, mieszkający w Rio de Janeiro autor o żydowskich korzeniach udanie przybliżył mało znany wyimek historii XX wieku.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Konkurs na Blog Roku

Wczoraj ów konkurs wkroczył w kolejny etap. Za nami czas zgłaszania blogów, przed nami czas głosowania na te, co zgłoszone, a po południu 22 stycznia najpopularniejsze blogi oceniać będzie Kapituła Konkursu. Aby zagłosować na bloga, którego właśnie czytacie należy wysłać sms-a o treści E00071 (e, trzy zera, siedem, jeden) na nr 7144. Taki sms kosztuje 1,22 zł. Szczegóły konkursu: http://www.blogroku.pl/

Spacer po Sudetach, czyli kilka słów podsumowania.

Wyruszyłam ze Świeradowa Zdroju i z każdym krokiem oddalającym mnie od centrum i hałasu dobiegającego z okolicznych budów czułam się coraz lepiej. Cisza i pustka to zdecydowanie przestrzeń mi sprzyjająca. Oczy mi ciągnęło do błyszczących kamieni pod nogami, a całą sobą dostrajalam się do otaczającego mnie lasu. Im głębiej w Izery, tym więcej rowerzystów, ale urok Hali Izerskiej i obserwacja ludzi zajadających się popisowym daniem Chatki Górzystów nastrajały mnie bardzo pozytywnie. Gdy przy Stacji Turystycznej Orle okazało się, że będę spała w starym drewnianym domu, sama w wieloosobowym pokoju, uśmiechnęłam się szeroko. Obejrzałam wystawę, zjadłam niezbyt ciepłą acz smaczną zupę i zakończyłam długi dzień. Dzień kolejny okazał się być jeszcze dłuższy. W Jakuszycach o moje dobre nastawienie zadbała kawa w hotelowej restauracji i piękna droga przez las tuż za Jakuszycami. Karkonoski Park Narodowy rozpoczął się kaskada wodną, przy której można przycupnąć, by kupić bilet. Chwilę

Katarzyna Berenika Miszczuk. Tajemnica Dąbrówki

Katarzyna Berenika Miszczuk, bazując na swoich doświadczeniach z pisaniem o świecie pełnym słowiańskich bóstw, wkracza w literaturę dziecięcą. Wkroczyła właściwie książką "Tajemnica domu w Bielinach", bo ta, prezentowana przeze mnie powieść, opisująca rodzinę Lipowskich jest kontynuacją wspomnianej powyżej. I mamy otóż mamę z czwórką dzieci, która zamieszkuje wspólnie z ciotką zmagającą się z chorobą Alzhaimera w Bielinach. Wsi, o której nawet mieszkańców mówią z lekkim przekąsem - "bo wiadomo jak to u nas". Owo "u nas" oznacza bowiem tajemnicze zjawiska, niemniej tajemnicze postaci i świat nie do końca taki jaki znany jest nam powszechnie. Jest on dzielony z domownikami, biedami, błędnymi ognikami i innymi stworzeniami, o których - z dużym zapałem - czyta w Bestiariuszu ośmioletnia Tosia. Jej mama wpadła na straszny, zdaniem dziewczynki pomysł. Szuka niani, która zajmie się nią (prawie dorosłą nią!) i maleńką Dąbrówką. Tosia robi wszystko, by odstraszyć k