Przejdź do głównej zawartości

Pies niespodzianka

Baloo trafił do schroniska (jak wynika z książeczki) mniej więcej rok temu. Na zdjęciach wygląda na kiepsko - co prawda uśmiechnięty, ale jak przeraźliwie chudy...


Dziś jest nieco pełniejszy, choć powiem Wam, że 30 kg na dorosłego, dużego malamuta, to waga dość niewielka. Szczególnie poczułam to podnosząc go i układając na stole do badania w przychodni.


Ale chudość chudością, a apetyt swoje. Baloo lubi jeść, smakuje różne rzeczy i choć z miski wyjada powoli z namaszczeniem, to nie gardzi również rzodkiewką, waflem ryżowym, czy marchewką. Próbuje wyszukiwać też podczas spacerów smakołyków zostawionych przez ludzi - suche pieczywo, lody, bita śmietana, czy najróżniejsze smakołyki. Czasami zdążę mu zabrać zanim zje, czasami znalezisko jest na tyle małe, że zanim się schylę już jest połknięte. 


Ostatnie badania rentgenowskie wykazały rzeczy, które mogą sprawiać psu ból. Ma spondylozę, dysplazję (i na to oprócz leczenia zachowawczego poleca się dom z ogrodem bez schodów) oraz kwalifikuje się do kastracji ze wskazaniem na badania histopatologiczne. Na domiar wszystkiego zrobiło mu się na brodzie jakieś podrażnienie, które próbuję przemywać, ale wiadomo, że bez lekarskiej diagnozy i środków medycznych (podejrzewam również, że bez kołnierza), sobie nie poradzimy. Ale z tym i z resztą rzeczy do naprawiania sobie poradzimy - podczas piątkowej wizyty u PanDoktora ustalimy co, jak i kiedy.



Baloo czuje się już w Kociokwiku na tyle dobrze, że nie krąży. No, może czasami tylko troszkę, by okazać radość, że za chwilę będzie jedzenie albo, że wychodzimy na spacer. Gdy chce, aby go głaskać siada obok mnie, odwrócony tyłem i czeka na dotyk dłoni. Uwielbia być czesany, układa się wygodnie, przymyka oczy i delikatnie się uśmiecha. Wie, że kiedy ja jem, to już za chwilę w jego i kocich miskach też się coś pojawi i cierpliwie czeka. Owszem, jeśli coś zostaje postawione na stole, ot na przykład kanapka, i ta kanapka sprawia wrażenie opuszczonej, osamotnionej i w ogóle nieszczęśliwej, bo niczyjej, to chętnie się zaopiekuje. Jednym kłapnięciem, bo dzielenie jej na dwa kłapnięcia stwarzałyby szansę, abym chciała mu ją zabrać. A tak - nie ma czego:)


Pięknie chodzi na smyczy. Owszem wącha po trawnikach i na zakrętach, odczytuje wiadomości i zostawia swoje, ale gdy idziemy raźno i przed siebie, nie ciągnie, ale idzie w tempie, równo ze mną. Widziałam jaki był rozradowany i spokojny leżąc podczas pobytu u Mamy na trawie, w ogrodzie. Niestety - mieszkając w bloku nie jestem w stanie zapewnić mu tego relaksu, bo spacer i nawet polegiwanie na trawie w parku, to jednak nie to samo.


Baloo zasługuje na miłość i dom. Ma dziewięć lat, nic nie wiemy o jego przeszłości, ale stan zdrowia nie wskazuje na to, by był psem, o którego ktoś dbał wyjątkowo starannie. Póki co - oswajamy się, leczymy i czekamy na to, co przyniesie przyszłość...

P.S. Z Waszych pieniędzy podarowanych na Nukę zostało 1088,31 zł, które przekazałam na rzecz Baloo. Powoli zbliżamy się do wyczerpania tej kwoty i tego, co wpływa na konto Fundacji z przeznaczeniem dla niego. Gdyby ktoś z Was miał życzenie wesprzeć Balko, to serdecznie zapraszam na stronę Fundacji. Dziękuję:)

Komentarze

Jardian pisze…
Wzrusza mnie los tych zwierząt. Sam nigdy nie byłem w schronisku, wszystkie zwierzęta tam spotkane na pewno chciałbym adoptować. Pozdrawiam znad filiżanki porannej kawy .
Monika Badowska pisze…
Jardian,
wizyta w schronisku to ciężkie przeżycie.

Popularne posty z tego bloga

Konkurs na Blog Roku

Wczoraj ów konkurs wkroczył w kolejny etap. Za nami czas zgłaszania blogów, przed nami czas głosowania na te, co zgłoszone, a po południu 22 stycznia najpopularniejsze blogi oceniać będzie Kapituła Konkursu. Aby zagłosować na bloga, którego właśnie czytacie należy wysłać sms-a o treści E00071 (e, trzy zera, siedem, jeden) na nr 7144. Taki sms kosztuje 1,22 zł. Szczegóły konkursu: http://www.blogroku.pl/

Spacer po Sudetach, czyli kilka słów podsumowania.

Wyruszyłam ze Świeradowa Zdroju i z każdym krokiem oddalającym mnie od centrum i hałasu dobiegającego z okolicznych budów czułam się coraz lepiej. Cisza i pustka to zdecydowanie przestrzeń mi sprzyjająca. Oczy mi ciągnęło do błyszczących kamieni pod nogami, a całą sobą dostrajalam się do otaczającego mnie lasu. Im głębiej w Izery, tym więcej rowerzystów, ale urok Hali Izerskiej i obserwacja ludzi zajadających się popisowym daniem Chatki Górzystów nastrajały mnie bardzo pozytywnie. Gdy przy Stacji Turystycznej Orle okazało się, że będę spała w starym drewnianym domu, sama w wieloosobowym pokoju, uśmiechnęłam się szeroko. Obejrzałam wystawę, zjadłam niezbyt ciepłą acz smaczną zupę i zakończyłam długi dzień. Dzień kolejny okazał się być jeszcze dłuższy. W Jakuszycach o moje dobre nastawienie zadbała kawa w hotelowej restauracji i piękna droga przez las tuż za Jakuszycami. Karkonoski Park Narodowy rozpoczął się kaskada wodną, przy której można przycupnąć, by kupić bilet. Chwilę

Katarzyna Berenika Miszczuk. Tajemnica Dąbrówki

Katarzyna Berenika Miszczuk, bazując na swoich doświadczeniach z pisaniem o świecie pełnym słowiańskich bóstw, wkracza w literaturę dziecięcą. Wkroczyła właściwie książką "Tajemnica domu w Bielinach", bo ta, prezentowana przeze mnie powieść, opisująca rodzinę Lipowskich jest kontynuacją wspomnianej powyżej. I mamy otóż mamę z czwórką dzieci, która zamieszkuje wspólnie z ciotką zmagającą się z chorobą Alzhaimera w Bielinach. Wsi, o której nawet mieszkańców mówią z lekkim przekąsem - "bo wiadomo jak to u nas". Owo "u nas" oznacza bowiem tajemnicze zjawiska, niemniej tajemnicze postaci i świat nie do końca taki jaki znany jest nam powszechnie. Jest on dzielony z domownikami, biedami, błędnymi ognikami i innymi stworzeniami, o których - z dużym zapałem - czyta w Bestiariuszu ośmioletnia Tosia. Jej mama wpadła na straszny, zdaniem dziewczynki pomysł. Szuka niani, która zajmie się nią (prawie dorosłą nią!) i maleńką Dąbrówką. Tosia robi wszystko, by odstraszyć k