Przejdź do głównej zawartości

Magdalena Okraska, Nie ma i nie będzie

Z dużym zainteresowaniem sięgnęłam po tę książkę, bo zanim do mnie dotarła przez sieć przetoczyła się dyskusja zwolenników i przeciwników tego, jak Magdalena Okraska o miastach opuszczonych przez dające zatrudnienie przedsiębiorstwach pisze. A jakie jest moje zdanie?

Ta historia to wiele pięćdziesiątek wódki, udek kurczaka, cudzych kołder w cudzych domach (nigdy nie śpię w hotelach, śpię u bohaterów), długich rozmów i krótkich puent. To kilometry pokonane busikami, albumy rodzinne, lokalne biblioteki i lokalne mordownie.

Pojechałam do nich i powiedziałam "Opowiedz mi".

Tak kończy się jeden z tekstów wprowadzających do rozdziałów poświęconych poszczególnym miastom. Wraz z autorką odwiedzamy Wałbrzych, Włocławek, Będzin, Szczytno i kilka innych miejscowości, których przeszły rozwój osadzony był na istniejącym, prężnie działającym i rozwijającym się przedsiębiorstwie, a które wraz z jego likwidacją podupadły. Magdalena Okraska rozmawia zatem z mieszkańcami i tymi, którzy już owe miasta opuścili, pozwala im opowiedzieć historię upadku, a nawet bardziej - zwierzyć się z tego, co z nimi samymi, ich rodzinami i przyjaciółmi owa utrata mozliwości pracy i zarobkowania uczyniła. Podkreśla to, że likwidacja jednej fabryki oznaczała likwidację całej infrastruktury (przedszkoli, domów kultury, łatwości dostępu do lekarzy, kin) oraz wielokrotnie - zamknięcie firm, sklepów, które finansowali pracujący w danej fabryce.

Sporo w "Nie ma i nie będzie" jest indywidualnych losów, poszczególnych ludzkich historii, argumentów z zasłyszenia, z których - jak mam wrażenie - wbrew zamysłom autorki, może być trudno o dobre wnioski naświetlające całość sytuacji i pozwalające na patrzenie w przyszłość z dobrym nastawieniem. To fleszowe obrazowanie obarczone jest też obawą o inny błąd - jednostronności.

Wiem, co robi z miastem zamknięcie instytucji dającej pracę setkom ludzi. Obserwujemy to od kilku lat w zwiększonym stopniu: bo pandemia i wojna. Oczywiście, lata zmian ustrojowych miały szerszy zasięg, a akcje likwidacyjne toczyły całą Polskę. Może wówczas byliśmy bardziej bezbronni?

Takich historii jest w Polsce tysiące. Będę je spisywała, bo ich wysłuchanie jest obowiązkiem nas wszystkich
- pisze autorka, a ja zastanawiam się jaka będzie jej kolejna książka. Czy mimo swoim zapowiedziom we wstępie, pozwoli sobie i nam uwierzyć, że ktoś, gdzieś może odnieść sukces.

Komentarze

anonimowa72 pisze…
Dziękuję za polecenie. Przeczytam z wielką chęcią.
Bardzo solidna książka. Zdecydowanie warto ją mieć.
Mocna, ciekawa i bardzo kreatywna książka. Zdecydowanie warto ją przeczytać.
Luśka pisze…
Warto również przeczytać recenzję Szota - https://zdaniemszota.pl/
Bardzo ciekawa i niezwykle kreatywna powieść. Warto.
Godna polecenia książka, naprawdę warto!
Anonimowy pisze…
here is Digitizing for Embroidery
 
to get for all of it

Popularne posty z tego bloga

Pożegnanie

Od kilku dni zbieram się, by napisać o odejściu Amber. Jest mi trudno, odpycham ten czas, ale uznałam, że to będzie sposób na pewnego rodzaju domknięcie - tak mi bardzo potrzebne. Amber zamieszkała z nami 25 lipca 2019 roku. Wypatrzyłam ją na FB schroniska w Tomaszowie Mazowieckim, pojechaliśmy na wizytę zapoznawczą, a kilka dni później - już po nią. Ułożona w bagażniku na wygodnym materacu, przeczołgała się na tylne siedzenie i ułożyła na moich kolanach. Tak dojechaliśmy do domu. O początkach wspólnego życia przeczytacie TUTAJ  i TUTAJ . Gdy już nieco okrzepliśmy w codzienności z psem, a Amber - z ludźmi i kotami, pojawił się pomysł na wspólny jesienny wyjazd w Beskid Niski. Zanim to jednak się stało psica miała atak padaczki, co spowodowało, że wyjazd odwołaliśmy, wdrożyliśmy leczenie i od nowa zaczęliśmy oswajać z nami i wspólnym życiem zdezorientowanego chorobą psa. Udało się ustabilizować zawirowania zdrowotne i wówczas zaczęliśmy się cieszyć sobą wzajemnie już na 100%. Dopier...

Spacer po Sudetach, czyli kilka słów podsumowania.

Wyruszyłam ze Świeradowa Zdroju i z każdym krokiem oddalającym mnie od centrum i hałasu dobiegającego z okolicznych budów czułam się coraz lepiej. Cisza i pustka to zdecydowanie przestrzeń mi sprzyjająca. Oczy mi ciągnęło do błyszczących kamieni pod nogami, a całą sobą dostrajalam się do otaczającego mnie lasu. Im głębiej w Izery, tym więcej rowerzystów, ale urok Hali Izerskiej i obserwacja ludzi zajadających się popisowym daniem Chatki Górzystów nastrajały mnie bardzo pozytywnie. Gdy przy Stacji Turystycznej Orle okazało się, że będę spała w starym drewnianym domu, sama w wieloosobowym pokoju, uśmiechnęłam się szeroko. Obejrzałam wystawę, zjadłam niezbyt ciepłą acz smaczną zupę i zakończyłam długi dzień. Dzień kolejny okazał się być jeszcze dłuższy. W Jakuszycach o moje dobre nastawienie zadbała kawa w hotelowej restauracji i piękna droga przez las tuż za Jakuszycami. Karkonoski Park Narodowy rozpoczął się kaskada wodną, przy której można przycupnąć, by kupić bilet. Chwilę...