Przejdź do głównej zawartości

Posty

Wyświetlanie postów z 2020

Dla dzieciaków (60)

  Christina Steinlein, Mieke Scheier, Woda. Źródło życia. Cieszę się bardzo, że w książkach adresowanych do najmłodszych utrzymuje się trend ekologiczny. Woda - jedna z najnowszych publikacji Wydawnictwa Babaryba idealnie się w niego wpisuje zapraszając czytelników młodszych i starszych do fascynującej podróży przez świat najważniejszej - jak głosi podtytuł i jak świetnie wiemy - substancji na Ziemi. Obfitośc wiedzy zachwyciła mnie i zaskoczyła. O wodzie piszę się tu bowiem i w kontekście procesów produkcyjnych, do których jest niezbędna, ale również w kontekście praw człowieka. Pojawia się pytanie o to, czyja jest woda i o korelację wody i zmian pogodowych. Mowa jest o budowie ciała człowieka i wody z jakiej składają się organizmy żywe, o rolnictwie, które wykorzystuje wodę, o zakładach uzdatniających i wielu, wielu innych rzeczach, które stanowić mogą dobrą podstawę do dalszego zgłębiania tematu. To dobra, wartościowa książka. Przyjrzyjcie się jej koniecznie. Christopher Lloyd, Mark

Dla dzieciaków (59) na Święta (2)

 Alexander Steffensmeier, Krowa Matylda i śnieg W poprzednim, tym piątkowym tekście dotyczącym książki o krowie Matyldzie wspominałam, że pomaga ona listonoszowi w roznoszeniu świątecznych przesyłek. W tej części - wydanej w formacie A4, dużymi ilustracjami - mamy szansę nieco bardziej przyjrzeć się tej współpracy. A gdy już dobiega ona - 24 grudnia - do końca, a w koszu na plecach Matyldy znajdują się jedynie prezenty dla niej i jej rodziny, krowa żegna się z listonoszem i wyrusza w drogę do domu. Tyle tylko, że drogę przysypał śnieg i zalezienie domu wcale nie jest łatwe... Na szczęście wszystko dobrze się kończy. Choć prezenty, które przygotował listonosz niekoniecznie trafiły do tych osób, o których myślał ofiarodawca ;-) Pisałam to wielokrotnie, ale napisze raz jeszcze - uwielbiam ciepło i humor płynący z opowieści o krowie Matyldzie:-) Sven Nordqvist, Goście na Boże Narodzenie Findus nie może się doczekać świąt. Pettson też, ale podchodzi do nich bardziej racjonalnie - ma w gło

Dla dzieciaków (58) na Święta

  Richard Scarry, Kiedy przychodzi Święty Mikołaj? Pan Niezdarek bardzo lubił nieść pomoc. Niestety, nazwisko w pełni odpowiadało jego mocom sprawczym - czegokolwiek się podjął robił to tak energicznie, z takim impetem, że zamiast pomocy okazywało się być kłopotem. Zniechęcony pan Niezdarek postanawia wyruszyć do miejsca, gdzie - jak sądzi - jego pomoc zostanie doceniona i mile przyjęta. Wyrusza do domu Świętego Misiokołaja. Barwna, prosta opowieść powiedzie dzieci, zaintryguje szczegółami graficznymi, utrwali w ich myśleniu opowieść o kimś, kto nie jest mamą ani tatą, a kto raz do roku składa wymarzone prezenty pod choinką. Emilia Kiereś, O kolędach gawęda Emilia Kiereś miała doskonały pomysł na snucie opowieść o o Bożym Narodzeniu przez pryzmat kolęd i pastorałek. Jak pisze - kultura polska szacuje, że znamy ich około 500 - a przecież w kościołach czy rodzinach śpiewamy, o ile w ogóle, zaledwie kilka. O kolędach gawęda ułożona jest tak, że autorka prezentuje kolędę: słowa i zapis n

Magdalena Witkiewicz. Listy pełne marzeń.

  Należę do bogatego grona osób obserwujących profil Magdaleny Witkiewicz na Facebooku i czytam o jej życiu, kotach, rodzinnych perypetiach, dedlajnach. A potem trafia przed moje oczy jej książka i w głowie rodzi mi się pytanie - "jak?". W jaki sposób między pieczeniem chleba, odchowywaniem kocich osesków, dzierganiem chust i kupowaniem lodówki można wymyślić i spisać taką opowieść? Główną postacią powieści jest Maryla, kobieta zdecydowanie należąca do grona seniorów. I choć w pewnych kwestiach bywa miła, w innych apodyktyczna, to robi też coś co pewnego dnia sprawia, że do jej domu listonosz przynosi list, nietypowy. Z prokuratury. A potem wędrujemy w przeszłość, poznajemy Marylę znacznie młodszą i obserwując jej losy dowiadujemy się co sprawiło, że jest jaka jest, a do jej domu trafia całe mnóstwo listów z marzeniami. I dlaczego znaczna większość mieszkańców staje murem za nią wówczas, gdy ktoś próbuje wmówić organom ścigania, że starsza pani popełnia przestępstwa. Jestem

Jagna Kaczanowska. I przemówiły ludzkim głosem.

  Jagna Kaczanowska napisała książkę z rewelacyjnym przesłaniem. Mam nadzieję, że dotrze ona nie tylko do tych już przekonanych, ale i do tych, którym trzeba unaocznić nieco inny, niż wyznawany przez nich dotychczas, światopogląd. Zbliża się Boże Narodzenie. W rodzinach pełnych, niepełnych (z różnych przyczyn), szczęśliwych i znacznie mniej, w domach eleganckich i tych nieco zabałaganionych pojawiają się zwierzęta. I to wcale nie te, które widać na okładce książki. A jakie? Ptaki, dziki, karp, który wylądować miał na wigilijnym stole, osioł z przykościelnej stajenki, ptasznik i jeszcze kilka innych. Drogi ich wszystkich (no, może z pominięciem dzików), a właściwie ludzi, z którymi się spotkały, krzyżują się albo w klinice weterynaryjnej Puszek Okruszek albo w sklepie zoologicznym Gady i Ssaki. Nie jest jednak aż tak bardzo istotne gdzie, znacznie ważniejsze jest to jakie zmiany w życiu ludzi wprowadza obecność zwierząt. Ona bowiem ma kolosalne znaczenie dla wymowy książki. Cieszę się,

Rocznica

  lat temu zaczęłam pracę w Miejskiej Bibliotece Publicznej w Katowicach. Wiele się nauczyłam, wiele przez ten czas stworzyłam, między mną z roku 2014 a dzisiejszą jest znaczna różnica. Mam dobrych ludzi wokół, praca jest nietuzinkowa i wymagająca niesztampowego myślenia, a bieżący rok pokazał nam wszystkim jak ważne są biblioteki dla naszego samopoczucia. Dziękuję za wszelkie doświadczenia, rozmowy, spotkania, za tabelki, projekty, zrealizowane szkolenia, spotkania, konferencje, wizyty na targach. Za możliwość bycia po drugiej stronie bibliotecznego życia. Dziękuję też tym, którzy mnie do tego poczucia spełnienia w bibliotecznym świecie przygotowali: Rodzicom, p. Grażynie Mazurek z licealnej biblioteki, polonistkom ze szkoły podstawowej i liceum, bibliotekarkom z Braniewa. Wam i sobie z tej ładnej okazji życzę samym przyjemnych wizyt w bibliotekach i nieustających olśnień literackich.

5 prezentów dla kochających żyć

Dla mnie istotą prezentów są czas i myśl. Czas podarowany i myśl poświęcona osobie, której chcemy coś podarować. W świecie, w którym wielu z nas może mieć wszystko, na co przyjdzie mu ochota, a owe ochoty zmieniają się co chwila, ów czas i myśl jawią mi się jako nadrzędne. I stąd też pomysły na prezenty nietypowe i niosące ze sobą coś innego niż kolejny przedmiot. 1) Aplikacja Miazga ( https://fitmatkawariatka.pl/aplikacja-miazga/ ) stworzona przez kobietę dla kobiet. Tych ćwiczących w domu, chcących coś zmienić w swoim życiu, zdeterminowanych. Jej twórczyni, znana jako Fit Matka Wariatka, brzmi dla mnie wiarygodnie. Tym wiarygodniej, że niedawno założyła Fundację opiekującą się zwierzętami i wpływy z zakupy aplikacji współfinansują działanie Fundacji. Na Joannę trafiłam przypadkiem, była jedną z zaangażowanych w ratowanie psów z Radys. Trafiłam, zostałam i z podziwem patrzę na kobiety tworzące miazgową społeczność  . Dostęp do aplikacji to prezent z gatunku: delikatny i charytatywny;

Nadine Dorries. Gwiazdka w Lovley Lane.

  Seria o pielęgniarkach z Liverpoolu zainteresowała mnie czwartym tomem, tym o nadchodzących świętach Bożego Narodzenia. Opowieść toczy się gładko, jest idealnym czytadłem, ale też niesie ze sobą pewna wiedzę, jak na przykład ta, że niegdyś siostry nie mogły być mężatkami. Jeśli obawiacie się, że bez znajomości wcześniejszych tomów historia Lovley Lane stanie się dla Was nieczytelna to są to próżne obawy. Z pewnością milej byłoby czytać wiedząc o tym jak wyglądały losy poszczególnych pielęgniarek i lekarzy, ale i bez tego możemy wejść w historię, poczuć dramaty i radości jakie staja się udziałem bohaterów. Życie szpitala, domu pielęgniarskiego, a nade wszystko sióstr i pacjentów przeplata się, jak każdego z nas, z chwil dobrych i tych nieco mniej. Dla niektórych zima jest czasem nadziei, dla innych - pożegnania. Dla jednych - początku, by dla kogoś oznaczać koniec. Czytałam i zastanawiałam się jak bardzo inaczej brzmiałby opis lat 50 XX wieku, gdyby książka powstała wtedy lub zaledwie

Anna Rybkowska. Uśmiech zimy.

Anna Rybkowska zaistniała w mojej świadomości wraz ze swoją debiutancką powieścią Nell w 2009 roku. Niestety - nie uznałam spotkania za udane i to na długo. Zwabiona informacją, że powieść autorki dotyka tematyki zimy i Bożego Narodzenia zdecydowałam się na powrót do twórczości Rybkowskiej. Czy jest lepiej niż było? Berenika Popielawska, bohaterka powieści Uśmiech zimy , ma dorosłe dzieci, jest po rozwodzie i mieszka z rodzicami, którzy wymagają stałej opieki. Pracuje dorywczo, w najróżniejszych miejscach, bo z nieokreślonych przyczyn nie może znaleźć stałego zatrudnienia. Pewnego dnia dostaje list z kancelarii prawnej, gdzie dowiaduje się o odziedziczonym w spadku domu wraz z rozległym terenem na Podlasiu, Warunkiem przyjęcia spadku jest to, że Berenika przemieszka w podarowanym domu przez rok. Mogłaby zrezygnować, ale dzieci - już dorosłe - namawiają ją argumentując utratą taaakich pieniędzy jakie może otrzymać po sprzedaży domu i ziemi za rok. Kobieta jedzie wraz z parterem i prawn

Natasza Socha. Godzina zagubionych słów.

  Natasza Socha w Godzinie zagubionych słów pozwala nam zajrzeć w czyjeś życie. Tworzy obrazek zabieganej codzienności toczącej się wśród uliczek, kawiarni, miejsc tworzonych z pasją i przez ludzi, którzy kochają to co robią. Okazuje się jednak, że są sprawy, których nie należy odkładać - nawet jeśli wydaje się nam, że coś jest pilniejsze. Te sprawy to rozmowy z bliskimi, słowa na wypowiedzenie których czekamy, nie wiadomo z jakiego powodu, gesty, które cofamy w ostatniej chwili z obawy przed ośmieszeniem, czy racja jakiej nie przyznajmy z niemalże dziecięcego uporu. Każdy z bohaterów powieści Nataszy Sochy traci kogoś bliskiego. I czy jest to matka, czy przyjaciel, z którym poróżniła Aleksa kobieta, mąż mający romans z kobietą nijaką, każde z nich dostaje szansę na rozmowę. Godzinę, podczas której mogą porozmawiać tak jak nigdy wcześniej im się nie zdarzało, szczerze i bez lęku. Lubię pisanie Nataszy Sochy i choć nie wszystkie jej książki są mi bliskie, ta się taka stała. Najmocniejs

Zbigniew Rokita. Kajś.

  Na Śląsku zamieszkałam 10 lat temu. I co o nim wiem? Niewiele, choć przecież wciąż coś gdzieś słyszę, czytam, dowiaduję się z opowieści. Wciąż jednak moją wiedzę można nazwać jedynie fragmentaryczną. I choć bardzo chciałabym się czuć Ślązaczką, to nie czuję, bym miała prawo tak o sobie mówić. A jak w splątanej śląskiej rzeczywistości sytuuje się Zbigniew Rokita? Którędy zawiedzie nas, by pokazać Śląsk jaki odkrywał dla siebie. Kajś... Tak po prostu. Pomiędzy opinie ważne i ważniejsze, racje władców i zwykłych ludzi, dążenia i tęsknoty, marzenia i pragnienia, pomiędzy wspomnienia przywoływane i te nadal przemilczane. Lektura Kajś Zbigniewa Rokity do podróż w czasie, ale i w tożsamość. Wędrówka świetnie znanymi ścieżkami, które nagle odkrywają swoje inne, przeszłe, ja. Wędrówka do wyobrażonego i tego z przyszłości podszyta nadziejami i obawami. Wędrówka, w której przewodnicy przybierają nowe miana, bo tego od nich wymaga historia. Dopiero podczas pisania tej książki zdałem sobie spraw

Dla dzieciaków (57)

Liane Schneider, Zuzia w czasie pandemii   Pierwsze książki o pandemicznym świecie i zasadach nim rządzących zaczęły się pojawiać się jeszcze w marcu. Ta pojawia się teraz i to równie dobry czas na sięgnięcie po nią, jak ten wczesnowiosenny. Wszyscy jesteśmy zmęczeni zmianami, nie zawsze umiemy zrozumieć chaos panujący wokół nas, a dzieciom trudno jest pojąć czemu pewnych rzeczy wciąż nie można robić. Możliwość utożsamienia się z lubianą bohaterką, stwarza szansę na to, by umiejętnie omówić to, co się dzieje i czego jesteśmy świadkami i uczestnikami. Lauren Gordon, Kury, czyli krótka historia o wspólnocie Kury. Pierze, dzioby, rozmaita kolorystyka i duża chęć do gdakania. I choć wypadałoby tu napisać o kolejnym skojarzeniu z kurami - czyli jajkach - moje wegańskie serce stawia opór. Nie będzie zatem o jajkach, ale o innych przymiotach tychże jakże niedocenianych stworzeń. Gdy pewnego dnia kury dostrzegają, że zniknęło dwoje spośród nich, natychmiast zaczynają szukać przyczyny. Zaraz po

Agnieszka Jeż. Szaniec.

Przyznaję, że do sięgnięcia po Szaniec skłoniło mnie miejsce gdzie rozgrywa się powieść. Okolice Giżycka sportretowane w powieści to wciąż rarytas, z którego chciałam skorzystać. Poza tym - dawno już nie czytałam kryminału i trochę byłam ciekawa jak się odnajdę w powieści debiutującej na tym polu Agnieszki Jeż. Bohaterowie powieści to policyjny duet składający się z Janusza Kosonia zbliżającego się do emerytury, z lekka odłączonego od życia i Wiery Jezierskiej, od dwóch lat pełniącej służbę, wciąż jeszcze naiwnej, z zapałem i gniewem patrzącej na świat, w którym tacy jak ona i jej partner powinni być niosącymi prawo i porządek. I są, wbrew wszystkiemu. Zostają wezwani do starego majątku, miejsca, w którym po wyremontowaniu i nadaniu mu ascetycznego stylu organizowane są turnusy wypoczynkowo-surwiwalowe dla kilku osób, w niebotycznej scenie. Zmarłym, a jak się okazuje po oględzinach patologa zabitym, jest starszy ksiądz. W jego pokoju znaleziono kartkę z biblijnym cytatem mówiącym o ze

Nusia [*]

Od początku była jednocześnie dzieciuchem i charakterną istotą. Lata mijały, a ona wciąż była właśnie taka: potrzebująca Twojej uwagi, przytulania i sama decydująca o tym w jakim zakresie chce Twojej obecności. Gdy jej nie chciała, umiała to wyraźnie pokazać.   Miała wyjątkowy apetyt. Na życie, jedzenie, poznawanie nowego, przytulanie i bliskość.    Wędrowała ze mną przez różne mieszkania, różne strony Polski, spędzała długie godziny w samochodzie i wszędzie tam, gdzie dotarłyśmy ważne było dla niej to, by móc zasnąć wtuloną we mnie. Była ciekawska, odważna, szła przez życie z zachłannością i przełamując własne lęki. Przypadło na mną sporo problemów zdrowotnych, ale nie poddawała się - walczyłyśmy obydwie. Tylko temu ostatniemu nie daliśmy rady - ani my w domu, ani nasz lekarz.  To było piękne 12 lat. I choć dziś mi strasznie trudno nie widzieć jej czekającej na śniadanie na kuchennym blacie, nie czuć jej ciężaru na swoim brzuchu, nie słyszeć jej mruczenia, to przepełnia mnie wdzięczno

Justyna Bednarek, Jagna Kaczanowska. Gorsza siostra.

  Zdarza mi się, jak wiecie, sięgać po literaturę obyczajową. Czytałam poprzednie książki duetu autorskiego ( 1 , 2 , 3 ) i pełna ufności sięgnęłam po Gorszą siostrę . Ida ma dwadzieścia kilka lat, kochającego męża (który występuje w książce bardzo marginalnie), córeczkę oraz białaczkę, szansę w której daje tylko przeszczep. Nie ma jednak dawcy i niknie z dnia na dzień, z czym zdecydowanie nie może pogodzić się jej matka.  Urszuli, żyjącej chorobą córki, śni się matka powtarzająca zdanie o tym, że krew jest najważniejsza. I byłaby Urszula przyjęła to za majak zmęczonego umysłu, gdyby nie to, że do klasztoru w Tyńcu wzywa ją brat matki, Iwo, wspominając o informacjach istotnych dla ratowania Idy. Wuj i siostrzenica spotykają się, wuj zdradza tajemnicę spowiedzi i zaczyna się opowieść wyjaśniająca wszelkie zawiłości rodzinne. Doceniam, że autorki napisały powieść dotykającą tematyki trudnej i wciąż stanowiącej społeczne tabu. Bycie dawcą, czy krwi, czy szpiku, wciąż obrośnięte jest mitam

James Clear. Atomowe nawyki.

  1 października 2019 roku przystąpiłam do wyzwania Kamili Rowińskiej . Wśród rozmaitych działań jakie należy w nim podejmować, jest również czytanie i to czytanie książek mogących podnieść naszą wiedzę i poziom sprawczości. Taką książką są niewątpliwe Atomowe nawyki znajdujące się na liście wyzwaniowych lektur. Powstrzymam się od streszczania wszelkich wyjaśnień procesu kształtowania nawyków jakie w swojej książce podaje James Clear. Skupię się jedynie na kilku sformułowaniach, które miały znaczenie dla mnie. Pierwsze - szalenie uderzające porównanie. Jeśli wyruszasz w swoim życiu w drogę do osiągnięcia celu, to rób tak, by iść nią najprościej jak potrafisz. Krok po kroku, działanie po działaniu, mając ów cel wciąż przed sobą. Jeśli samolot ruszając z lotniska zmieni kurs o 2-3 stopnie, doleci zupełnie w inne miejsce niż było planowane.  Jedynym sposobem na zrobienie postępów są  małe kroki wykonywane codziennie. Świetnie wiem, że nie jest to łatwe, codziennie obiecuję sobie, że już

Wspomnienie wakacji (dla dzieciaków 56)

        Trzy powieści, które od zawsze kojarzą mi się z wakacjami. Im bliżej końca czerwca tym bardziej w głowie rozbrzmiewa mi Halina Kunicka i jej przebój . A letnie dni mijające zdumiewająco szybko podsuwają mi obrazy z książek i filmów i młodych ludziach nurzających się w rozkoszach wakacyjnej przygody. Wakacje z duchami Adama Bahdaja to opowieść o kilkorgu nastolatkach, którzy podczas letniego pobytu w leśniczówce postanawiają zająć się pracą detektywistyczną. Okazja jest ku temu doskonała, bo na pobliskim zamku straszy, a ktoś przeprowadza tajemnicze, choć niby archeologiczne, poszukiwania. Adam Bahdaj miał szczęście do ekranizacji swoich powieści. I Wakacje z duchami i Podróż za jeden uśmiech zrealizował Stanisław Jędryka ( tu o nim posłuchacie i poczytacie o filmie), a obydwa seriale zapadły w pamięć wielu setkom widzów.  Mnie jednak ukształtowały w znacznej mierze (tak widzę to dziś, ponownie czytając o wędrówce Poldka i Dudusia z ciotką Ulką) słowa odważnego, łaknącego pr

Beth O'Leary. Zamiana.

To jak piszę Beth O'Leary miałam okazję sprawdzić czytając Współlokatorów . Spodobało mi się na tyle, by w ciemno sięgnąć po kolejną książkę autorki, Zamianę . Leena po śmierci siostry wpadła w pracoholizm. Jej zmęczone ciało, mózg i psychika odmawiają posłuszeństwa podczas jednej z ważniejszych prezentacji w firmie. Od szefowej otrzymuje ultimatum - idzie na dwumiesięczny urlop lub zostanie zwolniona. Eileen, babcia Leeny, mieszkająca w niewielkim miasteczku starsza pani pragnie podbudować swoje poczucie wartości i szuka mężczyzny, z którym spędzi resztę dni. Uświadamia sobie, że po tym jak opuścił ją mąż, chce spróbować innego życia niż znała, chce przypomnieć sobie o swoich marzeniach i tęsknotach. I wówczas pada propozycja - zamieńmy się miejscami. Z początku starsza z kobiet wzbrania się, ale jednak kusi ją wizja przygody, przepraszam PRZYGODY, w Londynie i decyduje się przenieść do mieszkania wnuczki, które ta wynajmuje z dwoma innymi osobami. Sama zostawia Leenie swój dom, z

Wojciech Górecki, Bartosz Józefiak. Łódź. Miasto po przejściach.

  Mieszkałam w Łodzi w drugiej połowie lat 90. Celowo nie piszę miałam przyjemność lub miałam nieprzyjemność , bo to miasto, które wyłania się z kart historii przedstawianych przez reportażystów, musi budzić wątpliwości co do tego, do jakiej kategorii relacji zaliczyć mieszkanie w nim. Pamiętam stary dworzec Łódź Fabryczna i Łódź Kaliska. Pamiętam Piotrkowską rozpaloną słońcem, otwarcie pierwszego w Polsce supermarketu Billy, Kurczaki, Aleję Włókniarzy i ekshibicjonistę czatującego na kobiety zmierzające na przystanek tramwajowy w Parku Zdrowie. Pamiętam wynajmowane pokoje (choć na szczęście ustrzegłam się tych w mieszkaniach bez toalety), dorywcze prace i piękny zielony rower, który kupiłam za pierwszą wypłatę (zastąpił mi komunikację miejską). Szukałam w książce o Łodzi takiego miasta jakie pamiętam. Takiego i współczesnego - zestawionego w układzie 1:1, by móc porównać, śledzić dalsze losy, obserwować zmiany. No i nie bardzo dostałam, to czego szukałam. Dostałam coś innego... Wojci

Arto Paasilinna . Rok zająca.

  Arto Paasilinna to autor, którego książki miałam już przyjemność czytać (KLIK 1 , 2 ] . Przyjemność, bo autor pod dawką dobrze wyważonego humoru i ironii wymierzonej w absurdy współczesności, pokazuje doskonale ludzką naturę. Czy w Roku zająca czyni podobnie? Główny bohater powieści,  Kaarlo Vatanen, żyje niejako siła przyzwyczajenia i rozpędu, jak wielu z nas. Praca, dom, obowiązki, niewiele czasu wolnego, powinności, oczekiwania, ciągłe ściganie się z czasem. Są chwile przebłysków, zmęczenia, chwile, w których odzywa się pragnienie zmiany, ale ... To tylko chwile. Dla  Kaarlo taką chwilą było potrącenie zająca. Wracał z kolegą z wyjazdu służbowego, potrącili zwierzę i  dziennikarz zostawił na szosie kolegę i auto, by odnaleźć rannego, jak podejrzewał, szaraka. I z każdym krokiem, którym  oddalał się od samochodu i wchodził w las, zmieniało się jego życie. To niemalże iluminacja - olśnienie ukazujące w całej  swoje prostocie jak wiele brakowało mu do tego, by być szczęśliwym. I od

Marta Kisiel. Małe Licho i lato z diabłem.

  Premiera najnowszych przygód Bożydara Antoniego Jakiełłka oraz Małego Licha już za dwa dni. I choć miałam okazję sięgnąć do książki wcześniej, specjalnie czekałam na to, by napisać Wam o niej tuż, tuż przed pojawieniem się jej na półkach księgarni. Dlaczego? Każdą książkę o Małych Lichu i jego dziecięcym podopiecznym czytam dwukrotnie. Pierwsze czytanie jest zachłanne, by na szybko dotrzeć do tego, co można nazwać przesłaniem Marty Kisiel. drugie - znacznie spokojniejsze, z docenianiem smaczków, żartów, wartości jakie autorka podkreśla swoim pisaniem. Tym razem urządziłam sobie również powrót do wcześniejszych tomów: Tajemnicy Niebożątka i Anioła z kamienia .* Licho chce przeżyć przygodę. Ominęło go wszystko to, czego doświadczał Bożydar i marzy, tęskni, pragnie Przygody. Rodzina się zgadza, chłopiec i anioł zostają wyposażeni w rower z przyczepką i wyekspediowani do cioci Ody, u której jest Kuleczka, Bazyl, Ossa, przestrzeń i niczym nieskrępowana (lub tak się wydaje) wolność.  Zdar

Deb Caletti. Biegnij, moje serce, biegnij

  Ile razy zdarzyło się Wam słyszeć niewybredne komentarze, mało wyrafinowane zaczepki na wpół pijanych mężczyzn? Ile razy musiałyście się odsuwać, by nie dać się dotknąć, a ile razy nie zdążyłyście i dłoń obcego nietrzeźwego mężczyzny, któremu wydaje się, że jest miły i zabawny i, że może tak robić, złapała Was za rękę, pośladek, ramię? Dla Annabelle ten jeden raz to za dużo. Przepojona złością na sytuację, w której się znalazła i na to, co wydarzyło się w przeszłości, zaczyna biec. Biegnie przed siebie, w zwykłych ubraniach, tak jakby każdym krokiem oddalenia od miejsca, w którym ktoś ją zaczepił, nabierała sił i stawała się mocniejsza. Nie do końca tak jest, co uświadamia dziewczynie spotkanie z matką i bratem. Na wieść o tym, że Annabelle zamierza biec do Waszyngtonu, ze Seattle, mama dziewczyny wpada w panikę i zakazuje, a brat... Brat wyciąga z bagażnika ekwipunek na dalszą biegową wędrówkę starszej siostry.  Najważniejsze jednak w książce jest to, co dzieje się w głowie Annabell

Malwina Ferenz. Miłość z odzysku.

Potrzebowałam czegoś lekkiego, niezbyt angażującego, czegoś co sprawi, że być może miło spędzę czas. Dostałam książkę przy której popłakałam się ze śmiechu. Pan Staszek świętujący dwudziestą rocznicę ślubu nader hucznie przychodzi do pracy i pisze jedno, jedyne pismo na które pozwala mu samopoczucie. Traf chce, że p. Staszek jest pracownikiem kuratorium i w owym piśmie zobowiązuje jedną z podległych placówek do wzięcia udziału w biegu z okazji setnej rocznicy odzyskania niepodległości. Placówka ta nigdy nic wspólnego z jakimikolwiek sukcesami na polu sportowym nie miała, ale przecież pracownik kuratorium się NIE MYLI. Dalej mamy Barbarę, która próbuje sobie ułożyć życie bez męża, acz z nastoletnim synem, Kamilem oraz jej przyjaciółkę Klarę niechętną rodzajowi męskiemu (z wyłączeniem Kamila). I Anatola, dyrektora wskazanej przez kuratorium szkoły, który w życiu prywatnym wychowuje nastoletnią Otylię i broni się, przy pomocy kolegów z rockowej kapeli, przed kulinarną nadopiekuńczością ma