Przejdź do głównej zawartości

Połowa stycznia za nami...

Nowy Rok nastał, a ja nie mogłam zmusić się do tego, by podsumować minione 12 miesięcy. Gdy myślałam o tym, co było, skupiałam się przede wszystkim na śmierci ukochanych zwierząt. Taki rok nie mógł być zaliczony do udanych.

Jednak 1 dzień Nowego Roku okazał się być na tyle przyjemny, że warto o nim wspomnieć. W drodze z Dolnego Śląska w Bieszczady odwiedziła nas moja Siostra wraz z Saszką. Gapa ze mnie, bo nie zrobiłam żadnego zdjęcia psom. Pospacerowałyśmy około godziny obserwując relacje między Saszką i Sarą i podziwiając to, w jak płynny sposób Saszka poddała się przewodnictwu/starszeństwu Sary. Podczas spaceru spotkałyśmy znajomego chow-chowa, który każdorazowo wita się entuzjastycznie z Sarą (ona z nim nieco mniej, bo bywa natarczywy) i który tym razem oszalał na punkcie Saszki. Biegł za nami! Kto zna chow-chowy ten wie, że to dość nieoczekiwane zachowanie.

Fajerwerkom, jak co roku, z największym zainteresowaniem przyglądała się Gusia. Dołączyła do niej też, ku mojemu zdumieniu, Nusia i po chwili wahania - Wojtek. Domagały się nawet otwarcia okna na balkon, ale gdy usłyszały hałas wybuchów popatrzyły na mnie zdegustowane tak, że czym prędzej zamknięłam okno.

Wolne dni dzieliłam między spacery z psem, a leżenie z kotami. Przyznacie, że to idealny podział. Zwierzaki też wydawały się z niego zadowolone. Gusia została wygłaskana za wszystkie czasy, a mina kocio-psiego towarzystwa na dźwięk budzika dzwoniącego 2 stycznia mówiła, że powiątpiewają w sprawność mojego umysłu. Ja, nieco przed 6, również;-)

Kilka dni styczniowych spędziłam w towarzystwie, choć nie tak bardzo bezpośrednim jak domowe, ptaków. I choć nie wiem szczegółowo jakie cechy wpływają na ich wartość, także finansową, doceniam urodę gołębi pocztowych.

W domu pojawił się nowy, szalenie interesujący koty, mebel. Poniższe zdjęcie stanowi zapowiedź. Reszta - wkrótce...

Komentarze

Joanna pisze…
znaczy się... masz nowego domownika...?
oj... ja też bardzo lubię towarzystwo kociaków i suni...
pozdrawiam cieplutko
wilddzik pisze…
Ech, pamiętam jak byłam dzieckiem, na osiedlu mojej babci mieszkała pani z dwoma chow-chowami. Jak mi się te psy podobały! Poszłam raz do niej zapytać za ile można kupić szczeniaka, odpowiedziała, że 1200zł (dwanaście milionów w tamtych czasach). No i ucięła moje marzenia tą brutalną prawdą ;-)
Głaski dla Waszego zwierzyńca, oby ten rok był duuuużo lepszy niż poprzedni. Pozdrawiam.
kociokwik pisze…
Joanno,
nie - nie mam:-)

Wilddzik,
Larry też pewnie kosztował nieziemskie pieniądze, ale nie wypada tak przy nim pytać Państwa ile zapłacili;-) Za to polecili nam salon psiej piękności:-)

Dziękujemy za życzenia - oby i Wam się wiodło!

Popularne posty z tego bloga

Konkurs na Blog Roku

Wczoraj ów konkurs wkroczył w kolejny etap. Za nami czas zgłaszania blogów, przed nami czas głosowania na te, co zgłoszone, a po południu 22 stycznia najpopularniejsze blogi oceniać będzie Kapituła Konkursu. Aby zagłosować na bloga, którego właśnie czytacie należy wysłać sms-a o treści E00071 (e, trzy zera, siedem, jeden) na nr 7144. Taki sms kosztuje 1,22 zł. Szczegóły konkursu: http://www.blogroku.pl/

Spacer po Sudetach, czyli kilka słów podsumowania.

Wyruszyłam ze Świeradowa Zdroju i z każdym krokiem oddalającym mnie od centrum i hałasu dobiegającego z okolicznych budów czułam się coraz lepiej. Cisza i pustka to zdecydowanie przestrzeń mi sprzyjająca. Oczy mi ciągnęło do błyszczących kamieni pod nogami, a całą sobą dostrajalam się do otaczającego mnie lasu. Im głębiej w Izery, tym więcej rowerzystów, ale urok Hali Izerskiej i obserwacja ludzi zajadających się popisowym daniem Chatki Górzystów nastrajały mnie bardzo pozytywnie. Gdy przy Stacji Turystycznej Orle okazało się, że będę spała w starym drewnianym domu, sama w wieloosobowym pokoju, uśmiechnęłam się szeroko. Obejrzałam wystawę, zjadłam niezbyt ciepłą acz smaczną zupę i zakończyłam długi dzień. Dzień kolejny okazał się być jeszcze dłuższy. W Jakuszycach o moje dobre nastawienie zadbała kawa w hotelowej restauracji i piękna droga przez las tuż za Jakuszycami. Karkonoski Park Narodowy rozpoczął się kaskada wodną, przy której można przycupnąć, by kupić bilet. Chwilę

Katarzyna Berenika Miszczuk. Tajemnica Dąbrówki

Katarzyna Berenika Miszczuk, bazując na swoich doświadczeniach z pisaniem o świecie pełnym słowiańskich bóstw, wkracza w literaturę dziecięcą. Wkroczyła właściwie książką "Tajemnica domu w Bielinach", bo ta, prezentowana przeze mnie powieść, opisująca rodzinę Lipowskich jest kontynuacją wspomnianej powyżej. I mamy otóż mamę z czwórką dzieci, która zamieszkuje wspólnie z ciotką zmagającą się z chorobą Alzhaimera w Bielinach. Wsi, o której nawet mieszkańców mówią z lekkim przekąsem - "bo wiadomo jak to u nas". Owo "u nas" oznacza bowiem tajemnicze zjawiska, niemniej tajemnicze postaci i świat nie do końca taki jaki znany jest nam powszechnie. Jest on dzielony z domownikami, biedami, błędnymi ognikami i innymi stworzeniami, o których - z dużym zapałem - czyta w Bestiariuszu ośmioletnia Tosia. Jej mama wpadła na straszny, zdaniem dziewczynki pomysł. Szuka niani, która zajmie się nią (prawie dorosłą nią!) i maleńką Dąbrówką. Tosia robi wszystko, by odstraszyć k