Przejdź do głównej zawartości

Maria Dahvana Headley. Dziedziczka jeziora.


Nie pamiętam kiedy czytałam książkę tak nietypową, tak angażującą jak najnowsza powieść Marii Dahvana Headley, autorki, której dotychczas nie czytałam.

To opowieść o kobietach. O kobietach i ich synach, odwiecznej roli pramatki i syna, który w pewnym etapie życia potrzebuje wyzwolić się z matczynej opieki.

We wnętrzu góry żyje weteranka wojenna Dana z synkiem, Grenem. U podnóża tej samej góry stoi szklany dom, w którym żyje Willa, żona chirurga plastycznego i matka Dylana, mającego być równie doskonałym i równie wykształconym, jak jego ojciec. I choć te dwa światy pozornie nie mają ze sobą nic wspólnego poza przestrzenią i powietrzem jakie ją wypełnia, to pewnego razu okazuje się, że Gren i Dylan budują więź, więź jakiej nie pozwolą nikomu zniszczyć.

Każda z kobiet widzi w dziecku drugiej zagrożenie, widzą też zagrożenie w sobie wzajemnie i w tym, czym dysponują. Owszem, Dana ma niewiele, głównie broń, ale jej ciało jest narzędziem, co wyraźnie pokazuje sytuacja z mężem Wilii. 

Nad wszystkim, co się wydarza, unosi się głos wszechwiedzących i wszechwidzących, a przedwieczną mądrością, zrozumieniem świata tak wielkim, jakiego nie doznaje nikt inny. 

Dziedziczka jeziora to opowieść poza czasem i realnością, mimo, że osadzona w świecie nam znanym. Sposób w jaki autorka prowadzi narrację przenosi nas w inny poziom odbierania literatury i to zaskakuje tak bardzo, że nie sposób porzucić tropienia losów bohaterów. Tropienia i zadawanie sobie pytania - ile zrobimy dla miłości, a ile dla władzy?

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Magdalena Okraska, Nie ma i nie będzie

Z dużym zainteresowaniem sięgnęłam po tę książkę, bo zanim do mnie dotarła przez sieć przetoczyła się dyskusja zwolenników i przeciwników tego, jak Magdalena Okraska o miastach opuszczonych przez dające zatrudnienie przedsiębiorstwach pisze. A jakie jest moje zdanie? Ta historia to wiele pięćdziesiątek wódki, udek kurczaka, cudzych kołder w cudzych domach (nigdy nie śpię w hotelach, śpię u bohaterów), długich rozmów i krótkich puent. To kilometry pokonane busikami, albumy rodzinne, lokalne biblioteki i lokalne mordownie. Pojechałam do nich i powiedziałam "Opowiedz mi". Tak kończy się jeden z tekstów wprowadzających do rozdziałów poświęconych poszczególnym miastom. Wraz z autorką odwiedzamy Wałbrzych, Włocławek, Będzin, Szczytno i kilka innych miejscowości, których przeszły rozwój osadzony był na istniejącym, prężnie działającym i rozwijającym się przedsiębiorstwie, a które wraz z jego likwidacją podupadły. Magdalena Okraska rozmawia zatem z mieszkańcami i tymi, którzy już owe...

Spacer po Sudetach, czyli kilka słów podsumowania.

Wyruszyłam ze Świeradowa Zdroju i z każdym krokiem oddalającym mnie od centrum i hałasu dobiegającego z okolicznych budów czułam się coraz lepiej. Cisza i pustka to zdecydowanie przestrzeń mi sprzyjająca. Oczy mi ciągnęło do błyszczących kamieni pod nogami, a całą sobą dostrajalam się do otaczającego mnie lasu. Im głębiej w Izery, tym więcej rowerzystów, ale urok Hali Izerskiej i obserwacja ludzi zajadających się popisowym daniem Chatki Górzystów nastrajały mnie bardzo pozytywnie. Gdy przy Stacji Turystycznej Orle okazało się, że będę spała w starym drewnianym domu, sama w wieloosobowym pokoju, uśmiechnęłam się szeroko. Obejrzałam wystawę, zjadłam niezbyt ciepłą acz smaczną zupę i zakończyłam długi dzień. Dzień kolejny okazał się być jeszcze dłuższy. W Jakuszycach o moje dobre nastawienie zadbała kawa w hotelowej restauracji i piękna droga przez las tuż za Jakuszycami. Karkonoski Park Narodowy rozpoczął się kaskada wodną, przy której można przycupnąć, by kupić bilet. Chwilę...

Pożegnanie

Od kilku dni zbieram się, by napisać o odejściu Amber. Jest mi trudno, odpycham ten czas, ale uznałam, że to będzie sposób na pewnego rodzaju domknięcie - tak mi bardzo potrzebne. Amber zamieszkała z nami 25 lipca 2019 roku. Wypatrzyłam ją na FB schroniska w Tomaszowie Mazowieckim, pojechaliśmy na wizytę zapoznawczą, a kilka dni później - już po nią. Ułożona w bagażniku na wygodnym materacu, przeczołgała się na tylne siedzenie i ułożyła na moich kolanach. Tak dojechaliśmy do domu. O początkach wspólnego życia przeczytacie TUTAJ  i TUTAJ . Gdy już nieco okrzepliśmy w codzienności z psem, a Amber - z ludźmi i kotami, pojawił się pomysł na wspólny jesienny wyjazd w Beskid Niski. Zanim to jednak się stało psica miała atak padaczki, co spowodowało, że wyjazd odwołaliśmy, wdrożyliśmy leczenie i od nowa zaczęliśmy oswajać z nami i wspólnym życiem zdezorientowanego chorobą psa. Udało się ustabilizować zawirowania zdrowotne i wówczas zaczęliśmy się cieszyć sobą wzajemnie już na 100%. Dopier...