Isabel Allende. Eva Luna.

Historię Evy czyta się niesamowicie przyjemnie, mimo jej nie zawsze dobrych doświadczeń. Człowiek zanurza się w opowieści, z których bije obezwładniające słońce i żar. Trudno też uwierzyć w zło przedstawione na kartach książki – opowiadania toczą się leniwie i jakoś tak bez większych emocji. Jedynymi wydarzeniami budzącymi u opowiadającej przyspieszenie rytmu są wydarzenia erotyczne; Eva opowiada w rytm bicia serca.
Jednak ostatnie kilka stron zmęczyło mnie. Może poczułam potrzebę szybszego bicia serca? Może zaczynał mi przeszkadzać ten niespieszny rytm opowieści? Rzeczy pierwsze i ostateczne traktowane w ten sam, wyciszony sposób zmęczyły mnie. Z ulgą zamknęłam książkę, choć przecież podoba mi się pisanie Allende.

1 komentarz:

Aguś pisze...

z chilijskiej.... Antonio Skarmeta "Listonosz Nerudy".

Copyright © Prowincjonalna nauczycielka , Blogger