Helen Brown. Kleo i ja.


Wydane przez
Wydawnictwo Nasza Księgarnia

"Kleo i ja" to historia na tyle niejednorodna w przekazie, by zacząć się zastanawiać kto komu uratował życie - kot ludziom, czy ludzie kotu. To historia wielu wspólnie spędzonych lat, podczas których przyjaźń człowieka ze zwierzęciem przechodziła najróżniejsze fazy, by wreszcie ugruntować się w stałą, mocną więź. To historia, przy której można się śmiać i trzeba płakać.

Helen Brown, wraz z mężem i dwoma synami, mieszkała na zboczu wyrastającym znad morza. Jej mąż pływał, a ona sama pracowała w domu współpracując z miejscową gazetą. Ich synowie, jak większość dzieci, byli absorbujący, chętni do sprzeczek, nieco o sobie zazdrośni, aż do chwili, w której wymarzyli sobie kota (jako uzupełnienie rodziny składającej się z czworga ludzi i psa). Nie chcę pisać w jaki sposób i kiedy Kleo trafiła do domu Helen, bo zdradziłabym zbyt wiele, ale ważne jest, iż mała kotka rujnując wyposażenie domu pani Brown jednocześnie podbijała jej serce.

Ilekroć czytam książki o zwierzętach zastanawiam się na ile uda się unikać tkliwości i afektacji w tego typu publikacjach i za każdym razem łapię się na myśli, że to szalenie trudne. Książka Helen Brown też nie jest wolna od momentów, w których łzy staja w oczach. I choć może nie do końca spowodowane jest to formą w jakiej historie Kleo przedstawia autorka, jest w tej opowieści coś takiego, co każe podziwiać bohaterkę, jej nieznośną kocią przyjaciółkę i wzajemną relację jaka je połączyła.

Dla mnie kociolubnej lektura doskonała. Serdecznie zachęcam do książki słowami z dedykacji: Dla tych, którzy twierdzą, że nie są kociarzami, choć w głębi serca wiedzą, że to nieprawda.

5 komentarzy:

Diana Bibliofilka pisze...

Niedawno ją wygrałam i czeka w swojej kolejce, a dedykacja doskonale pasuje do mnie ;) Pozdrawiam.

Unknown pisze...

Najpierw urzekła mnie okładka, a teraz Twoja recenzja utwierdziła w przekonaniu, że muszę ją przeczytać.
P.S. Książki o zwierzętach są specyficzne, ale czy nie za to je kochamy? :)

Pozdrawiam serdecznie!

dofi pisze...

Przyłączam się do klubu kociolubnych. Moje dzieci również nie przejdą obok tej książki bez emocji - takie okładki wywołują u nich szał radości. A ja się skupię na treści...

Monika Badowska pisze...

:-)

Monika Badowska pisze...

Właśnie za to:-)

Copyright © Prowincjonalna nauczycielka , Blogger