Przejdź do głównej zawartości

Szczęśliwy (bo wspólny) czas

Długi weekend sprzyjał obserwowaniu kociokwików, cieszeniu się nimi i odkrywaniu nowych dokonań futrzastych przyjaciół.

Zrobiło się chłodniej, więc kociaste niemalże jak jeden mąż (bo bez Wojtusia) przywędrowały do naszego łóżka. Sisi i Gusia w tym pędzie do znalezienia sobie optymalnego miejsca potrafiły się ułożyć także na poduszkach. Zdjęć nie mamy - próbowaliśmy spać mimo maźnięć ogonów.

Z przyczyn zupełnie mi nieznanych koty postanowiły spróbować rzeczy, których dotychczas nie jadły. Szczególnie zdumiała mnie Gusia, ktora nie należy do osób rozmiłowanych w nabiale. A tu, pewnego poranka, zastałam ją z głową w kubku, na którego dnie odrobina mleka czekała na zalanie gorącą kawą. Co więcej - Gusia nie dość zadowolona z wpychania głowy do naczynia wyprostowała się i włożyła do mleka łapkę, by po chwili ją oblizać. Mimo wiedzy, że kotom mleko szkodzi przelałam pomacane mleko na spodek, by ułatwić Guzi dostęp do niego.

To, że Nusia jada melony i arbuzy nie było dla mnie niczym nowym, choć z dotychczasowych obserwacji wynikało, że woli raczej sok niż kawałki owoców. Teraz lubi już też kawałki owoców.

Wojtuś, zwierz - w naszym przekonaniu - wszystkożerny, udowodnił swoje rozległe zamiłowania kulinarne podczas ostatniego gotowania barszczu. Tak intensywnie interesował się zawartością garnka, że aż lekko zniecierpliwiona wyłowiłam wielki kawał buraka i pokroiwszy go na mniejsze kawałki zostawiłam kotu. I co? Zostało zjedzone nie tylko w oka mgnieniu, ale również ze smakiem. Oczywiście, nie skończyło się na jednym kawałku...

Sisuleńka znów się zachrypiła, co w niczym nei przeszkadza jej zarządzać całym domem oraz godzinami snu ludzkiego personelu. Kto mówi, że głos jest potrzebny władzy? ;-)

Duszka, jako kot coraz bardziej śmiały, wieczorami urządza toaletę i wędruję po mnie na kołdrę. Poza tym jest zdecydowaną liderką w relacjach z Wojtkiem. Wojtuś, wciąż jeszcze młody i z nieco głupkowatymi pomysłami, co i rusz próbuje zaatakować ciotki. Sisi raczej nie rusza, co chyba zrozumiałe. Nusia podejmuje z nim zabawę i ganiają się oboje z wielka radością i dziecięcością w oczach. Gusia, jako, że jest największą panikarą, ucieka z wrzaskiem pobudzając Wojtka do entuzjastycznego ataku, a Duszka... Cóż, Duszka bez zastanowienia i ostrzegawczych dźwięków wymierza Wojtusiowi cios. Dźwięki dołącza później...

Na zdjęciach Nuśka, która umyśliła sobie, że będzie przechodzić przez rękaw tunelu grając w piłeczkę,  Duszka w strategicznym miejscu ymuszająca na Z. pożywienie, Wojtuś z pięknie zawiniętym ogonkiem siedzący na folii zabezpieczającej paczki ze sklepu internetowego oraz inne zwierzaki;-)









P.S. Dzieci Saszki znalazły domy:-)

Komentarze

L.B. Abigail pisze…
Pięknie opisałaś kociokwiki :D... :)
Alison pisze…
Fajna ferajna :-)
catways pisze…
tunel z łapami to mój faworyt:D
Orka pisze…
oj tam,Wojtuś jako posąg egipski...:)))
kociokwik pisze…
Abigail,
:-)

Alison,
bardzo:-)

Catways,
:-D

Orko,
Niemal się można pomylić z figurką kurzołapką, prawda?:-)

Popularne posty z tego bloga

Konkurs na Blog Roku

Wczoraj ów konkurs wkroczył w kolejny etap. Za nami czas zgłaszania blogów, przed nami czas głosowania na te, co zgłoszone, a po południu 22 stycznia najpopularniejsze blogi oceniać będzie Kapituła Konkursu. Aby zagłosować na bloga, którego właśnie czytacie należy wysłać sms-a o treści E00071 (e, trzy zera, siedem, jeden) na nr 7144. Taki sms kosztuje 1,22 zł. Szczegóły konkursu: http://www.blogroku.pl/

Spacer po Sudetach, czyli kilka słów podsumowania.

Wyruszyłam ze Świeradowa Zdroju i z każdym krokiem oddalającym mnie od centrum i hałasu dobiegającego z okolicznych budów czułam się coraz lepiej. Cisza i pustka to zdecydowanie przestrzeń mi sprzyjająca. Oczy mi ciągnęło do błyszczących kamieni pod nogami, a całą sobą dostrajalam się do otaczającego mnie lasu. Im głębiej w Izery, tym więcej rowerzystów, ale urok Hali Izerskiej i obserwacja ludzi zajadających się popisowym daniem Chatki Górzystów nastrajały mnie bardzo pozytywnie. Gdy przy Stacji Turystycznej Orle okazało się, że będę spała w starym drewnianym domu, sama w wieloosobowym pokoju, uśmiechnęłam się szeroko. Obejrzałam wystawę, zjadłam niezbyt ciepłą acz smaczną zupę i zakończyłam długi dzień. Dzień kolejny okazał się być jeszcze dłuższy. W Jakuszycach o moje dobre nastawienie zadbała kawa w hotelowej restauracji i piękna droga przez las tuż za Jakuszycami. Karkonoski Park Narodowy rozpoczął się kaskada wodną, przy której można przycupnąć, by kupić bilet. Chwilę

Katarzyna Berenika Miszczuk. Tajemnica Dąbrówki

Katarzyna Berenika Miszczuk, bazując na swoich doświadczeniach z pisaniem o świecie pełnym słowiańskich bóstw, wkracza w literaturę dziecięcą. Wkroczyła właściwie książką "Tajemnica domu w Bielinach", bo ta, prezentowana przeze mnie powieść, opisująca rodzinę Lipowskich jest kontynuacją wspomnianej powyżej. I mamy otóż mamę z czwórką dzieci, która zamieszkuje wspólnie z ciotką zmagającą się z chorobą Alzhaimera w Bielinach. Wsi, o której nawet mieszkańców mówią z lekkim przekąsem - "bo wiadomo jak to u nas". Owo "u nas" oznacza bowiem tajemnicze zjawiska, niemniej tajemnicze postaci i świat nie do końca taki jaki znany jest nam powszechnie. Jest on dzielony z domownikami, biedami, błędnymi ognikami i innymi stworzeniami, o których - z dużym zapałem - czyta w Bestiariuszu ośmioletnia Tosia. Jej mama wpadła na straszny, zdaniem dziewczynki pomysł. Szuka niani, która zajmie się nią (prawie dorosłą nią!) i maleńką Dąbrówką. Tosia robi wszystko, by odstraszyć k