Przejdź do głównej zawartości

Liliana Fabisińska. Klinika pod Boliłapką. Maksio ma kłopoty. Pierotka bolą kopytka.


Wydane przez
Wydawnictwo Papilon

Z ciekawością obserwowałam rosnącą popularność książek zagranicznej pisarki tworzącej proste, nieco schematyczne, acz chwytające za serce, opowiastki o zwierzętach dla młodych czytelników. Cieszyło mnie, że ktoś o zwierzętach pisze, ale jednocześnie miałam nadzieję, że na naszym rynku wydawniczym pojawi się coś pełniej dopasowanego do polskich realiów. I oto - doczekałam się; "Klinika pod Boliłapką" wydaje się być odpowiedzią na moje nadzieje.

Liliana Fabisińska, po konsultacjach weterynaryjnych, stworzyła cykl historii opowiadających o pani weterynarz, jej dzieciach oraz ludzkich i zwierzęcych przyjaciołach doktor Magdy, Dominiki i Kajtka. Każda z książek opowiada o innym zwierzęciu; w tych, o których piszę przedstawione są pies i koń, w kolejnych z serii występują kot, królik i jeż.

Doktor Magda jest lekarzem kochającym zwierzęta (a to, wierzcie mi, wcale nie jest oczywiste). Jej dzieci z wyrozumiałością podchodzą do rozlicznych obowiązków mamy i mają świadomosć tego, że jest ona lekarzem bez względu na porę dnia, czy nocy. Są samodzielne, przejęły część domowych obowiązków i razem z mamą oswajają nowe miejsce do życia, nowych ludzi i oczywiście, nowe zwierzęta. Rodzina, choć nieco okrojona, jest bardzo ze sobą związana, mamę i dzieci łączy serdecznośc, wzajemne zaufanie, a to zdecydowanie ułatwia proces adaptacyjny.

Podoba mi się sposób w jaki Autorka pisze o zwierzętach - rzeczowo, kompetentnie, adekwatnie do wieku czytelnika. Choć z dorosłego punktu widzenia pewne informacje wydawać się mogą oczywiste, dobrze jest, że dziecięcym czytelnikom wyjaśnia się wszelkie kwestie dotyczące zwierząt w sposób nieskomplikowany i dokładny.

Jestem pełna pozytywnych odczuć po lekturze dwóch pierwszych książeczek z cyklu. Mam nadzieję, że spotkanie z kolejnymi upewni mnie w sympatii do Kliniki pod Boliłapką i jej bohaterów.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Magdalena Okraska, Nie ma i nie będzie

Z dużym zainteresowaniem sięgnęłam po tę książkę, bo zanim do mnie dotarła przez sieć przetoczyła się dyskusja zwolenników i przeciwników tego, jak Magdalena Okraska o miastach opuszczonych przez dające zatrudnienie przedsiębiorstwach pisze. A jakie jest moje zdanie? Ta historia to wiele pięćdziesiątek wódki, udek kurczaka, cudzych kołder w cudzych domach (nigdy nie śpię w hotelach, śpię u bohaterów), długich rozmów i krótkich puent. To kilometry pokonane busikami, albumy rodzinne, lokalne biblioteki i lokalne mordownie. Pojechałam do nich i powiedziałam "Opowiedz mi". Tak kończy się jeden z tekstów wprowadzających do rozdziałów poświęconych poszczególnym miastom. Wraz z autorką odwiedzamy Wałbrzych, Włocławek, Będzin, Szczytno i kilka innych miejscowości, których przeszły rozwój osadzony był na istniejącym, prężnie działającym i rozwijającym się przedsiębiorstwie, a które wraz z jego likwidacją podupadły. Magdalena Okraska rozmawia zatem z mieszkańcami i tymi, którzy już owe...

Spacer po Sudetach, czyli kilka słów podsumowania.

Wyruszyłam ze Świeradowa Zdroju i z każdym krokiem oddalającym mnie od centrum i hałasu dobiegającego z okolicznych budów czułam się coraz lepiej. Cisza i pustka to zdecydowanie przestrzeń mi sprzyjająca. Oczy mi ciągnęło do błyszczących kamieni pod nogami, a całą sobą dostrajalam się do otaczającego mnie lasu. Im głębiej w Izery, tym więcej rowerzystów, ale urok Hali Izerskiej i obserwacja ludzi zajadających się popisowym daniem Chatki Górzystów nastrajały mnie bardzo pozytywnie. Gdy przy Stacji Turystycznej Orle okazało się, że będę spała w starym drewnianym domu, sama w wieloosobowym pokoju, uśmiechnęłam się szeroko. Obejrzałam wystawę, zjadłam niezbyt ciepłą acz smaczną zupę i zakończyłam długi dzień. Dzień kolejny okazał się być jeszcze dłuższy. W Jakuszycach o moje dobre nastawienie zadbała kawa w hotelowej restauracji i piękna droga przez las tuż za Jakuszycami. Karkonoski Park Narodowy rozpoczął się kaskada wodną, przy której można przycupnąć, by kupić bilet. Chwilę...

Pożegnanie

Od kilku dni zbieram się, by napisać o odejściu Amber. Jest mi trudno, odpycham ten czas, ale uznałam, że to będzie sposób na pewnego rodzaju domknięcie - tak mi bardzo potrzebne. Amber zamieszkała z nami 25 lipca 2019 roku. Wypatrzyłam ją na FB schroniska w Tomaszowie Mazowieckim, pojechaliśmy na wizytę zapoznawczą, a kilka dni później - już po nią. Ułożona w bagażniku na wygodnym materacu, przeczołgała się na tylne siedzenie i ułożyła na moich kolanach. Tak dojechaliśmy do domu. O początkach wspólnego życia przeczytacie TUTAJ  i TUTAJ . Gdy już nieco okrzepliśmy w codzienności z psem, a Amber - z ludźmi i kotami, pojawił się pomysł na wspólny jesienny wyjazd w Beskid Niski. Zanim to jednak się stało psica miała atak padaczki, co spowodowało, że wyjazd odwołaliśmy, wdrożyliśmy leczenie i od nowa zaczęliśmy oswajać z nami i wspólnym życiem zdezorientowanego chorobą psa. Udało się ustabilizować zawirowania zdrowotne i wówczas zaczęliśmy się cieszyć sobą wzajemnie już na 100%. Dopier...