Przejdź do głównej zawartości

Jonathan Safran Foer. Zjadanie zwierząt.


Wydane przez
Wydawnictwo Krytyki Politycznej

Książka Foera nie jest żadną wegetariańską czy wegańską agitką. I bardzo dobrze, aczkolwiek nie mam nic przeciwko dobrym agitkom w jakiejkolwiek dziedzinie. Foer nie ukrywa, że nie je mięsa i pokazuje powody, dla których nie je, natomiast nie pisze manifestu.

W „Posłowiu” Dariusz Gzyra stwierdza, że książka nie wyczerpuje kwestii wszelkich możliwych relacji ludzi ze zwierzętami i oczywiście książka tych kwestii nie wyczerpuje. Foer napisał o jedzeniu zwierząt i nie się zajmuje w sposób pogłębiony tematami takimi, jak choćby jedzenie produktów odzwierzęcych czy wykorzystywanie zwierząt na inne sposoby, w tym wykorzystywanie zwierząt jako stworzenia, na których przeprowadza się rozmaite eksperymenty. Gzyra ma rację, że podczas lektury czuje się niechęć autora do stawiania wszystkiego na jedną kartę; Foer daleki jest od strategii „wszystko albo nic”. Foer pod sam koniec książki pisze tak:
Gdyby zawrzeć sens całej tej książki w jednym pytaniu – nie banalnym czy zadanym w złej wierze, ale takim, które obejmuje całą złożoność problemu – brzmiałoby ono tak: czy powinno się podawać indyka w Święto Dziękczynienia? [s. 283]
Gdyby Foer mieszkał w Polsce, być może zapytałby o to, czy powinno się podawać karpia na Wigilię. No, to już wiecie o czym ta książka jest, a dopowiem, że napisana jest świetnie, bo Foer ma tęgie pióro.

„Zjadanie zwierząt” rymuje mi się z wieloma innymi dobrymi książkami traktującymi o relacjach ludzi ze zwierzętami. I wnosi coś nowego do mojego oglądu świata. Nie jem mięsa od ponad dwudziestu lat, co nie znaczy, że raz na zawsze rozwiązałam problem wykorzystywania zwierząt przez ludzi, bo niczego nie rozwiązałam. Obawiam się, że tej kwestii nie da się rozwiązać. Powiedzcie sami – czy fakt, że gdyby nie przemysłowa produkcja zwierząt, to mnóstwo ludzi nie byłoby stać na jakikolwiek mięsny posiłek, ma jakieś znaczenie, czy nie? I co zrobić ze zwierzętami hodowlanymi, udomowionymi przed tysiącami lat – puścić je wolno, żeby raz dwa pozdychały, czy może pozabijać po to, żeby nie cierpiały? A jak ktoś ma koty, które kocha, to co – ma karmić te mięsożerne stworzenia mięsem z zabijanych zwierząt, czy raczej powinien zamęczyć swoje koty podając im tylko kaszę, warzywa i kiełki?

Podobnych pytań można stawiać wiele i myślę, że nie da rady odpowiedzieć na nie tak, aby wszystkie odpowiedzi układały się w jeden spójny system.

Na koniec cytat obrazujący to, że Foer potrafi w jednym czy dwóch zdaniach oddać istotę rzeczy. Oto autor najpierw proponuje czytelnikowi przyrządzenie potrawy z psa i podaje przepis na weselnego psa duszonego, po czym stwierdza:
Jedzenie zwierząt ma swoje nieoczywiste aspekty. Porównanie psa z innymi zwierzętami, które jemy, sprawia, że można zobaczyć niewidzialne.
Mocne? No jasne, że tak. A zatem czytajcie Foera :-)

P.S. Link do fragmentu książki.

Komentarze

hhhh pisze…
Ciekawe, chętnie bym to przeczytała. Obecnie uczę się na technika weterynarii i sporo dowiaduję się o chowie zwierząt przeznaczonych na ubój itp. Sama jem mięso i w najbliższej przyszłości tego nie zamierzam zmieniać, chociaż szanuję i podziwiam wegetarianów. Myślę, że zawsze jedzenie mięsa będzie kwestią dyskusyjną, ale jestem zdania, że jeśli zwierzęta są właściwie hodowane i szybko uśmiercane, to wszystko jest ok.
Monika Badowska pisze…
Polecam, podobnie jak książki wspomniane wczoraj.
Maniek pisze…
Post Meridiem...
Nie, nie jest ok, jeśli nawet zwierzęta są właściwie hodowanie i szybko uśmiercane - co w zasadzie, przy chowie przemysłowym, jest niemożliwe. Rzecz w tym, że my nie musimy tego mięsa jeść. My je chcemy jeść, bo jest go dużo i jest smaczne, a jest go dużo i jest smaczne bo my je chcemy jeść. Tak to wygląda poniekąd.Nie jesteśmy plemionami dzikimi, żyjącymi z tego co jest w naturze. Dawno o tym zapomnieliśmy, przy tak rozbudowanym rolnictwie i całym przemyśle spożywczym(ugh,fatalne określenie) mamy setki innych możliwości. Tylko nam się nie chce po prostu.
Unknown pisze…
Ja kocham koty i nie mam już tego "problemu" czym je karmić. Są już w Polsce karmy o roślinnym składzie. Koty żyją, rosną i są zdrowe. Czyżby cud... Ktoś by pomyślał, że to niemożliwe. A jednak nawet ten "problem" został rozwiązany. Myślę, że z każdym innym byłoby podobnie. Niestety nie wszyscy na tym świecie dysponują chociażby odrobiną dobrej woli.
Unknown pisze…
Ja kocham koty i nie mam już tego "problemu" czym je karmić. Są już w Polsce karmy o roślinnym składzie. Koty żyją, rosną i są zdrowe. Czyżby cud... Ktoś by pomyślał, że to niemożliwe. A jednak nawet ten "problem" został rozwiązany. Myślę, że z każdym innym byłoby podobnie. Niestety nie wszyscy na tym świecie dysponują chociażby odrobiną dobrej woli.
Monika Badowska pisze…
Edek,
Jak długo Twoje koty jedzą roślinną karmę? Chyba niezbyt długo, skoro koty jeszcze rosną. Myślisz, że np. tygrysy czy lwy w ZOO też da się z powodzeniem karmić roślinną karmą?

Popularne posty z tego bloga

Konkurs na Blog Roku

Wczoraj ów konkurs wkroczył w kolejny etap. Za nami czas zgłaszania blogów, przed nami czas głosowania na te, co zgłoszone, a po południu 22 stycznia najpopularniejsze blogi oceniać będzie Kapituła Konkursu. Aby zagłosować na bloga, którego właśnie czytacie należy wysłać sms-a o treści E00071 (e, trzy zera, siedem, jeden) na nr 7144. Taki sms kosztuje 1,22 zł. Szczegóły konkursu: http://www.blogroku.pl/

Spacer po Sudetach, czyli kilka słów podsumowania.

Wyruszyłam ze Świeradowa Zdroju i z każdym krokiem oddalającym mnie od centrum i hałasu dobiegającego z okolicznych budów czułam się coraz lepiej. Cisza i pustka to zdecydowanie przestrzeń mi sprzyjająca. Oczy mi ciągnęło do błyszczących kamieni pod nogami, a całą sobą dostrajalam się do otaczającego mnie lasu. Im głębiej w Izery, tym więcej rowerzystów, ale urok Hali Izerskiej i obserwacja ludzi zajadających się popisowym daniem Chatki Górzystów nastrajały mnie bardzo pozytywnie. Gdy przy Stacji Turystycznej Orle okazało się, że będę spała w starym drewnianym domu, sama w wieloosobowym pokoju, uśmiechnęłam się szeroko. Obejrzałam wystawę, zjadłam niezbyt ciepłą acz smaczną zupę i zakończyłam długi dzień. Dzień kolejny okazał się być jeszcze dłuższy. W Jakuszycach o moje dobre nastawienie zadbała kawa w hotelowej restauracji i piękna droga przez las tuż za Jakuszycami. Karkonoski Park Narodowy rozpoczął się kaskada wodną, przy której można przycupnąć, by kupić bilet. Chwilę

Katarzyna Berenika Miszczuk. Tajemnica Dąbrówki

Katarzyna Berenika Miszczuk, bazując na swoich doświadczeniach z pisaniem o świecie pełnym słowiańskich bóstw, wkracza w literaturę dziecięcą. Wkroczyła właściwie książką "Tajemnica domu w Bielinach", bo ta, prezentowana przeze mnie powieść, opisująca rodzinę Lipowskich jest kontynuacją wspomnianej powyżej. I mamy otóż mamę z czwórką dzieci, która zamieszkuje wspólnie z ciotką zmagającą się z chorobą Alzhaimera w Bielinach. Wsi, o której nawet mieszkańców mówią z lekkim przekąsem - "bo wiadomo jak to u nas". Owo "u nas" oznacza bowiem tajemnicze zjawiska, niemniej tajemnicze postaci i świat nie do końca taki jaki znany jest nam powszechnie. Jest on dzielony z domownikami, biedami, błędnymi ognikami i innymi stworzeniami, o których - z dużym zapałem - czyta w Bestiariuszu ośmioletnia Tosia. Jej mama wpadła na straszny, zdaniem dziewczynki pomysł. Szuka niani, która zajmie się nią (prawie dorosłą nią!) i maleńką Dąbrówką. Tosia robi wszystko, by odstraszyć k