Przejdź do głównej zawartości

Robert Makłowicz. Café Museum.


Wydane przez
Wydawnictwo Czarne

Zacznę, wybaczcie, familiarnie - Kochani! Książka Roberta Makłowicza należy do tych nielicznych traktatów literackich, które swą materią i maestrią sprawiają, że ma się chęć czytać je głośno w miejscach publicznych, cytować rodzinie oraz bliższym i dalszym znajomym, a na tych, którzy słuchać nie chcą, wywierać presję nakłaniając do lektury:)

Opowieść, znawcy kulinariów i poprzez owe kulinaria historii i kultury miejsc przez niego odwiedzanych, w tym wypadku skupia się na niegdysiejszym Cesarstwie Austro-Węgierskim, na rejonie zwanym Mitteleuropą, czyli tym ziemiom, do których i ja mam wielki sentyment, w których czuję się jak u siebie (no, może z wyjątkiem chwil komunikacji z Węgrami), które wyjątkowo bliskie są mojemu sercu. Czy zatem mogłabym nie zazdrościć Autorowi podróży i wynoszonych z nich doświadczeń? Czy mogłabym nie chcieć czytać o tychże doświadczeniach i podróżach jeszcze i jeszcze? Oczywiście - nie mogłabym, więc pozostaje mi po lekturze, przebogatej i smakowitej, uczucie, żem nasycona, ale za jakąś godzinę lub dwie chętnie poczytałabym na nowo o kolejnych wędrówkach przez Dalmację, prowincję węgierską, itp.

Nie umiem przy tej książce zachować choćby pozorów obiektywizmu, więc nawet nie będę próbowała. Tekst o przygotowaniach do podróży pociągiem do Sarajewa - przecudny, bogactwo wiedzy prezentowanej przez Roberta Makłowicza, i to wiedzy nie tylko kulinarnej - zachwycające i tylko krótkie nawiązania odnoszące się do współczesnej sytuacji politycznej Polski będące wyrazem poglądów politycznych Autora wydawały mi się niekonieczne w tej na poły bajecznej opowieści o spadku kulturowym jaki otrzymaliśmy po Cesarstwie.


Kochani, chętnie - jak już wspomniałam - naszpikowałabym moje o tej książce pisanie cytatami, ale nie chcę Wam odbierać przyjemności odkrywania smaczków ukrytych w historiach opowiadanych przez Autora. Mnie, osobie, która tv lekceważy, a programów kulinarnych nie ogląda, bo nudne są, książka Roberta Makłowicza sprawia wiele, wiele radości. I Wam życzę podobnych odczuć. A teraz - czytajcie!

Komentarze

Magia książki pisze…
Uwielbiam Makłowicza :)
Klaudyna Maciąg pisze…
Też go uwielbiam i również szalenie zazdroszczę pracy - zwiedza, smakuje, poznaje - cudo :)
Lilithin pisze…
Co za cudowny zbieg okoliczności! Ja właśnie 15 minut temu wróciłam z księgarni, gdzie przeglądałam właśnie tę książkę :) Bardzo spodobał mi się tytuł i zdziwiłam się, że nie jest to książka kucharska. Teraz mam ochotę po nią wrócić! Może następnym razem się uda. Bardzo ładne wydanie, tak na marginesie. Pozdrawiam serdecznie :)
Caitri pisze…
Uwielbiam Maklowicza, musze zapoznac sie z jego ksiazka, po prostu musze.

Pozdrawiam.
Unknown pisze…
Z reguły książek tego typu nie lubię, ale zawsze od reguły są wyjątki nieprawdaż?

Więc chyba się skuszę... No tytuł już zapisany na kartce, którą zawsze biorę do biblioteki ;)
Monika Badowska pisze…
Isabelle,
:)

Futbolowa,
to jedna z tych prac, która jest tak zachwycająca, że płacenie za nią wydaje się nadużyciem;)))

Caitri,
powodzenia:)

Hasita,
witaj:) Co masz na myśli pisząc " książek tego typu nie lubię"? Za ciekawiło mnie to. Miłego pobytu na Targach:)))
Unknown pisze…
A ja właśnie za Makłowiczem nie przepadam; nie wiem, czy to przez jego intonację, ale książka akurat bardzo mnie kusi (zwłaszcza, że to nie audiobook ;)).
Monika Badowska pisze…
Poczytajko,
tak jak pisałam - nie jestem w stanie oglądać programów kulinarnych w tv, bo mnie nudzą, a książka - pozbawiona obrazu telewizyjnego i dziejąca się tak szybko jak ja chcę, a nie tak jak chce tego przyrządzana potrawa - zachwyciła mnie:)
Unknown pisze…
Chyba źle ujęłam moją myśl... Nie lubię, w sensie nie powinnam czytać, bo jak czytam o kulinariach wszelakich robi mi się z jednej strony przykro, że właśnie nie mogę zjeść tego o czym czytam; ale z drugiej strony dociera do mnie ile jeszcze smakowitości przede mną :). (pewnie moja myśl nieco zagmatwana jest, ale mam nadzieję, że zrozumiesz).

Jeżeli chodzi o Targi dziękuję... :)
Monika Badowska pisze…
Hasita,
teraz rozumiem:) Ja nie mam tego kłopotu, bo większość opisywanych potraw jest mięsna, a ja od wielu lat jestem wege;)
Unknown pisze…
Szczęściara z ciebie w takim razie :).

Ja ją przeczytam właśnie ze względu na historie kulinarne austro-węgier z naciskiem na Węgry właśnie :)
Pemberley pisze…
Kolejna "jedzeniowa opowiastka", chyba sie skusze;)
Anonimowy pisze…
Wartka opowieść birbanta ,lekka w czytaniu i strawna.
Jedynie wtręty polityczne dotyczące dzisiejszej sceny (obsceny) politycznej zabrzmiały zgrzytem.
Czy przy wykwintnie zastawionym stole, w radosnych chwilach konsumpcji, przy śpiewach gremialnych - dawanie upustu swoim preferencjom politycznym jest na miejscu ?
Monika Badowska pisze…
Pemberley,
skusiłaś się?:)

Anonimowy,
ano nie bardzo jest - napisałam o tym...

Popularne posty z tego bloga

Konkurs na Blog Roku

Wczoraj ów konkurs wkroczył w kolejny etap. Za nami czas zgłaszania blogów, przed nami czas głosowania na te, co zgłoszone, a po południu 22 stycznia najpopularniejsze blogi oceniać będzie Kapituła Konkursu. Aby zagłosować na bloga, którego właśnie czytacie należy wysłać sms-a o treści E00071 (e, trzy zera, siedem, jeden) na nr 7144. Taki sms kosztuje 1,22 zł. Szczegóły konkursu: http://www.blogroku.pl/

Spacer po Sudetach, czyli kilka słów podsumowania.

Wyruszyłam ze Świeradowa Zdroju i z każdym krokiem oddalającym mnie od centrum i hałasu dobiegającego z okolicznych budów czułam się coraz lepiej. Cisza i pustka to zdecydowanie przestrzeń mi sprzyjająca. Oczy mi ciągnęło do błyszczących kamieni pod nogami, a całą sobą dostrajalam się do otaczającego mnie lasu. Im głębiej w Izery, tym więcej rowerzystów, ale urok Hali Izerskiej i obserwacja ludzi zajadających się popisowym daniem Chatki Górzystów nastrajały mnie bardzo pozytywnie. Gdy przy Stacji Turystycznej Orle okazało się, że będę spała w starym drewnianym domu, sama w wieloosobowym pokoju, uśmiechnęłam się szeroko. Obejrzałam wystawę, zjadłam niezbyt ciepłą acz smaczną zupę i zakończyłam długi dzień. Dzień kolejny okazał się być jeszcze dłuższy. W Jakuszycach o moje dobre nastawienie zadbała kawa w hotelowej restauracji i piękna droga przez las tuż za Jakuszycami. Karkonoski Park Narodowy rozpoczął się kaskada wodną, przy której można przycupnąć, by kupić bilet. Chwilę

Paweł Beręsewicz. Kiedy chodziłem z Julką Maj.

Wydane przez Wydawnictwo Literatura Książka Pawła Beręsewicza wprawiła mnie w dobry nastrój. Opisując pierwsze drżenia serca, pierwsze zakochanie z punktu widzenia piętnastoletniego Jacka Karasia Autor dokonuje wyłomu - bodaj pierwszy raz mam szansę przeczytać, jak reaguje nastolatek szykując się na randkę, co i czy w ogóle mówi rodzicom o swojej dziewczynie i czy tylko dziewczyny martwią się o to, w którą stronę skierować nos przy pocałunku. Jacek Karaś, którego czytelnicy mieli okazję poznać w książce " Jak zakochałem Kaśkę Kwiatek ", kończy gimnazjum i w ostatniej klasie dostrzega niezwykły urok swojej klasowej koleżanki, Julki Maj. Zdobywając się na straceńczą odwagę pyta Julkę, czy zechciałaby być jego dziewczyną. Później, wbrew temu, co myślał Jacek, bywa trudniej - nagle trzeba myśleć o wielu sprawach, nad którymi nigdy nie było powodu się zastanawiać, funkcjonować w inny niż dotychczas sposób. Cenię sobie ostatnie rozdziały powieści. Nie powiem nic więcej - czytaj