Przejdź do głównej zawartości

Alexander McCall Smith. Kobieca agencja detektywistyczna nr 1.



To pierwszy tom rozpoczynający serię książek o Mma Ramotswe. Jestem zachwycona:)
Poniżej kilka cytatów:

Mma Ramotswe była dobrym detektywem i dobrą kobietą. Dobrą kobietą w dobrym kraju, można powiedzieć. Kochała swoją ojczyznę, Botswanę, kraj cichy i spokojny, i kochała Afrykę, ze wszystkimi nieszczęściami, jakie na nią spadały. Nie wstydzę się tego, że nazywają mnie afrykańską patriotką, mówiła Mma Ramotswe. Kocham wszystkich ludzi, których Bóg stworzył, ale najlepiej umiem kochać tych, którzy mieszkają tutaj. To jest moja rodzina, moi bracia i siostry.

Ale po co miałbym jechać do Zululandu? Dlaczego miałbym chcieć czegoś innego, niż mieszkać w Botswanie i ożenić się z krajanką? Powiedziałem mu, że Zululand z jego opowieści wygląda ciekawie, ale każdy człowiek ma w sercu mapę swojej ojczyzny i że serce nigdy mu nie pozwoli zapomnieć o tej mapie.

Bóg był tutaj wcześniej od misjonarzy. Nazywaliśmy Go wtedy inaczej i nie mieszkał u Żydów. Mieszkał u nas, w Afryce, w kamieniach, w niebie, wszędzie tam, gdzie lubił być. Po śmierci szło się gdzie indziej, Bóg też tam miał być, ale człowiek wiedział, że za bardzo się do Niego nie zbliży. Ale czemu miałby tego pragnąć?

Jakie to musi być okropne: być mężczyzną mieć tylko seks w głowie, bo tak podobno jest z mężczyznami. W którymś z kolorowych czasopism przeczytała, ze przeciętny mężczyzna myśli o seksie ponad 60 razy dziennie! (…) Czy lekarze myślą o tym, kiedy mierzą pacjentce tętno? Czy prawnicy o tym myślą, kiedy siedzą za biurkiem i knują? Czy piloci o tym myślą, sterując samolotem? Po prostu nie chce się w to wierzyć.

Doktor Maketsi chciał szybko zmienić temat, obawiał się bowiem, że mma Ramotswe spyta go o jego umiejętności kulinarne, a wolałby uniknąć powtórki z rozmowy odbytej z pewną młodą kobietą, która przez rok mieszkała w Stanach Zjednoczonych. Nie zważając na różnicę wieku, wygłosiła prowokacyjną uwagę: „Skoro pan je, to musi pan też gotować. Prosta sprawa”. Ta amerykańska ideologia być może jest teoretycznie słuszna, ale czy uczyniła z Amerykanów szczęśliwy naród? Muszą chyba być jakie granice postępu, tych rozregulowujących stosunki społeczne zmian? Słyszał niedawno, że niektóre żony zmuszają swoich mężów do zmieniania dzieciom pieluch. Zadrżał na samą myśl o tym. Afryka nie zaszła jeszcze tak daleko.

Komentarze

Anonimowy pisze…
Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

Popularne posty z tego bloga

Konkurs na Blog Roku

Wczoraj ów konkurs wkroczył w kolejny etap. Za nami czas zgłaszania blogów, przed nami czas głosowania na te, co zgłoszone, a po południu 22 stycznia najpopularniejsze blogi oceniać będzie Kapituła Konkursu. Aby zagłosować na bloga, którego właśnie czytacie należy wysłać sms-a o treści E00071 (e, trzy zera, siedem, jeden) na nr 7144. Taki sms kosztuje 1,22 zł. Szczegóły konkursu: http://www.blogroku.pl/

Spacer po Sudetach, czyli kilka słów podsumowania.

Wyruszyłam ze Świeradowa Zdroju i z każdym krokiem oddalającym mnie od centrum i hałasu dobiegającego z okolicznych budów czułam się coraz lepiej. Cisza i pustka to zdecydowanie przestrzeń mi sprzyjająca. Oczy mi ciągnęło do błyszczących kamieni pod nogami, a całą sobą dostrajalam się do otaczającego mnie lasu. Im głębiej w Izery, tym więcej rowerzystów, ale urok Hali Izerskiej i obserwacja ludzi zajadających się popisowym daniem Chatki Górzystów nastrajały mnie bardzo pozytywnie. Gdy przy Stacji Turystycznej Orle okazało się, że będę spała w starym drewnianym domu, sama w wieloosobowym pokoju, uśmiechnęłam się szeroko. Obejrzałam wystawę, zjadłam niezbyt ciepłą acz smaczną zupę i zakończyłam długi dzień. Dzień kolejny okazał się być jeszcze dłuższy. W Jakuszycach o moje dobre nastawienie zadbała kawa w hotelowej restauracji i piękna droga przez las tuż za Jakuszycami. Karkonoski Park Narodowy rozpoczął się kaskada wodną, przy której można przycupnąć, by kupić bilet. Chwilę

Katarzyna Berenika Miszczuk. Tajemnica Dąbrówki

Katarzyna Berenika Miszczuk, bazując na swoich doświadczeniach z pisaniem o świecie pełnym słowiańskich bóstw, wkracza w literaturę dziecięcą. Wkroczyła właściwie książką "Tajemnica domu w Bielinach", bo ta, prezentowana przeze mnie powieść, opisująca rodzinę Lipowskich jest kontynuacją wspomnianej powyżej. I mamy otóż mamę z czwórką dzieci, która zamieszkuje wspólnie z ciotką zmagającą się z chorobą Alzhaimera w Bielinach. Wsi, o której nawet mieszkańców mówią z lekkim przekąsem - "bo wiadomo jak to u nas". Owo "u nas" oznacza bowiem tajemnicze zjawiska, niemniej tajemnicze postaci i świat nie do końca taki jaki znany jest nam powszechnie. Jest on dzielony z domownikami, biedami, błędnymi ognikami i innymi stworzeniami, o których - z dużym zapałem - czyta w Bestiariuszu ośmioletnia Tosia. Jej mama wpadła na straszny, zdaniem dziewczynki pomysł. Szuka niani, która zajmie się nią (prawie dorosłą nią!) i maleńką Dąbrówką. Tosia robi wszystko, by odstraszyć k