Przejdź do głównej zawartości

Jeronimo Tristante. Tajemnica domu Arandów.


Wydane przez
Wydawnictwo Noir Sur Blanc

Victor Ros, z madryckiego ulicznika i złodziejaszka, dzięki wsparciu i pomocy mądrych ludzi wyrósł na spostrzegawczego, cenionego nie tylko w policji detektywa.

W powieści Jeronimo Tristante znajdujemy Madryt odmalowany niemalże z taką drobiazgowością jak u pisarzy naturalistów, lecz bez naturalistycznego upodobania w obrzydlistwach świata (no, trochę ich jednak jest – wszak to kryminał).

Młody policjant, osławiony rozbiciem spisku, żegna swojego mentora i przystępuje do pracy. Zajmuje się rozwikłaniem dwóch spraw – powierzonej przez zwierzchników, dotyczącej osób majętnych, i dotyczącej osób stojących na marginesie prawa i społeczeństwa, o zajęcie się którą poprosiła Victora odwiedzana przez niego prostytutka.

Choć pozornie wydaje się, iż ciekawszą, bardziej emocjonującą jest sprawa tajemnicy domu Arandów, to w śledzenie zabójców młodych kobiet Victor angażuje się silniej – przecież i on wywodzi się z biedoty zamieszkującej nędzne mieszkania, pracującej za grosze i częstokroć przymierającej głodem.

Świat odmalowany przez Jeronimo Tristante jest wielobarwny, bogaty, angażujący czytelnika. I mimo, że historie opisywane przez Autora osadzone są w końcówce wieku XIX, to pisze on o Madrycie z takim rozmiłowaniem, że aż chce się spacerować po uliczkach tego miasta.

Ciekawie jest czytać o początkach medycyny sądowej, czyli o tym, co świetnie znamy współcześnie z nauki, filmów, czy literatury. Zaangażowanie Victora w udoskonalaniu własnej pracy detektywistycznej jest czymś, co dodaje smaku książce.

Ech! O „Tajemnicy domu Arandów” mogłabym opowiadać i opowiadać. Ale może zamiast tego napiszę – czytajcie:) Polecam.


P.S. Wydawnictwo zapowiada kolejną książkę Autora - "Sprawę Czarnej Wdowy"

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Magdalena Okraska, Nie ma i nie będzie

Z dużym zainteresowaniem sięgnęłam po tę książkę, bo zanim do mnie dotarła przez sieć przetoczyła się dyskusja zwolenników i przeciwników tego, jak Magdalena Okraska o miastach opuszczonych przez dające zatrudnienie przedsiębiorstwach pisze. A jakie jest moje zdanie? Ta historia to wiele pięćdziesiątek wódki, udek kurczaka, cudzych kołder w cudzych domach (nigdy nie śpię w hotelach, śpię u bohaterów), długich rozmów i krótkich puent. To kilometry pokonane busikami, albumy rodzinne, lokalne biblioteki i lokalne mordownie. Pojechałam do nich i powiedziałam "Opowiedz mi". Tak kończy się jeden z tekstów wprowadzających do rozdziałów poświęconych poszczególnym miastom. Wraz z autorką odwiedzamy Wałbrzych, Włocławek, Będzin, Szczytno i kilka innych miejscowości, których przeszły rozwój osadzony był na istniejącym, prężnie działającym i rozwijającym się przedsiębiorstwie, a które wraz z jego likwidacją podupadły. Magdalena Okraska rozmawia zatem z mieszkańcami i tymi, którzy już owe...

Spacer po Sudetach, czyli kilka słów podsumowania.

Wyruszyłam ze Świeradowa Zdroju i z każdym krokiem oddalającym mnie od centrum i hałasu dobiegającego z okolicznych budów czułam się coraz lepiej. Cisza i pustka to zdecydowanie przestrzeń mi sprzyjająca. Oczy mi ciągnęło do błyszczących kamieni pod nogami, a całą sobą dostrajalam się do otaczającego mnie lasu. Im głębiej w Izery, tym więcej rowerzystów, ale urok Hali Izerskiej i obserwacja ludzi zajadających się popisowym daniem Chatki Górzystów nastrajały mnie bardzo pozytywnie. Gdy przy Stacji Turystycznej Orle okazało się, że będę spała w starym drewnianym domu, sama w wieloosobowym pokoju, uśmiechnęłam się szeroko. Obejrzałam wystawę, zjadłam niezbyt ciepłą acz smaczną zupę i zakończyłam długi dzień. Dzień kolejny okazał się być jeszcze dłuższy. W Jakuszycach o moje dobre nastawienie zadbała kawa w hotelowej restauracji i piękna droga przez las tuż za Jakuszycami. Karkonoski Park Narodowy rozpoczął się kaskada wodną, przy której można przycupnąć, by kupić bilet. Chwilę...

Pożegnanie

Od kilku dni zbieram się, by napisać o odejściu Amber. Jest mi trudno, odpycham ten czas, ale uznałam, że to będzie sposób na pewnego rodzaju domknięcie - tak mi bardzo potrzebne. Amber zamieszkała z nami 25 lipca 2019 roku. Wypatrzyłam ją na FB schroniska w Tomaszowie Mazowieckim, pojechaliśmy na wizytę zapoznawczą, a kilka dni później - już po nią. Ułożona w bagażniku na wygodnym materacu, przeczołgała się na tylne siedzenie i ułożyła na moich kolanach. Tak dojechaliśmy do domu. O początkach wspólnego życia przeczytacie TUTAJ  i TUTAJ . Gdy już nieco okrzepliśmy w codzienności z psem, a Amber - z ludźmi i kotami, pojawił się pomysł na wspólny jesienny wyjazd w Beskid Niski. Zanim to jednak się stało psica miała atak padaczki, co spowodowało, że wyjazd odwołaliśmy, wdrożyliśmy leczenie i od nowa zaczęliśmy oswajać z nami i wspólnym życiem zdezorientowanego chorobą psa. Udało się ustabilizować zawirowania zdrowotne i wówczas zaczęliśmy się cieszyć sobą wzajemnie już na 100%. Dopier...