Przejdź do głównej zawartości

WTK - podsumowując

Podsumowuję, bo zdaje się, że należałoby uporządkować wrażenia. Po pierwsze uświadamiam sobie, że im staranniej się przygotuję przed wyjazdem, im dokładniej próbuję opanować program, tym po Targach czuję się bardziej sfrustrowana, bo najczęściej nie dotrę nigdzie tam, gdzie - jak mi się wydaje w domowym zaciszu - bym chciała. Przykład? Niedzielna dyskusja o pisaniu na temat książek w Internecie, dyskusja, na którą bardzo chciałam iść, a o której, po trzech dniach spędzonych w pałacu, zapomniałam. Co gorsza - nie wiem, czy się odbyła i czy gdziekolwiek znajdę jakieś wnioski, ewentualnie zapis.

Po drugie -  w dobie zakupów internetowych środek ciężkości targów z książek przesuwa się na ludzi. Owszem książki są ważne, ale ważniejsi chyba okazują się być ich autorzy. Dostępność pisarzy i piszących celebrytów staje się magnesem i przyciąga na targi książki sporo osób - łowców autografów lub po prostu lubiących poobcować z gwiazdami.

Uświadamiam sobie, że najbardziej na Targach lubię być pierwszego dnia. To niezwykły dzień, bo lekko nerwowy (czy ktoś przyjdzie?), nasycony nadzieją, a jednocześnie najbardziej pusty i dzięki temu sprzyjający rozmowom toczącym się w niespiesznej, pełnej energii, atmosferze. W niedzielę już wszyscy są zmęczeni i poddenerwowani, a czas na rozmowy staje się mocno ograniczony.

Oczywiście - cieszę się, że byłam na WTK. Mimo, że nie było wielu znaczących wydawnictw, że widać było pewne, kłopotliwe, niedociągnięcia organizacyjne. Cieszyła mnie obecność antykwariuszy, świetna czerwona kanapa do rozmów z autorami, każda z przeprowadzonych rozmów. Na to, co złościło spuszczę zasłonę milczenia.

P.S. Zdjęcia.

Komentarze

izusr pisze…
Ale te niedociągnięcia zawsze były, są i będą. Przecież nie może nic być perfekcyjne ;). Ale ja widzę, że w Warszawie na Targach to przynajmniej sporo miejsca jest, jakaś przestrzeń, u nas na wrocławskich promocjach jest zawsze ścisk i duchota. Chociaż może to tylko na zdjęciach wydaje się, że było tak luźno? :>
Ja jakoś wolałam "stare" targi - z większym rozmachem, lepsze wydawnictwa, specyficzna atmosefra, której w tym roku w ogóle nie było. No i Krzysztof Ibisz jako "pisarz" (mignął mi gdzieś po drodze) sprawił, że mi szczęka opadła. O tempora...

Ale generalnie świetnie się z moją sześciolatką bawiłam - gdybym byłą sama, pewnie wróciłabym rozczarowana;)
Monika Badowska pisze…
Izusr,
zdjęcia robiłam kilka minut po 10 w czwartek. Później już było mocno ciasno, więc nawet nie próbowałam wyciągać aparatu.
Monika Badowska pisze…
Lady Aga,
jest nowa klasa "pisarzy" - celebryci;-) Dla dzieci atrakcji było mnóstwo - my z Helą zaczęłyśmy od chodzenia krok w krok za Dorą by później utknąć na stoisku wydawnictwa muzycznego, które prezentowało jako wabik różne instrumenty;-)

Popularne posty z tego bloga

Magdalena Okraska, Nie ma i nie będzie

Z dużym zainteresowaniem sięgnęłam po tę książkę, bo zanim do mnie dotarła przez sieć przetoczyła się dyskusja zwolenników i przeciwników tego, jak Magdalena Okraska o miastach opuszczonych przez dające zatrudnienie przedsiębiorstwach pisze. A jakie jest moje zdanie? Ta historia to wiele pięćdziesiątek wódki, udek kurczaka, cudzych kołder w cudzych domach (nigdy nie śpię w hotelach, śpię u bohaterów), długich rozmów i krótkich puent. To kilometry pokonane busikami, albumy rodzinne, lokalne biblioteki i lokalne mordownie. Pojechałam do nich i powiedziałam "Opowiedz mi". Tak kończy się jeden z tekstów wprowadzających do rozdziałów poświęconych poszczególnym miastom. Wraz z autorką odwiedzamy Wałbrzych, Włocławek, Będzin, Szczytno i kilka innych miejscowości, których przeszły rozwój osadzony był na istniejącym, prężnie działającym i rozwijającym się przedsiębiorstwie, a które wraz z jego likwidacją podupadły. Magdalena Okraska rozmawia zatem z mieszkańcami i tymi, którzy już owe...

Spacer po Sudetach, czyli kilka słów podsumowania.

Wyruszyłam ze Świeradowa Zdroju i z każdym krokiem oddalającym mnie od centrum i hałasu dobiegającego z okolicznych budów czułam się coraz lepiej. Cisza i pustka to zdecydowanie przestrzeń mi sprzyjająca. Oczy mi ciągnęło do błyszczących kamieni pod nogami, a całą sobą dostrajalam się do otaczającego mnie lasu. Im głębiej w Izery, tym więcej rowerzystów, ale urok Hali Izerskiej i obserwacja ludzi zajadających się popisowym daniem Chatki Górzystów nastrajały mnie bardzo pozytywnie. Gdy przy Stacji Turystycznej Orle okazało się, że będę spała w starym drewnianym domu, sama w wieloosobowym pokoju, uśmiechnęłam się szeroko. Obejrzałam wystawę, zjadłam niezbyt ciepłą acz smaczną zupę i zakończyłam długi dzień. Dzień kolejny okazał się być jeszcze dłuższy. W Jakuszycach o moje dobre nastawienie zadbała kawa w hotelowej restauracji i piękna droga przez las tuż za Jakuszycami. Karkonoski Park Narodowy rozpoczął się kaskada wodną, przy której można przycupnąć, by kupić bilet. Chwilę...

Pożegnanie

Od kilku dni zbieram się, by napisać o odejściu Amber. Jest mi trudno, odpycham ten czas, ale uznałam, że to będzie sposób na pewnego rodzaju domknięcie - tak mi bardzo potrzebne. Amber zamieszkała z nami 25 lipca 2019 roku. Wypatrzyłam ją na FB schroniska w Tomaszowie Mazowieckim, pojechaliśmy na wizytę zapoznawczą, a kilka dni później - już po nią. Ułożona w bagażniku na wygodnym materacu, przeczołgała się na tylne siedzenie i ułożyła na moich kolanach. Tak dojechaliśmy do domu. O początkach wspólnego życia przeczytacie TUTAJ  i TUTAJ . Gdy już nieco okrzepliśmy w codzienności z psem, a Amber - z ludźmi i kotami, pojawił się pomysł na wspólny jesienny wyjazd w Beskid Niski. Zanim to jednak się stało psica miała atak padaczki, co spowodowało, że wyjazd odwołaliśmy, wdrożyliśmy leczenie i od nowa zaczęliśmy oswajać z nami i wspólnym życiem zdezorientowanego chorobą psa. Udało się ustabilizować zawirowania zdrowotne i wówczas zaczęliśmy się cieszyć sobą wzajemnie już na 100%. Dopier...