Przejdź do głównej zawartości

Guy Grieve. Zew Natury.


Wydane przez
Wydawnictwo Dolnośląskie

Guy Grieve pracował w dziale marketingu "The Scotsman" i czuł, że jego życie toczy się na jałowym biegu skazując żonę, syna i jego samego na bezustanny stres z powodu zagrożenia utratą pracy, długami i brakiem określonego celu. Czuł, że musi COŚ zrobić. Tym czymś - mającym uratować kondycję psychiczną i finansową rodziny Guya - był wyjazd mężczyzny na rok na Alaskę. Zaskakujące, prawda?

Może i zaskakujące, ale i budzące zainteresowanie. Guy, jako typowy żółtodziób, nie zdawał sobie sprawy z tego, jak trudne może być życie na Alasce. Wylądowawszy w Galenie, maleńkiej wiosce nad brzegiem Jukonu, wciąż miał przekonanie, że da radę, a czekające na niego zadania - choć trudne - nie są wszak niemożliwe do zrealizowania. Na szczęście Guy trafił na Dona, który traktując go nieco jak szalonego naiwniaka, postanowił mu pomóc.

"Zew natury" to zapis ciężkiej pracy, radości, dni bezsilności, strachu, ale i tych przepięknych, dających satysfakcję. We wspomnieniach Autora dostrzegamy olbrzymią życzliwość Alaskan, bezlitosną i jednocześnie zachwycającą przyrodę, wysiłek jaki należy włożyć, by wytrwać z dala od rodziny, budujące się między człowiekiem i psami więzi. Guy Grieve dzieli się swoim doświadczeniem, opisuje szczegółowo swoją pracę, a na końcu opowieści zamieszcza kilka informacji praktycznych, które mogą pomóc osobom chętnych do tego, by jak on, spróbować zamieszkać w dzikim miejscu.

"Zew natury" zapewnił mi fascynującą podróż na Alaskę. I choć nie mogę sobie teraz pozwolić, by zamieszkać u brzegów Jukonu, z wielką uwagą przeczytałam owe praktyczne wskazówki Guy'a Grieve'a.

Komentarze

Sara pisze…
Nigdy nie słyszałam o tym autorze, ale chętnie poznałabym "życie na Alasce":)
Monika Badowska pisze…
Sara,
bo to chyba jedyna książka:) Ale pisać - szczególnie o Alasce - potrafi:)))
Meme pisze…
Ciekawa jetem "Życia na Alasce", więc może kiedyś przeczytam ;)
Miranda pisze…
Na Alaskę się nie wybieram, ale z chęcią przeczytam o wyczynach pana Grieve, zwłaszcza że po Twojej recenzji mogę mieć uzasadnioną nadzieję, że książka mi się spodoba. Liczę, że będzie to ciekawsza "mroźna" lektura niż "100 pocztówek..." ;)

Pozdrawiam (:
Monika Badowska pisze…
Meme,
:)

Mirando,
ta książka jest zdecydowanie inna od "100 pocztówek...":)
Sara pisze…
Aha, w takim razie się nie dziwie:)
Lirael pisze…
Kiedyś z zapartym tchem śledziłam losy bohaterów serialu "Przystanek Alaska", tak więc z pomocą pana Grieve chyba odświeżę znajomość z tym tajemniczym zakątkiem świata.

Popularne posty z tego bloga

Konkurs na Blog Roku

Wczoraj ów konkurs wkroczył w kolejny etap. Za nami czas zgłaszania blogów, przed nami czas głosowania na te, co zgłoszone, a po południu 22 stycznia najpopularniejsze blogi oceniać będzie Kapituła Konkursu. Aby zagłosować na bloga, którego właśnie czytacie należy wysłać sms-a o treści E00071 (e, trzy zera, siedem, jeden) na nr 7144. Taki sms kosztuje 1,22 zł. Szczegóły konkursu: http://www.blogroku.pl/

Spacer po Sudetach, czyli kilka słów podsumowania.

Wyruszyłam ze Świeradowa Zdroju i z każdym krokiem oddalającym mnie od centrum i hałasu dobiegającego z okolicznych budów czułam się coraz lepiej. Cisza i pustka to zdecydowanie przestrzeń mi sprzyjająca. Oczy mi ciągnęło do błyszczących kamieni pod nogami, a całą sobą dostrajalam się do otaczającego mnie lasu. Im głębiej w Izery, tym więcej rowerzystów, ale urok Hali Izerskiej i obserwacja ludzi zajadających się popisowym daniem Chatki Górzystów nastrajały mnie bardzo pozytywnie. Gdy przy Stacji Turystycznej Orle okazało się, że będę spała w starym drewnianym domu, sama w wieloosobowym pokoju, uśmiechnęłam się szeroko. Obejrzałam wystawę, zjadłam niezbyt ciepłą acz smaczną zupę i zakończyłam długi dzień. Dzień kolejny okazał się być jeszcze dłuższy. W Jakuszycach o moje dobre nastawienie zadbała kawa w hotelowej restauracji i piękna droga przez las tuż za Jakuszycami. Karkonoski Park Narodowy rozpoczął się kaskada wodną, przy której można przycupnąć, by kupić bilet. Chwilę

Katarzyna Berenika Miszczuk. Tajemnica Dąbrówki

Katarzyna Berenika Miszczuk, bazując na swoich doświadczeniach z pisaniem o świecie pełnym słowiańskich bóstw, wkracza w literaturę dziecięcą. Wkroczyła właściwie książką "Tajemnica domu w Bielinach", bo ta, prezentowana przeze mnie powieść, opisująca rodzinę Lipowskich jest kontynuacją wspomnianej powyżej. I mamy otóż mamę z czwórką dzieci, która zamieszkuje wspólnie z ciotką zmagającą się z chorobą Alzhaimera w Bielinach. Wsi, o której nawet mieszkańców mówią z lekkim przekąsem - "bo wiadomo jak to u nas". Owo "u nas" oznacza bowiem tajemnicze zjawiska, niemniej tajemnicze postaci i świat nie do końca taki jaki znany jest nam powszechnie. Jest on dzielony z domownikami, biedami, błędnymi ognikami i innymi stworzeniami, o których - z dużym zapałem - czyta w Bestiariuszu ośmioletnia Tosia. Jej mama wpadła na straszny, zdaniem dziewczynki pomysł. Szuka niani, która zajmie się nią (prawie dorosłą nią!) i maleńką Dąbrówką. Tosia robi wszystko, by odstraszyć k