Przejdź do głównej zawartości

Magdalena Zarębska. Kaktus na parapecie.

Wydane przez
Wydawnictwo Skrzat

"Nie oceniaj książki po okładce" głosi stare porzekadło, ale mimo wszystko muszę, po prostu muszę to napisać - okładka jest świetna! Prawie tak świetna, jak cała książka! "Kaktus na parapecie" czyta się jednym tchem! 

Mikołaj, główny bohater książki chodzi o czwartej klasy i ma wszystko, a nawet - trochę za dużo. Jest rozkapryszonym, niesamodzielnym, egoistycznym dzieckiem, które ciągle z czegoś jest niezadowolone. Delikatnie mówiąc, trudno go polubić.

Ale pewnego dnia wszystko się zmienia, z nie do końca wyjaśnionych (według mnie) przyczyn Mikołaj przenosi się do lat 70. XX. Ten, kto żył w Polsce w tamtych czasach pamięta pewnie jeszcze co to znaczy.... Mikołaj nagle musi stać się samodzielny (pierwszy raz w życiu nosi klucz powieszony na szyi), najczęściej je chleb z dżemem (bo ciężko cokolwiek innego kupić w sklepach) i ze zgrozą odkrywa, że w telewizji są tylko dwa kanały (w jednym emitują program o świniach, a w drugim - posiedzenie sejmu). Mimo wszystko, świat z przeszłości ma swoje plusy: Mikołaj ma CZAS na czytanie, spotkania z kolegą, wędrówki po mieście. Mikołaj zaznaje WOLNOŚCI: ma więcej swobody, a rodzice nie chowają go pod kloszem. Mikołaj DOŚWIADCZA zupełnie nowych rzeczy: sprzątania po sobie, stania w kolejkach, wyprawy na grzyby. Nie zdradzę jakie jest zakończenie książki, żeby nie psuć Wam lektury. Kupcie tą książkę, jeśli widzicie, że Wasze dzieci zaraziły się wirusem "ja chcę", albo po prostu chcecie im wytłumaczyć co znaczy "komuna".

Kolejny raz, sięgając po książkę wydawnictwa Skrzat, jestem bardzo pozytywnie zaskoczona! "Kaktus na parapecie" to świetna obserwacja zmieniającej się rzeczywistości, giętki język i zabawne opisy. Nie będziecie się nudzić, gwarantuję. Jako osoba urodzona w 1982 nic nie pamiętam z czasów opisywanych w książce. Mimo tego, a może właśnie dzięki sugestywnym opisom autorki, po lekturze doceniłam naszą rzeczywistość; mimo jej wszystkich wad - mamy wybór.

"Kaktus na parapecie" to najlepsza lekcja historii o latach 70.XX wieku! 

Izabela, mama Heleny

Komentarze

Aneta pisze…
Okładka sympatyczna rzeczywiście. NAleżę do osób oceniających po okładce. Dla mnei okładka to konstytutywna część książki. Choć nie powiem lubię być mile zaskoczona treścią przy słabej okładce.
Anonimowy pisze…
„Jako osoba urodzona w 1982 nic nie pamiętam z czasów opisywanych w książce„ czytam i nie wierzę...

Popularne posty z tego bloga

Konkurs na Blog Roku

Wczoraj ów konkurs wkroczył w kolejny etap. Za nami czas zgłaszania blogów, przed nami czas głosowania na te, co zgłoszone, a po południu 22 stycznia najpopularniejsze blogi oceniać będzie Kapituła Konkursu. Aby zagłosować na bloga, którego właśnie czytacie należy wysłać sms-a o treści E00071 (e, trzy zera, siedem, jeden) na nr 7144. Taki sms kosztuje 1,22 zł. Szczegóły konkursu: http://www.blogroku.pl/

Spacer po Sudetach, czyli kilka słów podsumowania.

Wyruszyłam ze Świeradowa Zdroju i z każdym krokiem oddalającym mnie od centrum i hałasu dobiegającego z okolicznych budów czułam się coraz lepiej. Cisza i pustka to zdecydowanie przestrzeń mi sprzyjająca. Oczy mi ciągnęło do błyszczących kamieni pod nogami, a całą sobą dostrajalam się do otaczającego mnie lasu. Im głębiej w Izery, tym więcej rowerzystów, ale urok Hali Izerskiej i obserwacja ludzi zajadających się popisowym daniem Chatki Górzystów nastrajały mnie bardzo pozytywnie. Gdy przy Stacji Turystycznej Orle okazało się, że będę spała w starym drewnianym domu, sama w wieloosobowym pokoju, uśmiechnęłam się szeroko. Obejrzałam wystawę, zjadłam niezbyt ciepłą acz smaczną zupę i zakończyłam długi dzień. Dzień kolejny okazał się być jeszcze dłuższy. W Jakuszycach o moje dobre nastawienie zadbała kawa w hotelowej restauracji i piękna droga przez las tuż za Jakuszycami. Karkonoski Park Narodowy rozpoczął się kaskada wodną, przy której można przycupnąć, by kupić bilet. Chwilę

Katarzyna Berenika Miszczuk. Tajemnica Dąbrówki

Katarzyna Berenika Miszczuk, bazując na swoich doświadczeniach z pisaniem o świecie pełnym słowiańskich bóstw, wkracza w literaturę dziecięcą. Wkroczyła właściwie książką "Tajemnica domu w Bielinach", bo ta, prezentowana przeze mnie powieść, opisująca rodzinę Lipowskich jest kontynuacją wspomnianej powyżej. I mamy otóż mamę z czwórką dzieci, która zamieszkuje wspólnie z ciotką zmagającą się z chorobą Alzhaimera w Bielinach. Wsi, o której nawet mieszkańców mówią z lekkim przekąsem - "bo wiadomo jak to u nas". Owo "u nas" oznacza bowiem tajemnicze zjawiska, niemniej tajemnicze postaci i świat nie do końca taki jaki znany jest nam powszechnie. Jest on dzielony z domownikami, biedami, błędnymi ognikami i innymi stworzeniami, o których - z dużym zapałem - czyta w Bestiariuszu ośmioletnia Tosia. Jej mama wpadła na straszny, zdaniem dziewczynki pomysł. Szuka niani, która zajmie się nią (prawie dorosłą nią!) i maleńką Dąbrówką. Tosia robi wszystko, by odstraszyć k