Przejdź do głównej zawartości

Hubert Klimko-Dobrzaniecki. Rzeczy pierwsze.


Wydane przez

Wydawnictwo Znak

Premiera 5 października!

Książka Huberta Klimko-Dobrzanieckiego, pisarza dotychczas mi nieznanego, przypomina mi opowieść snutą w dużym gronie, podczas swobodnej rozmowy, gdy myśli wędrują gdzie chcą, a wątki mieszają się i nie dbają o chronologię. Trzeba jednak od razu odnotować, że opowieść nie drażni, nie razi natręctwem, a opowiadający ma wielkie szanse, by stać się duszą towarzystwa, gdyż klimat jaki stwarza jest ciepły, nostalgiczny, lekko zwariowany i ironiczny.

Autor opowiada nam o swoich narodzinach, o historii rodzinnej, w której jabłoń rodząca olbrzymie, przepyszne jabłka stanowiła znak od Boga, o wujku - miłośniku galaretki, o wędrówce za pracą i przygodą przez Europę autostopem. Opowiada o swoim życiu, choć wiem, że "nikt nie potrafi opowiedzieć w autobiografi prawdy".

Dałam się ponieść narracji Huberta Klimko-Dobrzanieckiego i przez chwilę wierzyłam, że opowiada nam prawdę. Ale czy autor opisał nam prawdziwie zazdrosnych sąsiadów swoich dziadków, psychoanalityka, który wyskoczył z okna, ubojnie indyków i porządną panią domu odwiedzającą w nocy niespodziewanego gościa? I czy fragment o tym, jak trudno pisarzowi zarobić na swoich książkach jest realistyczny, czy autor tylko chce wypróbować naszą łatwowierność?

Pisarz przedstawił czytelnikom swoje "rzeczy pierwsze". Jakie są nasze?

Komentarze

Mary pisze…
a Dom Róży czytałaś? Nie wiem czy to teraz wychodzi czy wyszło, ale po to bym sięgneła.. Czarne poleca.
Monika Badowska pisze…
Mary,
tego autora? Nie...

Popularne posty z tego bloga

Magdalena Okraska, Nie ma i nie będzie

Z dużym zainteresowaniem sięgnęłam po tę książkę, bo zanim do mnie dotarła przez sieć przetoczyła się dyskusja zwolenników i przeciwników tego, jak Magdalena Okraska o miastach opuszczonych przez dające zatrudnienie przedsiębiorstwach pisze. A jakie jest moje zdanie? Ta historia to wiele pięćdziesiątek wódki, udek kurczaka, cudzych kołder w cudzych domach (nigdy nie śpię w hotelach, śpię u bohaterów), długich rozmów i krótkich puent. To kilometry pokonane busikami, albumy rodzinne, lokalne biblioteki i lokalne mordownie. Pojechałam do nich i powiedziałam "Opowiedz mi". Tak kończy się jeden z tekstów wprowadzających do rozdziałów poświęconych poszczególnym miastom. Wraz z autorką odwiedzamy Wałbrzych, Włocławek, Będzin, Szczytno i kilka innych miejscowości, których przeszły rozwój osadzony był na istniejącym, prężnie działającym i rozwijającym się przedsiębiorstwie, a które wraz z jego likwidacją podupadły. Magdalena Okraska rozmawia zatem z mieszkańcami i tymi, którzy już owe...

Spacer po Sudetach, czyli kilka słów podsumowania.

Wyruszyłam ze Świeradowa Zdroju i z każdym krokiem oddalającym mnie od centrum i hałasu dobiegającego z okolicznych budów czułam się coraz lepiej. Cisza i pustka to zdecydowanie przestrzeń mi sprzyjająca. Oczy mi ciągnęło do błyszczących kamieni pod nogami, a całą sobą dostrajalam się do otaczającego mnie lasu. Im głębiej w Izery, tym więcej rowerzystów, ale urok Hali Izerskiej i obserwacja ludzi zajadających się popisowym daniem Chatki Górzystów nastrajały mnie bardzo pozytywnie. Gdy przy Stacji Turystycznej Orle okazało się, że będę spała w starym drewnianym domu, sama w wieloosobowym pokoju, uśmiechnęłam się szeroko. Obejrzałam wystawę, zjadłam niezbyt ciepłą acz smaczną zupę i zakończyłam długi dzień. Dzień kolejny okazał się być jeszcze dłuższy. W Jakuszycach o moje dobre nastawienie zadbała kawa w hotelowej restauracji i piękna droga przez las tuż za Jakuszycami. Karkonoski Park Narodowy rozpoczął się kaskada wodną, przy której można przycupnąć, by kupić bilet. Chwilę...

Pożegnanie

Od kilku dni zbieram się, by napisać o odejściu Amber. Jest mi trudno, odpycham ten czas, ale uznałam, że to będzie sposób na pewnego rodzaju domknięcie - tak mi bardzo potrzebne. Amber zamieszkała z nami 25 lipca 2019 roku. Wypatrzyłam ją na FB schroniska w Tomaszowie Mazowieckim, pojechaliśmy na wizytę zapoznawczą, a kilka dni później - już po nią. Ułożona w bagażniku na wygodnym materacu, przeczołgała się na tylne siedzenie i ułożyła na moich kolanach. Tak dojechaliśmy do domu. O początkach wspólnego życia przeczytacie TUTAJ  i TUTAJ . Gdy już nieco okrzepliśmy w codzienności z psem, a Amber - z ludźmi i kotami, pojawił się pomysł na wspólny jesienny wyjazd w Beskid Niski. Zanim to jednak się stało psica miała atak padaczki, co spowodowało, że wyjazd odwołaliśmy, wdrożyliśmy leczenie i od nowa zaczęliśmy oswajać z nami i wspólnym życiem zdezorientowanego chorobą psa. Udało się ustabilizować zawirowania zdrowotne i wówczas zaczęliśmy się cieszyć sobą wzajemnie już na 100%. Dopier...