Przejdź do głównej zawartości

Ojciec Benignus. Szatan istnieje naprawdę. Spotkałem go.


Wydane przez

Wydawnictwo Esprit

Autorem książki jest duchowny, pracujący jako egzorcysta. Mamy tu zatem relację bezpośrednią, relację człowieka, który egzorcyzmów dokonuje od wielu lat. Jest to bardzo ważna okoliczność, bo często na temat egzorcyzmów wypowiadają się ludzie, którzy nie mają zielonego pojęcia o religii, o teologii, o medycynie, w tym psychiatrii, i przede wszystkim nigdy nie byli świadkami egzorcyzmów.

Kwestię egzorcyzmów Benignus osadza we właściwym kontekście, czyli w kontekście wiary katolickiej - nie dlatego, że jest to jakaś najlepsza wiara, tylko dlatego, że sam jest duchownym katolickim. Najwięcej miejsca autor poświęca opisywaniu kilkunastu przypadków, w których przeprowadzał egzorcyzmy. Są to przypadki bardzo różne. Mnie jednak bardziej zainteresowało to, co Benignus pisze  o egzorcyzmach jako takich. Przede wszystkim Autor klarownie tłumaczy, na czym polegają nawiedzenie, dręczenie i opętanie (a są to zupełnie różniące się od siebie wzajemnie zjawiska) i dokładnie wszystkie je charakteryzuje. Mnóstwo innych ciekawych szczegółów podaje autor, no ale zna się na swojej robocie, więc może tymi ciekawostkami sypać z rękawa.

W czwartym rozdziale Benignus srawia pytanie o to, dlaczego istnieje cierpienie. Nie pisze teodycei, wsumie ten rozdział liczy zaledwie 13 stron, ale w jednym miejscu daje kapitalne stwierdzenie:

"Wobec cierpienia człowieka niewinnego należy milczeć raczej, niż mówić, jak czynili to Elifaz (Hi 4-5; 15; 22), Bildad (Hi 8; 18; 25; 26,5-14) i Sofar (Hi 11; 20; 24,19-25; 27,13-23), i zrozumieć, że stajemy wobec tajemnicy."

I tyle. To się doskonale rymuje z tym, co w książce "Chata" Williama Paula Younga, na te oto słowa bohatera: - Po prostu nie jestem w stanie wyobrazić sobie żadnego ostatecznego celu, który by to wszystko usprawiedliwiał. - odpowiada Bóg: - Mackenzie. My nie usprawiedliwiamy. My zbawiamy.

I jeszcze jeden fragment korespondujący ze sposobem, w jaki postrzega sprawy Benignus:

"Kiedy stanowczość pytania osiąga najwyższy stopień, jak na przykład u Hioba, wówczas myśl o teodycei zaczyna wydawać się bluźniercza. Wszelkie "wyjaśnienie" jego nieszczęścia jest dla Hioba jedynie zwielokrotnieniem rozpaczy. Nie potrzeba żadnych wyjaśnień, żadnych odpowiedzi. Niepotrzebne są też i pocieszenia. Hiob przeklina przyjaciół, którzy przyszli do niego, a przeklina ich właśnie dlatego, że są jego przyjaciółmi i jako przyjaciele chcą mu "ulżyć" - jeśli jeden człowiek może ulżyć drugiemu. Dla Hioba najgorsze ze wszystkiego jest owo "jeśli". Skoro już pomóc nie sposób - to i pocieszać nie trzeba. Inaczej mówiąc, można spytać (niekiedy, jak w przypadku Hioba, pytanie to jest koniecznością): skąd pochodzi zło? Ale odpowiadać na to pytanie nie wolno. I tylko wówczas kiedy filozofowie zrozumieją, że ani na to pytanie, ani na wiele innych pytań odpowiadać nie wolno , uznają jednocześnie, iż nie zawsze stawia się pytania po to, by na nie odpowiadać, że są pytania, których cały sens polega na tym, że nie dopuszczają żadnych odpowiedzi, gdyż odpowiedzi je zabijają. Niezrozumiałe? Więc - pocierpcie: nie do takich rzeczy człowiek się przyzwyczaja." (Lew Szestow. Ateny i Jerozolima)

Podkreślam jednak - książka Benignusa to nie jest rozprawa teologiczna, nie jest to też systematyczna teodycea - książka Benignusa to po prostu ciekawa opowieść o tym, czym są egzorcyzmy - z tym większym zainteresowaniem przeczytam zapowiadaną na marzec, kolejną książkę tego Autora "Moja droga - od filozofii do egzorcyzmów".

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Magdalena Okraska, Nie ma i nie będzie

Z dużym zainteresowaniem sięgnęłam po tę książkę, bo zanim do mnie dotarła przez sieć przetoczyła się dyskusja zwolenników i przeciwników tego, jak Magdalena Okraska o miastach opuszczonych przez dające zatrudnienie przedsiębiorstwach pisze. A jakie jest moje zdanie? Ta historia to wiele pięćdziesiątek wódki, udek kurczaka, cudzych kołder w cudzych domach (nigdy nie śpię w hotelach, śpię u bohaterów), długich rozmów i krótkich puent. To kilometry pokonane busikami, albumy rodzinne, lokalne biblioteki i lokalne mordownie. Pojechałam do nich i powiedziałam "Opowiedz mi". Tak kończy się jeden z tekstów wprowadzających do rozdziałów poświęconych poszczególnym miastom. Wraz z autorką odwiedzamy Wałbrzych, Włocławek, Będzin, Szczytno i kilka innych miejscowości, których przeszły rozwój osadzony był na istniejącym, prężnie działającym i rozwijającym się przedsiębiorstwie, a które wraz z jego likwidacją podupadły. Magdalena Okraska rozmawia zatem z mieszkańcami i tymi, którzy już owe...

Spacer po Sudetach, czyli kilka słów podsumowania.

Wyruszyłam ze Świeradowa Zdroju i z każdym krokiem oddalającym mnie od centrum i hałasu dobiegającego z okolicznych budów czułam się coraz lepiej. Cisza i pustka to zdecydowanie przestrzeń mi sprzyjająca. Oczy mi ciągnęło do błyszczących kamieni pod nogami, a całą sobą dostrajalam się do otaczającego mnie lasu. Im głębiej w Izery, tym więcej rowerzystów, ale urok Hali Izerskiej i obserwacja ludzi zajadających się popisowym daniem Chatki Górzystów nastrajały mnie bardzo pozytywnie. Gdy przy Stacji Turystycznej Orle okazało się, że będę spała w starym drewnianym domu, sama w wieloosobowym pokoju, uśmiechnęłam się szeroko. Obejrzałam wystawę, zjadłam niezbyt ciepłą acz smaczną zupę i zakończyłam długi dzień. Dzień kolejny okazał się być jeszcze dłuższy. W Jakuszycach o moje dobre nastawienie zadbała kawa w hotelowej restauracji i piękna droga przez las tuż za Jakuszycami. Karkonoski Park Narodowy rozpoczął się kaskada wodną, przy której można przycupnąć, by kupić bilet. Chwilę...

Pożegnanie

Od kilku dni zbieram się, by napisać o odejściu Amber. Jest mi trudno, odpycham ten czas, ale uznałam, że to będzie sposób na pewnego rodzaju domknięcie - tak mi bardzo potrzebne. Amber zamieszkała z nami 25 lipca 2019 roku. Wypatrzyłam ją na FB schroniska w Tomaszowie Mazowieckim, pojechaliśmy na wizytę zapoznawczą, a kilka dni później - już po nią. Ułożona w bagażniku na wygodnym materacu, przeczołgała się na tylne siedzenie i ułożyła na moich kolanach. Tak dojechaliśmy do domu. O początkach wspólnego życia przeczytacie TUTAJ  i TUTAJ . Gdy już nieco okrzepliśmy w codzienności z psem, a Amber - z ludźmi i kotami, pojawił się pomysł na wspólny jesienny wyjazd w Beskid Niski. Zanim to jednak się stało psica miała atak padaczki, co spowodowało, że wyjazd odwołaliśmy, wdrożyliśmy leczenie i od nowa zaczęliśmy oswajać z nami i wspólnym życiem zdezorientowanego chorobą psa. Udało się ustabilizować zawirowania zdrowotne i wówczas zaczęliśmy się cieszyć sobą wzajemnie już na 100%. Dopier...