Julie Powell. Julie&Julie.
Wydane przez
Wydawnictwo Świat Książki
Przeczytałam te książkę z ciekawości. I w zasadzie także z ciekawości doczytałam ją do końca. Bo cóż innego mogłoby mnie popychać do tegoż czynu skoro skrupulatnie omijałam rozliczne przepisy na potrawy mięsne przedstawiane z lekką brutalnością, wzruszałam ramionami nad samą Julie i jej słownictwem oraz otrząsałam się z niesmakiem nad brudem panującym w kuchni urzędniczki uczącej się gotowania, o którym szczodrze informowała.
Być może film jest bardziej interesujący. Ale nie mam chęci sprawdzać...
P.S. I czegoż ja byłam taka ciekawa?
19 komentarzy:
Stoi u mnie na półce ta książka od listopada i po tym, co napisałaś, chyba szybko nie sprawdzę, co też w sobie skrywa :)
Ja też jestem jej bardzo ciekawa, ale jakoś teraz się już boję. Mam nadzieję, że jednak moje odczucia będą lepsze jak już się dokopię :D
Skrletko,
przyznam, że po książce Koontza trudno znaleźć coś równie dobrego:)
Izusur,
jestem wegetarianką - może Ty polubisz bardziej przepisy;)))
Ja do książki pewnie wcale się nie zabiorę, ale film oglądałam i mi się podobał. :)
Powiem szczerze, ze film obejrzałam, nie wiedząc że jest książka. Z chęcią ją przeczytam. Film bardzo mi się podobał :)
wg mnie film do bani. nuda. ksiązki nie czytałam i nie zamierzam. a ponoć ma wyjsc 2 częśc.
A Koontza to ja czytałam tylko "Męża", którego też polecam :)
Edith,
:)
Gosiu,
ciekawa jestem Twojego porównania.
Mary,
:)
Skarletko,
a ja dziś przyniosłam z biblioteki "Prędkość". Zaczyna się fajnie:)
A mi się ta książka podobała :)
Przyznaję jednak, że przerzucałam kartki, czekając na rewelacje z życia Julii Child - uwielbiam kobietę :)
I jakaś taka optymistyczna mi się wydawała, roześmiałam się też nie raz, nie dwa :)
a mi najbardziej w książce (i w filmie też) brakowało takiego poczucia, że ta kobieta lubi gotować i jeść
ona tylko zrobiła projekt
żadnych uczuć
Tucha,
a ja nie wiedząc nic o J. Child nadal nic o niej nie wiem - no może poza tym, że zmarła nie dożywszy 92 lat;) Owszem - książka chwilami była wg mnie śmiesznawa, ale takim sarkastycznym humorem.
Zefi-rynno,
doskonała uwaga:)
ja przeczytałam pierwsze 3-4 rozdziały i końcówkę. uznałam, że w środku i tak się ciągle międli to samo. kolejny przepis, kolejna katastrofa w postaci czyjejś wizyty np i tak do końca.
Jak to widzę- kobieta próbuje wypełnić pustkę w swoim zyciu. Jakoś nei widzę, żeby jej się to udało, poza tym, że napisała o tym książkę i na jej koncie przybyło parę zer, a ma nadzieję, że przybędzie ich jeszcze więcej...
Hmm, chyba to mój pierwszy komentarz na Twoim blogu, więc niniejszym jeszcze się witam))
Gratuluję nominacji do Papierowego Ekranu :)
Izo,
witam serdecznie:) No, własnie - pasji tam nie widać, tylko wszechobecne znużenie;) Witam serdecznie i zapraszam ponownie:)
Kala,
jesteś posłańcem dobrych wiadomości:) Dziękuję:)
Ja też jestem wegetarianką, ale i tak mi się podobało, chociaż - jak to zaznaczyłam w swojej recenzji - rozdziały o krabach/homarach ominęłam (były obrzydliwe). Ale ja jestem dziwna i lubię czytać o gotowaniu, nawet blogi kulinarne czytam dla przyjemności ;)
Lilybeth,
e tam dziwna:))) Ja nie zdzierżyłam rozdziału o szpiku;)
Mój przyjaciel widział film i ogromnie mu się podobał :) Zapewne wielki wpływ na przyjemność oglądania miała rola Meryl :) która jest jego ulubioną aktorką.
Prześlij komentarz