Przejdź do głównej zawartości

Justyna Polańska. Pod niemieckimi łóżkami.


Wydane przez
Wydawnictwo Świat Książki

Ponad dwa lata temu czytałam książkę napisaną przez kasjerkę pracujacą w markecie. Teraz na naszym rynku wydawniczym pojawiła się kolejna pozycja, która można zaliczyć do publikacji typu reality.

Praca w sektorze usługowym nie jest łatwa. Praca jaką wykonuje Justyna Polańska jest trudna po wielokroć; po pierwsze sprząta, a ludzie z nieznanych przyczyn traktują protekcjonalnie osoby dbające o porządek, po drugie jest Polką, a to wbrew temu, że to my postrzegani jesteśmy jako ksenofobiczni, Niemcy mają spory kłopot z narodowością Autorki.

Zwyczaje pracodawców Justyny są najróżniejsze, ale raczej trudno się w nich doszukiwać oszałamiającej życzliwości. Sprzataczki nie częstuje się wodą mimo upału, nie płaci się jej pensji, bo trzeba było sobie kupić kolejną apaszkę od znanego projektanta i nie ma sie pieniędzy, a potrzeby fizjologiczne załatwia się obok wc, żeby sprzataczka wiedziała, za co się jej płaci. 

Autorka pisze prosto, dosadnie, nie bawiąc się w eufemizmy, półsłówka i wielką literaturę. Justyna Polańska zdaje relację ze swojej pracy i czyni to na pozór beznamiętnie. Na pozór...

"Pod niemieckimi łóżkami" warto przeczytać. Choćby po to, by uświadomić sobie, że specyfika kontaktów między osobą sprzątającą, a właścicielem sprzatanego domu, nie jest tylko niemiecką specjalnością, że w Polsce jest pewnie podobnie...

Komentarze

IzabellaC. pisze…
Słyszałam o tej książce, ale nie miałam okazji przeczytać.
Anonimowy pisze…
Świetna! Aczkolwiek, czytałam po niemiecku, w ramach nauki języka, więc nie jestem pewna czy wszystko zrozumiałam. Mimo wszystko mam wrażenie, że napisana błyskotliwie. Strach się bać takiej sprzątaczki!;)
kasia.eire pisze…
Zastanawiam się, czy to nie strata czasu? Chciałabym, bo ciekawość jest, ale wolałabym, żeby to nie było już takie całkiem proste jak budowa cepa. A z drugiej strony, co można znowu takiego wysublimowanego napisać o sprzątaniu, żeby nie było pretensjonalne i udawane. Sprzątanie to sprzątanie, nie ma co do tego filozofii dorabiać. Ciekawa jestem, jak Polacy traktują swoje sprzątaczki, jeśli je mają
moleslaw pisze…
Budowa cepa,ręce opadaja.
kasia.eire pisze…
Nie oburzaj się, po prostu wiem, że zarzutem lub zaletą, zależy jak na to spojrzeć, jest prostota tej książki. Najpierw mnie to odstręczyło, a potem pomymyślałam, że gdyby było inaczej, w takim temacie, byłoby pretensjonalne i nie do czytania. Czyli jeśli już, to chyba lepiej dosadnie.
Monika Badowska pisze…
Nie wiem, czy błyskotliwie, ale szczerze.
Monika Badowska pisze…
Chyba nie można wysublimowanie. A czy to strata czasu? Książkę przeczytasz w kilka godzin...

Co do tego jak Polacy traktują sprzataczki - pewnie różnie.
Monika Badowska pisze…
Molesław,
dla mnie to prosty, jasny przekaz...

Kasia.eire,
zgadzam się.

Popularne posty z tego bloga

Magdalena Okraska, Nie ma i nie będzie

Z dużym zainteresowaniem sięgnęłam po tę książkę, bo zanim do mnie dotarła przez sieć przetoczyła się dyskusja zwolenników i przeciwników tego, jak Magdalena Okraska o miastach opuszczonych przez dające zatrudnienie przedsiębiorstwach pisze. A jakie jest moje zdanie? Ta historia to wiele pięćdziesiątek wódki, udek kurczaka, cudzych kołder w cudzych domach (nigdy nie śpię w hotelach, śpię u bohaterów), długich rozmów i krótkich puent. To kilometry pokonane busikami, albumy rodzinne, lokalne biblioteki i lokalne mordownie. Pojechałam do nich i powiedziałam "Opowiedz mi". Tak kończy się jeden z tekstów wprowadzających do rozdziałów poświęconych poszczególnym miastom. Wraz z autorką odwiedzamy Wałbrzych, Włocławek, Będzin, Szczytno i kilka innych miejscowości, których przeszły rozwój osadzony był na istniejącym, prężnie działającym i rozwijającym się przedsiębiorstwie, a które wraz z jego likwidacją podupadły. Magdalena Okraska rozmawia zatem z mieszkańcami i tymi, którzy już owe...

Spacer po Sudetach, czyli kilka słów podsumowania.

Wyruszyłam ze Świeradowa Zdroju i z każdym krokiem oddalającym mnie od centrum i hałasu dobiegającego z okolicznych budów czułam się coraz lepiej. Cisza i pustka to zdecydowanie przestrzeń mi sprzyjająca. Oczy mi ciągnęło do błyszczących kamieni pod nogami, a całą sobą dostrajalam się do otaczającego mnie lasu. Im głębiej w Izery, tym więcej rowerzystów, ale urok Hali Izerskiej i obserwacja ludzi zajadających się popisowym daniem Chatki Górzystów nastrajały mnie bardzo pozytywnie. Gdy przy Stacji Turystycznej Orle okazało się, że będę spała w starym drewnianym domu, sama w wieloosobowym pokoju, uśmiechnęłam się szeroko. Obejrzałam wystawę, zjadłam niezbyt ciepłą acz smaczną zupę i zakończyłam długi dzień. Dzień kolejny okazał się być jeszcze dłuższy. W Jakuszycach o moje dobre nastawienie zadbała kawa w hotelowej restauracji i piękna droga przez las tuż za Jakuszycami. Karkonoski Park Narodowy rozpoczął się kaskada wodną, przy której można przycupnąć, by kupić bilet. Chwilę...

Pożegnanie

Od kilku dni zbieram się, by napisać o odejściu Amber. Jest mi trudno, odpycham ten czas, ale uznałam, że to będzie sposób na pewnego rodzaju domknięcie - tak mi bardzo potrzebne. Amber zamieszkała z nami 25 lipca 2019 roku. Wypatrzyłam ją na FB schroniska w Tomaszowie Mazowieckim, pojechaliśmy na wizytę zapoznawczą, a kilka dni później - już po nią. Ułożona w bagażniku na wygodnym materacu, przeczołgała się na tylne siedzenie i ułożyła na moich kolanach. Tak dojechaliśmy do domu. O początkach wspólnego życia przeczytacie TUTAJ  i TUTAJ . Gdy już nieco okrzepliśmy w codzienności z psem, a Amber - z ludźmi i kotami, pojawił się pomysł na wspólny jesienny wyjazd w Beskid Niski. Zanim to jednak się stało psica miała atak padaczki, co spowodowało, że wyjazd odwołaliśmy, wdrożyliśmy leczenie i od nowa zaczęliśmy oswajać z nami i wspólnym życiem zdezorientowanego chorobą psa. Udało się ustabilizować zawirowania zdrowotne i wówczas zaczęliśmy się cieszyć sobą wzajemnie już na 100%. Dopier...