Przejdź do głównej zawartości

Bogumiła Baumgartner. Przeżyć dwujęzyczność.


Wydane przez

Wydawnictwo Harmonia

Autorka jest Polką mieszkającą wraz z rodziną w Bawarii i wychowującą swoje córki w rodzinie podzielonej językowo na język polski i niemiecki. W książce "Przeżyć dwujęzyczność" korzysta zatem z doświadczeń własnych, ale też doświadczeń innych znajomych, czy zaprzyjaźnionych rodzin.

Książka Bogumiły Baumgartner skierowana jest przede wszystkim do tych, którzy bądź to stworzyli rodziny dwujęzyczne żyjąc w Polsce, bądź poza jej granicami. Autorka w bardzo przystępny sposób wyjaśnia jak nie zaniedbać edukacji językowej swojego dziecka, jak sprawić, żeby umiało się porozumieć z rodziną tego z rodziców, którego język jest dla niego "słabszym", jak przeżywać codzienność, by nie wprowadzać dzieci w błąd, konsekwentnie uczyć je, że "jedna osoba to jeden język" i by posługiwanie się dwoma językami było dla dziecka czynnością naturalną, a nie komplikacją.

Komentarze

liritio pisze…
Nie rozumiem, jak to "jedna osoba, jeden język"? W sensie, że któryś jest zawsze ważniejszy?
Ja bym nawet chętnie się za jakąś tego typu literaturą zakręciła, bo za jakiś czas (ja liczę to w latach, C. w miesiącach, ale staramy się dojść do porozumienia :)), też mnie to czeka. Szczególnie, że tak naprawdę już C. jest dwujęzyczny, więc jakiekolwiek nasze dzieci byłyby w sumie... Hmmm, trójjęzyczne?
Monika Badowska pisze…
Lirito,
idea jest taka, że jak Mama jest Polką, a Tata Hiszpanem, to dzieci do Mamy mówią po polsku, a do Taty po hiszpańsku:)
Unknown pisze…
Ja myślę, że dla dzieci to nie jest problem. Chyba dorośli go wymyślają. Dziecko, co zawsze było wiadome, uczy się szybciej! Mam kuzynkę, której mąż jest obcokrajowcem, nie żyją w Polsce do tego mieszkają z rodzicami ojca dziecka, dziecko ma dośc często okazję spotykac rodziców mamy czyli Polaków, a kuzynka rozmawia w domu z mężem e jego ojczystym języku, natomiast z Małą po polsku - Mała jest dzieckiem szczęśliwym, nie ma problemów z porozumieniem i przetłumaczeniem w obie strony(no czasem gdy się uprze, w przedszkolu mówi po polsku :) ) dodam, że ma 4 lata :)Myślę, że to kwestia tego, że nikt nigdy jej nie zwracał uwagi, nie dziwił się, i nie zmuszał do niczego!
Anna pisze…
Liritio OPOL (one parent, one language) to 1 z podstawowych zasad dwujęzycznych, polegająca na tym, źe każde z rodzicow mówi do dziecka zawsze w swoim języku. Nie miesza, nie przeskakuje tylko konsekwentnie pozostaje przy swoim języku ojczystym. Gdy dziecko źyje w środowisku języka jednego z rodziców, to najpewniej ten język będzie mocniejszy. Ale to nie jest stały trend, wraz ze zmianą środowiska, drugi język może stać się mocniejszy.
Monika Badowska pisze…
Moni, Anno,
dziękuję za komentarze:)
liritio pisze…
Tak, teraz rozumiem, dziękuję za łopatologiczne i obszerne wyjaśnienie :)
Moni, dzieci faktycznie uczą się szybciej, ale że jej się nie miesza, to już imponujące :)
Tak sobie tylko myślę, że nasze hipotetyczne dzieci zmuszą nas do jakiejś wielkiej decyzji co do języków, bo dotychczas rozmawiamy po angielsku, który nie jest ani moim, ani jego pierwszym językiem. Takie to wszystko skomplikowane.
Unknown pisze…
Liritio nie namiesza, nie namiesza - A. jest spryciula, jak pisałam w przedszkolu czasami mówi po polsku, jak nie chce aby ją zrozumiano (pewnie wtedy mówi brzydko o dzieciach - przecież nikt nie wie, Pani nie rozumie, a jak przyjdzie babcia, ta z Polski, aby posłuchać, Pani przetłumaczyć i ewentualnie zbesztać to A. tego nie robi - czyli dokładnie rozumie :-) ) natomiast kiedy chce coś wyegzekwować od babaci Polki w sklepie (zabawkę) krzyczy w tamtejszym języku, tak aby babci zrobiło się wstyd przed wszystkimi kupującymi i zakupiła zabawkę dla A. Myślę, że A dokładnie wie kiedy i w jakim języku ma mówić. Dodam, że faktycznie z mamą swoją rozmawia ona po polsku a z tatą w jego ojczystym języku (tym bardziej, że tata ani słowa po polsku nie zna, no poza "czendobry" "czenkuje" "Jesuufamtopie" - tak, tak, nauczyły go dla żartu dzieci z Polski :)) )
Jednak myślę, że A. pozostanie w swoim rodzinnym kraju - bowiem tam się urodziła - i będzie później już słabo mowiła po polsku.
liritio pisze…
Moni, tak się może zdarzyć, to się zwykle tak kończy. Znam faceta, który urodził się w Anglii, ale jego matka jest Polką. On od ponad roku siedzi w Polsce, ma polską dziewczynę i w naszym języku nic... Zadziwiające z jednej strony, ale w sumie, zapewne nigdy mu to nie było potrzebne.
A ta dziewczynka Twoich znajomych, A. to po prostu mała manipulantka :)dobrze, przynajmniej umie postawić na swoim.
Anna pisze…
Liritio na portalu gazeta.pl jest forum o dwujęzyczności - tam znajdziesz chyba omówienie każdego problemu;) Jeśli się ma odrobinę samozapracia i chęć zainwestowania w dwa języki to da się:)

Popularne posty z tego bloga

Konkurs na Blog Roku

Wczoraj ów konkurs wkroczył w kolejny etap. Za nami czas zgłaszania blogów, przed nami czas głosowania na te, co zgłoszone, a po południu 22 stycznia najpopularniejsze blogi oceniać będzie Kapituła Konkursu. Aby zagłosować na bloga, którego właśnie czytacie należy wysłać sms-a o treści E00071 (e, trzy zera, siedem, jeden) na nr 7144. Taki sms kosztuje 1,22 zł. Szczegóły konkursu: http://www.blogroku.pl/

Spacer po Sudetach, czyli kilka słów podsumowania.

Wyruszyłam ze Świeradowa Zdroju i z każdym krokiem oddalającym mnie od centrum i hałasu dobiegającego z okolicznych budów czułam się coraz lepiej. Cisza i pustka to zdecydowanie przestrzeń mi sprzyjająca. Oczy mi ciągnęło do błyszczących kamieni pod nogami, a całą sobą dostrajalam się do otaczającego mnie lasu. Im głębiej w Izery, tym więcej rowerzystów, ale urok Hali Izerskiej i obserwacja ludzi zajadających się popisowym daniem Chatki Górzystów nastrajały mnie bardzo pozytywnie. Gdy przy Stacji Turystycznej Orle okazało się, że będę spała w starym drewnianym domu, sama w wieloosobowym pokoju, uśmiechnęłam się szeroko. Obejrzałam wystawę, zjadłam niezbyt ciepłą acz smaczną zupę i zakończyłam długi dzień. Dzień kolejny okazał się być jeszcze dłuższy. W Jakuszycach o moje dobre nastawienie zadbała kawa w hotelowej restauracji i piękna droga przez las tuż za Jakuszycami. Karkonoski Park Narodowy rozpoczął się kaskada wodną, przy której można przycupnąć, by kupić bilet. Chwilę

Katarzyna Berenika Miszczuk. Tajemnica Dąbrówki

Katarzyna Berenika Miszczuk, bazując na swoich doświadczeniach z pisaniem o świecie pełnym słowiańskich bóstw, wkracza w literaturę dziecięcą. Wkroczyła właściwie książką "Tajemnica domu w Bielinach", bo ta, prezentowana przeze mnie powieść, opisująca rodzinę Lipowskich jest kontynuacją wspomnianej powyżej. I mamy otóż mamę z czwórką dzieci, która zamieszkuje wspólnie z ciotką zmagającą się z chorobą Alzhaimera w Bielinach. Wsi, o której nawet mieszkańców mówią z lekkim przekąsem - "bo wiadomo jak to u nas". Owo "u nas" oznacza bowiem tajemnicze zjawiska, niemniej tajemnicze postaci i świat nie do końca taki jaki znany jest nam powszechnie. Jest on dzielony z domownikami, biedami, błędnymi ognikami i innymi stworzeniami, o których - z dużym zapałem - czyta w Bestiariuszu ośmioletnia Tosia. Jej mama wpadła na straszny, zdaniem dziewczynki pomysł. Szuka niani, która zajmie się nią (prawie dorosłą nią!) i maleńką Dąbrówką. Tosia robi wszystko, by odstraszyć k