Przejdź do głównej zawartości

Jack Mayer. Życie w słoiku.

Wydane przez
AMF Plus Group

Z doniesień medialnych wiedziałam, że istniała kobieta, która uratowała bardzo dużo dzieci z warszawskiego getta. Znałam jej imię i nazwisko, ale nie wiedziałam nic więcej. Nie wczytywałam się w prasowe artykuły, nie oglądałam filmu. Sięgnięcie po "Życie w słoiku" było szansą na moje uzupełnienie wiedzy w tym temacie.

W jednej z amerykańskich szkół, gdzieś na prowincji, nauczyciel zaproponował swoim uczniom opracowanie dowolnego tematu, który wpisze się w obchodzy Dnia Historii Narodowej. Jedną z uczennic zafrapowała informacja o kobiecie, która uratowała podczas wojny 2500 dzieci z getta. Myśląc, że liczba jest błędna, zaczęła szukać czegoś więcej o Irenie Sendler i okazało się, że to postać prawie nieznana, że aby zdobyć o niej wiadomości trzeba pisać do wielu instytucji. Nauczyciel zasugerował, by kilka osób połączyło siły podczas pracy nad projektem i tak oto stworzyła się grupka uczennic, które opowiedziały światu o Irenie.

Książka napisana jest sprawnie. Historia w niej opowiadana toczy się dwutorowo. Jeden wątek jest zbeletryzowana wersją życia Ireny i tego, w jaki sposób pomagała rodzicom ocalić ich dzieci, drugi to opowieść o pracy nad szkolnym projektem i efektach tejże pracy.

Dwie rzeczy uderzyły mnie podczas lektury. To, że dziewczyny zakładały, że Irena nie żyje (po takich przejściach, z takimi doświadczeniami, tak dawno temu), drugia - to, że trzeba było amerykańskich nastolatek, by mieszkającą w Warszawie Irenę przedstawić Polakom i dostrzec w niej bohaterkę.

Książkę przeczytałam w pociągu, w drodze do Rodziców. A na miejscu obejrzałam film dokumentalny, który wyświetlono w bardzo odpowiednim dla mnie czasie.

Komentarze

orchidea pisze…
Muszę to przeczytać!
Pozdrawiam i zapraszam do mnie
http://tococzytam.blogspot.com/

Popularne posty z tego bloga

Magdalena Okraska, Nie ma i nie będzie

Z dużym zainteresowaniem sięgnęłam po tę książkę, bo zanim do mnie dotarła przez sieć przetoczyła się dyskusja zwolenników i przeciwników tego, jak Magdalena Okraska o miastach opuszczonych przez dające zatrudnienie przedsiębiorstwach pisze. A jakie jest moje zdanie? Ta historia to wiele pięćdziesiątek wódki, udek kurczaka, cudzych kołder w cudzych domach (nigdy nie śpię w hotelach, śpię u bohaterów), długich rozmów i krótkich puent. To kilometry pokonane busikami, albumy rodzinne, lokalne biblioteki i lokalne mordownie. Pojechałam do nich i powiedziałam "Opowiedz mi". Tak kończy się jeden z tekstów wprowadzających do rozdziałów poświęconych poszczególnym miastom. Wraz z autorką odwiedzamy Wałbrzych, Włocławek, Będzin, Szczytno i kilka innych miejscowości, których przeszły rozwój osadzony był na istniejącym, prężnie działającym i rozwijającym się przedsiębiorstwie, a które wraz z jego likwidacją podupadły. Magdalena Okraska rozmawia zatem z mieszkańcami i tymi, którzy już owe...

Spacer po Sudetach, czyli kilka słów podsumowania.

Wyruszyłam ze Świeradowa Zdroju i z każdym krokiem oddalającym mnie od centrum i hałasu dobiegającego z okolicznych budów czułam się coraz lepiej. Cisza i pustka to zdecydowanie przestrzeń mi sprzyjająca. Oczy mi ciągnęło do błyszczących kamieni pod nogami, a całą sobą dostrajalam się do otaczającego mnie lasu. Im głębiej w Izery, tym więcej rowerzystów, ale urok Hali Izerskiej i obserwacja ludzi zajadających się popisowym daniem Chatki Górzystów nastrajały mnie bardzo pozytywnie. Gdy przy Stacji Turystycznej Orle okazało się, że będę spała w starym drewnianym domu, sama w wieloosobowym pokoju, uśmiechnęłam się szeroko. Obejrzałam wystawę, zjadłam niezbyt ciepłą acz smaczną zupę i zakończyłam długi dzień. Dzień kolejny okazał się być jeszcze dłuższy. W Jakuszycach o moje dobre nastawienie zadbała kawa w hotelowej restauracji i piękna droga przez las tuż za Jakuszycami. Karkonoski Park Narodowy rozpoczął się kaskada wodną, przy której można przycupnąć, by kupić bilet. Chwilę...

Pożegnanie

Od kilku dni zbieram się, by napisać o odejściu Amber. Jest mi trudno, odpycham ten czas, ale uznałam, że to będzie sposób na pewnego rodzaju domknięcie - tak mi bardzo potrzebne. Amber zamieszkała z nami 25 lipca 2019 roku. Wypatrzyłam ją na FB schroniska w Tomaszowie Mazowieckim, pojechaliśmy na wizytę zapoznawczą, a kilka dni później - już po nią. Ułożona w bagażniku na wygodnym materacu, przeczołgała się na tylne siedzenie i ułożyła na moich kolanach. Tak dojechaliśmy do domu. O początkach wspólnego życia przeczytacie TUTAJ  i TUTAJ . Gdy już nieco okrzepliśmy w codzienności z psem, a Amber - z ludźmi i kotami, pojawił się pomysł na wspólny jesienny wyjazd w Beskid Niski. Zanim to jednak się stało psica miała atak padaczki, co spowodowało, że wyjazd odwołaliśmy, wdrożyliśmy leczenie i od nowa zaczęliśmy oswajać z nami i wspólnym życiem zdezorientowanego chorobą psa. Udało się ustabilizować zawirowania zdrowotne i wówczas zaczęliśmy się cieszyć sobą wzajemnie już na 100%. Dopier...