Przejdź do głównej zawartości

Michał Wyrwa. W cieniu Śląska.

Wydane przez
Wydawnictwo SQN

Ktoś, kto pooglądał trochę telewizji w ostatnich dniach, mógłby dojść do wniosku, że najważniejszą sprawą w Polsce jest znakomita gra polskich tenisistów na kortach Wimbledonu. Ja tenisa nie oglądam, podobnie jak piłki nożnej (nie widziałam, jak Brazylia nakopała wszystkim podczas niedawnego turnieju), golfa (nie będę oglądać zbliżających się mistrzostw Wielkiej Brytanii), snookera (nie widziałam, jak Ronnie O’Sullivan wygrywał swój piąty tytuł mistrzowski), ani żadnego innego sportu. Nie oglądam, bo nie lubię. A jednak tak się jakoś dzieje, że o tych wszystkich imprezach wiem i to dużo więcej, niż chciałabym wiedzieć. Nie da się nie wiedzieć, kiedy żyje się na jednej planecie z mężczyznami, a także z kobietami, dla których, jak choćby dla pań prowadzących w telewizorach programy publicystyczne, kwestią kluczową jest to, czy jutro wygra Jerzyk, czy tez może Łukasz i czy Agnieszka weźmie tytuł wielkoszlemowy.

Nie interesuję się sportem, a tu prezentuję książkę o klubie piłkarskim. Tak, prezentuję i od razu mówię, że książki nie czytałam (poza „Wstępem”), tylko zrobiłam z niej prezent wujkowi. Wujek na piłce się zna i chyba nawet bardzo, a chociaż Śląsk to nie jest jego klub, to wujek we Wrocławiu mieszkał podczas studiów i na paru meczach Śląska był. Zreferuję to, co mi wujek o książce powiedział i mam nadzieję, że nic nie popsuję.

Książka opowiada historię drużyny piłkarskiej WKS Śląsk Wrocław, przy czym autor nie koncentruje się na podawaniu statystyk, tylko pokazuje najważniejsze wydarzenia i prezentuje największe postacie wrocławskiej drużyny. Dostałam przykazanie, żeby napisać, iż doskonale opisane są postacie takie, jak trenerzy Władysław Żmuda i Orest Leńczyk oraz piłkarze – Janusz Sybis i Sebastian Mila. Oczywiście autor przybliża wielu innych graczy i trenerów, ale wujek powiedział, że ci, których wymieniłam, mają być na zachętę :-)

Dużym atutem książki są zdjęcia z prywatnych zbiorów Tadeusza Pawłowskiego i Mateusza Styrnika, a zatem, jak przypuszczam, w dużej mierze są to zdjęcia, których nie ma w gazetach i w Necie. Drugi atut książki jest taki, że autor bardzo często oddaje głos swoim rozmówcom, po prostu notując i przytaczając ich wypowiedzi. Dzięki temu książka jest barwna, co chwila wpadamy w inne klimaty. Przeczytałam „Wstęp” autorstwa Sebastiana Mili, kapitana drużyny, która rok temu zdobyła mistrzostwo Polski. Jest to kawał dobrego tekstu, a wujkowi najbardziej podobało się to, kiedy Mila opowiadał o tym mistrzowskim sezonie podkreślając, że wszyscy robili swoje, co zaowocowało tytułem, a na końcu stwierdził:
- To, co robiliśmy przez cały sezon – nawet gdy nie szło – należało kontynuować w Krakowie. Nie szukaliśmy kwadratowych jaj! [s. 15]
Książka liczy sobie 346 stron i, tu ostatni raz powołuję się na opinię wujka, Michał Wyrwa napisał ją świetnie. Zapewne tak jest, no bo kiedy książkę czyta się na raz, to chyba musi to być dobra książka, a wujek przeczytał ją w jeden dzień i pół nocy :-)

Komentarze

Karolina K. pisze…
Zapomniałaś o siatkarzach ;)
Unknown pisze…
Nie książka dla mnie, zdecydowanie.
Monika Badowska pisze…
Zapomniałam o siatkarzach, hokeistach, koszykarzach, triathlonistach, kolarzach, pokerzystach, narciarzach, piłkarzach ręcznych i wielu innych. Ale za to jestem psychofanką Artura Siódmiaka;-D

Popularne posty z tego bloga

Konkurs na Blog Roku

Wczoraj ów konkurs wkroczył w kolejny etap. Za nami czas zgłaszania blogów, przed nami czas głosowania na te, co zgłoszone, a po południu 22 stycznia najpopularniejsze blogi oceniać będzie Kapituła Konkursu. Aby zagłosować na bloga, którego właśnie czytacie należy wysłać sms-a o treści E00071 (e, trzy zera, siedem, jeden) na nr 7144. Taki sms kosztuje 1,22 zł. Szczegóły konkursu: http://www.blogroku.pl/

Spacer po Sudetach, czyli kilka słów podsumowania.

Wyruszyłam ze Świeradowa Zdroju i z każdym krokiem oddalającym mnie od centrum i hałasu dobiegającego z okolicznych budów czułam się coraz lepiej. Cisza i pustka to zdecydowanie przestrzeń mi sprzyjająca. Oczy mi ciągnęło do błyszczących kamieni pod nogami, a całą sobą dostrajalam się do otaczającego mnie lasu. Im głębiej w Izery, tym więcej rowerzystów, ale urok Hali Izerskiej i obserwacja ludzi zajadających się popisowym daniem Chatki Górzystów nastrajały mnie bardzo pozytywnie. Gdy przy Stacji Turystycznej Orle okazało się, że będę spała w starym drewnianym domu, sama w wieloosobowym pokoju, uśmiechnęłam się szeroko. Obejrzałam wystawę, zjadłam niezbyt ciepłą acz smaczną zupę i zakończyłam długi dzień. Dzień kolejny okazał się być jeszcze dłuższy. W Jakuszycach o moje dobre nastawienie zadbała kawa w hotelowej restauracji i piękna droga przez las tuż za Jakuszycami. Karkonoski Park Narodowy rozpoczął się kaskada wodną, przy której można przycupnąć, by kupić bilet. Chwilę

Paweł Beręsewicz. Kiedy chodziłem z Julką Maj.

Wydane przez Wydawnictwo Literatura Książka Pawła Beręsewicza wprawiła mnie w dobry nastrój. Opisując pierwsze drżenia serca, pierwsze zakochanie z punktu widzenia piętnastoletniego Jacka Karasia Autor dokonuje wyłomu - bodaj pierwszy raz mam szansę przeczytać, jak reaguje nastolatek szykując się na randkę, co i czy w ogóle mówi rodzicom o swojej dziewczynie i czy tylko dziewczyny martwią się o to, w którą stronę skierować nos przy pocałunku. Jacek Karaś, którego czytelnicy mieli okazję poznać w książce " Jak zakochałem Kaśkę Kwiatek ", kończy gimnazjum i w ostatniej klasie dostrzega niezwykły urok swojej klasowej koleżanki, Julki Maj. Zdobywając się na straceńczą odwagę pyta Julkę, czy zechciałaby być jego dziewczyną. Później, wbrew temu, co myślał Jacek, bywa trudniej - nagle trzeba myśleć o wielu sprawach, nad którymi nigdy nie było powodu się zastanawiać, funkcjonować w inny niż dotychczas sposób. Cenię sobie ostatnie rozdziały powieści. Nie powiem nic więcej - czytaj