Przejdź do głównej zawartości

Karolinka i Karliczek









Opowiadanie o Karolince i Karliku

autor Jerzy Lipka

Dołwno tymu, tam kaj dzisiej som nasze wioski, były małe osady; miendzy lasoma i bagniskami żyli i mieszkali pracowici i bogobojni ludzie. Czyli nasi Prastarzykowie i Prastarki.

Nad samom Odrom była małoł osada, było tam zaledwie połra chałup, a niedaleko miendzy Odrom a chałupami tej osady był kopiec w piyknym dambowym lołsku. Na kopcu stół zomek we w^torym byli rabusie. Bez lato napołdali na mataczkołrzy - „flisaków", wtórzy Odrom spławiali towary. Zimą zaś Odra była skuta lodem i mataczkołrze byli przez ten czas wdoma. Rabusie napołdali wtedy na ta najbliźszoł osada i grabili wszystko co popadło. Ludzie kryli se wtedy po okolicznych bagnach i lasach. Mieszkańcy okolicznych osad, gołdali więc na ta osada OBRABOWIEC. W tym to Obrabowcu było kans młynów wrednych i gospołdarzy. W jednym z tych młynów żyła bardzo fajnoł i paradnoł dziołcha, wtoroł nazywała se Karolinka. Jak ech już pedzioł, ze Karolinka była bardzo fąjnoł, to tyż w polu nie chciała robić, aby się nie zmazać. Ale bez pracy nie ma kołaczy. Zarołbiała na swoje życie, nosząc każdy dzień mąka i ryby na tołrg do osady na Grogole. Gogołem zaś nazywano bagniste miejsce, kaj som dzikie kaczki. Drogi nie byty jeszcze takie jak dzisiej. Szła więc nasza Karolinka piechty z miechówką na plecach na tołrg do Gogoła (czyli obecnego Gogolina). Po drodze jednak musiała iść wiele fesztrowni (leśniczówki) wtorej mieszkoł fajny, ale ubogi młody feszter. Wele fesztrowmi boi tyż fajny mostek, pod wtórym płynyła młyńska przykopa (rów). Feszter ten nazywoł se zaś Karlik. Wtoregoś dnia Karlikowi spodobała se młynołrzowa dziołcha Karolinka i czekoł na nią, aż pójdzie z tołrgu z Gogoła. Kiedy Karolinka była na mosteczku, to jom zagołdoł, ale ona ani se na niego obejrzała i drapko do dom leciała.

Karlik jednak nie dół za wygraną i każdego dnia czekoł na Karolinka, wtoroł jak ino umiał, tak go omijała. Wtoregoś jednak dnia padół srogi dyszcz i było bardzo zimno. Karolinka musiała więc iść drogom, a nie przez bagna na skróty. Karlik czekoł już na nią na tym mosteczku. Widzioł że Karolinka jest mokro! i zmarznięto!, to tyż jom zaprosioł do swojej fesztrowni. Karolinka napiła se gorkiego wdna z miodem, aby se roz- grzoć, a co se potem stało to lepszi nie gołdać. Karolinka obiecała Karlikowi, że zostanie jego żoną. Jak przyszła do domu to wszystko podziała matce a ta drapko szykowała do weseliska. Karolinka drapko jednak przyszła do siebie i ani słyszeć nie chciała o weselisku. Za połra tydni przyjechoł Karlik, abyr swoja Karolinka zakludzić przed ołtorz. Karolinka jak go ino widziała, to swój zielony mirtowy walonek z głowy stargała i mamie podziała: ,joł se udom tam kaj mię toczy poniesom" i co powiedziała to tyż zrobiła. Leciała drap przez Obrabowiec, potem przez Gogoł i dopiero se zatrzymała przy młodym dambowym lesie w torym tyż było połno chałup i połra stawowa Jako że tam był młody dambowy lołsek, nazwała ta osada Dombrowka (obecnie Dąbrówka). Po połrach dniach i tują Karlik dogonił. Skryła se więc za krzołkoma w chałupach. Ludzie i tu byli dloł niej dobrzy. Nazwała więc ta osada Zakrzów. Uciekała dalej przed swoim Karlikiem i dobiegła przez lasy do malutenkiej osady położonej na kamieniach, którą nazwała Kamionkiem a dalej napotkała przepiykną osadę też położoną na kamieniu. Jako że była wielka nazwalają Wielkim Kamieniem (obecny Kamień Śląski). Ale i tu za niedługo dogoniołjon Karliczek. Uciekła więc przez lasy w kierunku Odry i tu napotkała bardzo długą osada, ciągnąca się jak wąż nad Odrą i nazwalają przeto Odrowąż. Ale i tu długo miejsca nie zagrzoła i szła dali nad Odrą i doszła do osady, kaj było bardzo kans wlatrołków7, co to mioły zboże. Nazwała więc ta osada Mielnia - wtórom to dzisiaj nazywomy Matnia.

Uciekała dali przed swym Karlikiem i tak doszła do osady, kaj było kans uli ze pszczołoma. W tym czasie jednak była przyszła wielka choroba na pszczoły i ule stały puste. Nazwala więc Karolinka ta osada Chore ule - dzisiejsza Chorula. Nie chciała i ona nabawić se jakiejś choroby więc uciekała dalej lasami i przyszła na pewien skalisty pagóreczek na brzegu lasu i ze zmęczenia zasnęła. W tym ziemia zadrżała i Karolinka se przebudziła i to miejsce nazwała Góra-dży czyli dzisiejsze Górażdże. Karolinka odczytała to drżenie ziemi jako przestrogę i już nie uciekała przed swym Karlikiem. Kiedy tak pokornie szła dodom spotkała jeszcze malutko! osada przy Gogole. Spytała tamtejszych ludzi do kogo nołleży ta osada, tamtejsi ludzie odpedzieli, że ta osada należy do bardzo dobrego człowieka a zarazem fesztra Karla Lubieca. Nazwalają więc Karłubiec - jest to dzisiejsza dzielnica Gogolina Karłubiec. Karolinka szła jednak dali i zaroz za Gogołem napotkała kans ludzi, co to las trzebili, aby na dobrej ziemi uprawiać rola. Nazwała więc ta osada Trzebniów - dzisiejsza dzielnica Gogolina Strzebniów. Kiedy już była bardzo zmanczonoł, doszła do bardzo malutkiej osady, we wtorej ludzie byli bardzo pogodni i mieli już u siebie karczma. We w tej wygodnie i radośnie ucztowali okoliczni ludzie. Nazwała więc ta osada Wygoda, wtoroł to tyż jest dzisiaj dzielnicą Gogolina.

Tu tyż Karolinka spotkała swego Karlika i chnet se pobrali. Wszystkie zaś miejscowości wtóre Karolinka odwiedziła - uciekając przed Karlikiem - dostała we wianie, jako prezent ślubny od Grołfa Gaszyna ze Żyrowej.


***
Zdjęcia zrobione w Rosarium w WPKiW

Komentarze

joan pisze…
Zrobiło się tak romantycznie... Śliczne te fotografie.

Popularne posty z tego bloga

Konkurs na Blog Roku

Wczoraj ów konkurs wkroczył w kolejny etap. Za nami czas zgłaszania blogów, przed nami czas głosowania na te, co zgłoszone, a po południu 22 stycznia najpopularniejsze blogi oceniać będzie Kapituła Konkursu. Aby zagłosować na bloga, którego właśnie czytacie należy wysłać sms-a o treści E00071 (e, trzy zera, siedem, jeden) na nr 7144. Taki sms kosztuje 1,22 zł. Szczegóły konkursu: http://www.blogroku.pl/

Spacer po Sudetach, czyli kilka słów podsumowania.

Wyruszyłam ze Świeradowa Zdroju i z każdym krokiem oddalającym mnie od centrum i hałasu dobiegającego z okolicznych budów czułam się coraz lepiej. Cisza i pustka to zdecydowanie przestrzeń mi sprzyjająca. Oczy mi ciągnęło do błyszczących kamieni pod nogami, a całą sobą dostrajalam się do otaczającego mnie lasu. Im głębiej w Izery, tym więcej rowerzystów, ale urok Hali Izerskiej i obserwacja ludzi zajadających się popisowym daniem Chatki Górzystów nastrajały mnie bardzo pozytywnie. Gdy przy Stacji Turystycznej Orle okazało się, że będę spała w starym drewnianym domu, sama w wieloosobowym pokoju, uśmiechnęłam się szeroko. Obejrzałam wystawę, zjadłam niezbyt ciepłą acz smaczną zupę i zakończyłam długi dzień. Dzień kolejny okazał się być jeszcze dłuższy. W Jakuszycach o moje dobre nastawienie zadbała kawa w hotelowej restauracji i piękna droga przez las tuż za Jakuszycami. Karkonoski Park Narodowy rozpoczął się kaskada wodną, przy której można przycupnąć, by kupić bilet. Chwilę

Katarzyna Berenika Miszczuk. Tajemnica Dąbrówki

Katarzyna Berenika Miszczuk, bazując na swoich doświadczeniach z pisaniem o świecie pełnym słowiańskich bóstw, wkracza w literaturę dziecięcą. Wkroczyła właściwie książką "Tajemnica domu w Bielinach", bo ta, prezentowana przeze mnie powieść, opisująca rodzinę Lipowskich jest kontynuacją wspomnianej powyżej. I mamy otóż mamę z czwórką dzieci, która zamieszkuje wspólnie z ciotką zmagającą się z chorobą Alzhaimera w Bielinach. Wsi, o której nawet mieszkańców mówią z lekkim przekąsem - "bo wiadomo jak to u nas". Owo "u nas" oznacza bowiem tajemnicze zjawiska, niemniej tajemnicze postaci i świat nie do końca taki jaki znany jest nam powszechnie. Jest on dzielony z domownikami, biedami, błędnymi ognikami i innymi stworzeniami, o których - z dużym zapałem - czyta w Bestiariuszu ośmioletnia Tosia. Jej mama wpadła na straszny, zdaniem dziewczynki pomysł. Szuka niani, która zajmie się nią (prawie dorosłą nią!) i maleńką Dąbrówką. Tosia robi wszystko, by odstraszyć k