Przejdź do głównej zawartości

Manfred Lütz. Bóg – Mała historia Największego.


Wydane przez

Wydawnictwo M

Książka jest opowiedzianą przez Lütza historią tego, jak ludzie dochodzili do idei Boga, jak poszukiwali Boga, jak Go postrzegali. Historią opowiedzianą przez Lütza, bo inni mogliby opowiedzieć, i opowiadają, zupełnie inne historie. Lütz jest psychiatrą i teologiem, a do tego jest świetnie oczytany w dziełach filozoficznych i historycznych.

Mnie najbardziej podobały się te rozdziały, w których autor pisze o tym, w jaki sposób ludzie postrzegali Boga i jak te wyobrażenia rozsypywały się jedne po drugich. Świetne są fragmenty o Freudzie, Feuerbachu i Nietzschem. Lütz, z racji swojej profesji, nie boi się zająć zdecydowanego stanowiska i pokazać, dlaczego teorie psychologiczne czy socjologiczne nie są w stanie wyjaśnić fenomenu religii. Jednocześnie darzy wielkim szacunkiem Nietzschego, o którym pisze:

"Jasnym, chłodnym umysłem i gorejącym, spragnionym życia sercem wyciąga wszelkie możliwe konsekwencje z potężnej myśli, że Bóg nie istnieje. Nie przyłącza się do nikogo, nie idzie niczyim tropem, nie zakłada żadnego ruchu ani żadnego stowarzyszenia. Uderzenia młota Nietzschego niszczą dewocyjny ateizm różnych stowarzyszeń, który wyobrażał sobie, że stoi na czele postępu, podczas gdy w rzeczywistości tonął w bagnie starodawnych, ciągle powtarzanych frazesów i przesądów."

Lütz znakomicie pisze o tym, że konflikt nauki z religią jest jednym wielkim nieporozumieniem (przy okazji - Stephen Hawking jest członkiem Papieskiej Akademii Nauk :-)), aczkolwiek być może nieco jednostronnie prezentuje postacie wielkich ludzi nauki w kontekście zajmowanego przez nich stanowiska, w myśl którego, mówiąc w skrócie, nauka odkrywając świat, odkrywa stworzenie Boże.

Ostatnie rozdziały napisane są z jednej strony w bardziej popularnej formie, kiedy autor pisze o wielkich ludziach Kościoła, takich jak Edyta Stein, Matka Teresa z Kalkuty czy papieże Jan Paweł II i Benedykt XVI, z drugiej strony Lütz prezentuje rozmaite rozważania teologiczne, przywołując autorów tej miary co Karl Rahner, Karl Barth i Hans Urs von Balthasar, a wtedy nie zawsze nadążam, aczkolwiek Lütz pisze klarownie - po prostu chodzi o samą materię.

Książka napisana jest dobrze i ma wiele znakomitych momentów, zarówno pod względem literackim jak i jeśli chodzi o poczucie humoru autora. Oto Lütz w tekście poświęconym Kierkegaardowi, który był najpoważniejszym z chrześcijańskich autorów, pozwala sobie na taką oto szarżę przy okazji omawiania wykładu duńskiego myśliciela o potędze wiary Abrahama, który nie wahał się zabić swojego syna:

"Kierkegaard jest bardzo daleki od dzisiejszych naiwnych i pochopnych opinii, że dobry Bóg był jednak bardzo zły, gdyż swoim poleceniem wykroczył przeciwko Deklaracji Praw Człowieka Narodów Zjednoczonych, niemieckiemu kodeksowi karnemu i przede wszystkim przeciwko ogólnej poprawności politycznej."

Na przeciwnym biegunie, jeśli chodzi o nastrój, jest ten chociażby fragment traktujący o Bogu:

"Ale jeżeli naprawdę jest Osobą, wtedy to, co decydujące o Nim, 'wie' się nie dzięki temu, że się coś o Nim 'wie', ale tylko dlatego, że się Go spotyka. Na tym właśnie polega 'nędza' biur matrymonialnych."

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Konkurs na Blog Roku

Wczoraj ów konkurs wkroczył w kolejny etap. Za nami czas zgłaszania blogów, przed nami czas głosowania na te, co zgłoszone, a po południu 22 stycznia najpopularniejsze blogi oceniać będzie Kapituła Konkursu. Aby zagłosować na bloga, którego właśnie czytacie należy wysłać sms-a o treści E00071 (e, trzy zera, siedem, jeden) na nr 7144. Taki sms kosztuje 1,22 zł. Szczegóły konkursu: http://www.blogroku.pl/

Spacer po Sudetach, czyli kilka słów podsumowania.

Wyruszyłam ze Świeradowa Zdroju i z każdym krokiem oddalającym mnie od centrum i hałasu dobiegającego z okolicznych budów czułam się coraz lepiej. Cisza i pustka to zdecydowanie przestrzeń mi sprzyjająca. Oczy mi ciągnęło do błyszczących kamieni pod nogami, a całą sobą dostrajalam się do otaczającego mnie lasu. Im głębiej w Izery, tym więcej rowerzystów, ale urok Hali Izerskiej i obserwacja ludzi zajadających się popisowym daniem Chatki Górzystów nastrajały mnie bardzo pozytywnie. Gdy przy Stacji Turystycznej Orle okazało się, że będę spała w starym drewnianym domu, sama w wieloosobowym pokoju, uśmiechnęłam się szeroko. Obejrzałam wystawę, zjadłam niezbyt ciepłą acz smaczną zupę i zakończyłam długi dzień. Dzień kolejny okazał się być jeszcze dłuższy. W Jakuszycach o moje dobre nastawienie zadbała kawa w hotelowej restauracji i piękna droga przez las tuż za Jakuszycami. Karkonoski Park Narodowy rozpoczął się kaskada wodną, przy której można przycupnąć, by kupić bilet. Chwilę

Katarzyna Berenika Miszczuk. Tajemnica Dąbrówki

Katarzyna Berenika Miszczuk, bazując na swoich doświadczeniach z pisaniem o świecie pełnym słowiańskich bóstw, wkracza w literaturę dziecięcą. Wkroczyła właściwie książką "Tajemnica domu w Bielinach", bo ta, prezentowana przeze mnie powieść, opisująca rodzinę Lipowskich jest kontynuacją wspomnianej powyżej. I mamy otóż mamę z czwórką dzieci, która zamieszkuje wspólnie z ciotką zmagającą się z chorobą Alzhaimera w Bielinach. Wsi, o której nawet mieszkańców mówią z lekkim przekąsem - "bo wiadomo jak to u nas". Owo "u nas" oznacza bowiem tajemnicze zjawiska, niemniej tajemnicze postaci i świat nie do końca taki jaki znany jest nam powszechnie. Jest on dzielony z domownikami, biedami, błędnymi ognikami i innymi stworzeniami, o których - z dużym zapałem - czyta w Bestiariuszu ośmioletnia Tosia. Jej mama wpadła na straszny, zdaniem dziewczynki pomysł. Szuka niani, która zajmie się nią (prawie dorosłą nią!) i maleńką Dąbrówką. Tosia robi wszystko, by odstraszyć k