Przejdź do głównej zawartości

Diana Evans. 26a.



Całe szczęście, że nie przeczytałam opisu zamieszczonego z tyłu książki. Całe szczęście, bo gdybym wiedziała co się stanie mogłabym nie doczytać książki do końca i, co ważniejsze, ów koniec nie wywarłby na mnie takiego wrażenia.

26a opowiada historię rodziny Idy (Nigeryjki) i Aubrey’ego (Anglika). Mają cztery córki Bel, Bessi i Georgię (bliźniaczki) oraz Kemy. Opowieść skupia się przede wszystkim na bliźniaczkach. Śledzimy ich dorastanie, dojrzewanie, wchodzenie w dorosłe życie. Obserwujemy jak mimo, że identyczne, identyczne nie są. Ich dorosłość to żywiołowość i energia Bessi oraz melancholia i obsesyjność Georgii.

Czy bliźniacze siostry mogą żyć samodzielnie? Czy dadzą radę być samotne? Jak podjąć decyzję, gdy za plecy nie stykają się z plecami siostry? Czy nigeryjskie legendy o bliźniakach zawierają prawdę?

Nie jest to książka łatwa w czytaniu. Był taki moment, że utrzymywała mnie przy niej jedynie ciekawość zakończenia. Cieszę się, że doczytałam. I choć nie mam bliźniaczki, wymiar tej książki, w siostrzanym ujęciu, dał mi do myślenia.

Prosiaczek siedział całymi dniami bez ruchu, z błyszczącym noskiem. Podejmował decyzję, a kiedy już ją podjął, po prostu całkiem przestał się ruszać i zamknął także drugie oko. Było zatem możliwe wybrać sobie właściwy czas, pomyślała Georgia, odejść wtedy, gdy jest się gotowym.

Na poddaszu zamieszkała nowa postać, o imieniu Dojrzewanie. Siedziało sobie w zakurzonym kącie, w pobliżu truskawkowych poduch, groźnie warczało, patrzyło spode łba, wystawiało pazury i ociekało bakteriami. W nocy stawało nad łóżkami dziewczynek, zgarbione i ciężko dyszące, w oczekiwaniu, aż ich ciała rozgrzeją się na tyle, żeby mogły zakwitnąć krwią i wypryskami, które stanowiły reakcję na nadmiar spożywanego cukru i smażonych potraw.

Kiedy tam dotarła, zimowe niebo już ciemniało. Nagle poczuła się zawieszona w kolorze liliowym przechodzącym powoli w indygo. Znalazła się pomiędzy – tam gdzie nie było nic oprócz nadchodzącego odpoczynku. Nocne ptaki śpiewały. Zmienia pachniała deszczem. Georgia oparła się o pień wierzby, czuła pulsujący wokół spokój.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Magdalena Okraska, Nie ma i nie będzie

Z dużym zainteresowaniem sięgnęłam po tę książkę, bo zanim do mnie dotarła przez sieć przetoczyła się dyskusja zwolenników i przeciwników tego, jak Magdalena Okraska o miastach opuszczonych przez dające zatrudnienie przedsiębiorstwach pisze. A jakie jest moje zdanie? Ta historia to wiele pięćdziesiątek wódki, udek kurczaka, cudzych kołder w cudzych domach (nigdy nie śpię w hotelach, śpię u bohaterów), długich rozmów i krótkich puent. To kilometry pokonane busikami, albumy rodzinne, lokalne biblioteki i lokalne mordownie. Pojechałam do nich i powiedziałam "Opowiedz mi". Tak kończy się jeden z tekstów wprowadzających do rozdziałów poświęconych poszczególnym miastom. Wraz z autorką odwiedzamy Wałbrzych, Włocławek, Będzin, Szczytno i kilka innych miejscowości, których przeszły rozwój osadzony był na istniejącym, prężnie działającym i rozwijającym się przedsiębiorstwie, a które wraz z jego likwidacją podupadły. Magdalena Okraska rozmawia zatem z mieszkańcami i tymi, którzy już owe...

Pożegnanie

Od kilku dni zbieram się, by napisać o odejściu Amber. Jest mi trudno, odpycham ten czas, ale uznałam, że to będzie sposób na pewnego rodzaju domknięcie - tak mi bardzo potrzebne. Amber zamieszkała z nami 25 lipca 2019 roku. Wypatrzyłam ją na FB schroniska w Tomaszowie Mazowieckim, pojechaliśmy na wizytę zapoznawczą, a kilka dni później - już po nią. Ułożona w bagażniku na wygodnym materacu, przeczołgała się na tylne siedzenie i ułożyła na moich kolanach. Tak dojechaliśmy do domu. O początkach wspólnego życia przeczytacie TUTAJ  i TUTAJ . Gdy już nieco okrzepliśmy w codzienności z psem, a Amber - z ludźmi i kotami, pojawił się pomysł na wspólny jesienny wyjazd w Beskid Niski. Zanim to jednak się stało psica miała atak padaczki, co spowodowało, że wyjazd odwołaliśmy, wdrożyliśmy leczenie i od nowa zaczęliśmy oswajać z nami i wspólnym życiem zdezorientowanego chorobą psa. Udało się ustabilizować zawirowania zdrowotne i wówczas zaczęliśmy się cieszyć sobą wzajemnie już na 100%. Dopier...

Spacer po Sudetach, czyli kilka słów podsumowania.

Wyruszyłam ze Świeradowa Zdroju i z każdym krokiem oddalającym mnie od centrum i hałasu dobiegającego z okolicznych budów czułam się coraz lepiej. Cisza i pustka to zdecydowanie przestrzeń mi sprzyjająca. Oczy mi ciągnęło do błyszczących kamieni pod nogami, a całą sobą dostrajalam się do otaczającego mnie lasu. Im głębiej w Izery, tym więcej rowerzystów, ale urok Hali Izerskiej i obserwacja ludzi zajadających się popisowym daniem Chatki Górzystów nastrajały mnie bardzo pozytywnie. Gdy przy Stacji Turystycznej Orle okazało się, że będę spała w starym drewnianym domu, sama w wieloosobowym pokoju, uśmiechnęłam się szeroko. Obejrzałam wystawę, zjadłam niezbyt ciepłą acz smaczną zupę i zakończyłam długi dzień. Dzień kolejny okazał się być jeszcze dłuższy. W Jakuszycach o moje dobre nastawienie zadbała kawa w hotelowej restauracji i piękna droga przez las tuż za Jakuszycami. Karkonoski Park Narodowy rozpoczął się kaskada wodną, przy której można przycupnąć, by kupić bilet. Chwilę...