Przejdź do głównej zawartości

Olgierd Dziechciarz. Miasto Odorków.

Wydane przez
Wydawnictwo AMEA

Olgierd Dziechciarz stworzył portret prowincjonalnego miasta. Uczynił to opisując mieszkańców - każdemu z nich poświęcił rozdział. Mamy tu zatem bezrobotnego, archeologa, młodzieńca, strażaka - ochotnika, dziecko czy duchownego. Postaci rzecz jasna jest więcej, jak to w miasteczkach bywa, ale już te przywołane przeze mnie przyciągają kolorytem i tym, w jaki sposób Autor je przedstawił.

Im bardziej wczytywałam się w teksty Dziechciarza, tym większe mnie ogarniało przerażenie - gdyż bohaterowie jego książki wydawali mi się zbyt znajomi. A skoro i pisarz, i ja, i pewnie jeszcze wielu innych czytelników, dostrzega w mieszkańcach Odorkowa ludzi znanych z własnych miast, to jakże strasznie wygląda nasza prowincja, jak nikczemne ma szanse na to, by być prowincją sielską, przyjazną i taką, do której - po wyjeździe z niej - się tęskni.

"Dziwne zwyczaje panują w Odorkowie podczas wyboru burmistrza (...). Kryterium doboru kandydatów jest tak ustalone, by wygrać mógł wyłącznie ktoś, kto dotąd niczym w życiu się nie wykazał. Preferuje się kandydatury miałkie, bezbarwne, osobliwości bez osobowości, ludzi niepotrafiące się wysłowić, nie umiejących walczyć o swoje, mało przebojowych i mało konstruktywnych (...). Przykładowo: jeśli starający się o fotel w magistracie ma studia wyższe, to może sobie odpuścić. Popularnym jest w Odorkowie porzekadło, że studia studiami, ale nic nie zastąpi dobrej szkoły podstawowej."

Straszne? Prawdziwe?

W świecie opisanym przez Olgierda Dziechciarza alkoholik - abnegat jest bardziej oczytany niż polonista, dyrektorka domu kultury gromadzi teczki z kompromitującymi materiałami o swoich pracownikach i tych, którzy mogliby jej zagrażać, uczeń III klasy liceum codziennie zalicza i odnotowuje w pamiętniku alkoholowo-narkotykowy "zgon", a naczelny lokalnej gazety wie, że publikować musi teksty chwalące władzę i kombinat mięsny, bo w przeciwnym razie nie będzie miał w gazecie płatnych reklam.

Ta książka to smutny obraz polskiej prowincjonalności. Ale jednocześnie to książka, która zachęca do tego, by zakrzyknąć - Zmieńmy prowincję! Niech nie będzie taka, jaką widzi ją Olgierd Dziechciarz!

Komentarze

Nemo pisze…
Brzmi znajomo :) Ale nie przeczytam, wystarczy mi real.
Anonimowy pisze…
A ja tam mam wrażenie, że nie tylko "prowincja" tak wygląda...
Monika Badowska pisze…
Nemo,
brrr - brzmi straszliwie znajomo.

Książkowo,
chyba masz rację...
Anonimowy pisze…
Ksiazka jest swietna! Czarny humor napisany wyjatkowo lekkim piorem przez wyjatkowo bystrego autora. Polecam wszystkim zdystansowanym do zycia i otaczajacego swiata.

Popularne posty z tego bloga

Konkurs na Blog Roku

Wczoraj ów konkurs wkroczył w kolejny etap. Za nami czas zgłaszania blogów, przed nami czas głosowania na te, co zgłoszone, a po południu 22 stycznia najpopularniejsze blogi oceniać będzie Kapituła Konkursu. Aby zagłosować na bloga, którego właśnie czytacie należy wysłać sms-a o treści E00071 (e, trzy zera, siedem, jeden) na nr 7144. Taki sms kosztuje 1,22 zł. Szczegóły konkursu: http://www.blogroku.pl/

Spacer po Sudetach, czyli kilka słów podsumowania.

Wyruszyłam ze Świeradowa Zdroju i z każdym krokiem oddalającym mnie od centrum i hałasu dobiegającego z okolicznych budów czułam się coraz lepiej. Cisza i pustka to zdecydowanie przestrzeń mi sprzyjająca. Oczy mi ciągnęło do błyszczących kamieni pod nogami, a całą sobą dostrajalam się do otaczającego mnie lasu. Im głębiej w Izery, tym więcej rowerzystów, ale urok Hali Izerskiej i obserwacja ludzi zajadających się popisowym daniem Chatki Górzystów nastrajały mnie bardzo pozytywnie. Gdy przy Stacji Turystycznej Orle okazało się, że będę spała w starym drewnianym domu, sama w wieloosobowym pokoju, uśmiechnęłam się szeroko. Obejrzałam wystawę, zjadłam niezbyt ciepłą acz smaczną zupę i zakończyłam długi dzień. Dzień kolejny okazał się być jeszcze dłuższy. W Jakuszycach o moje dobre nastawienie zadbała kawa w hotelowej restauracji i piękna droga przez las tuż za Jakuszycami. Karkonoski Park Narodowy rozpoczął się kaskada wodną, przy której można przycupnąć, by kupić bilet. Chwilę

Katarzyna Berenika Miszczuk. Tajemnica Dąbrówki

Katarzyna Berenika Miszczuk, bazując na swoich doświadczeniach z pisaniem o świecie pełnym słowiańskich bóstw, wkracza w literaturę dziecięcą. Wkroczyła właściwie książką "Tajemnica domu w Bielinach", bo ta, prezentowana przeze mnie powieść, opisująca rodzinę Lipowskich jest kontynuacją wspomnianej powyżej. I mamy otóż mamę z czwórką dzieci, która zamieszkuje wspólnie z ciotką zmagającą się z chorobą Alzhaimera w Bielinach. Wsi, o której nawet mieszkańców mówią z lekkim przekąsem - "bo wiadomo jak to u nas". Owo "u nas" oznacza bowiem tajemnicze zjawiska, niemniej tajemnicze postaci i świat nie do końca taki jaki znany jest nam powszechnie. Jest on dzielony z domownikami, biedami, błędnymi ognikami i innymi stworzeniami, o których - z dużym zapałem - czyta w Bestiariuszu ośmioletnia Tosia. Jej mama wpadła na straszny, zdaniem dziewczynki pomysł. Szuka niani, która zajmie się nią (prawie dorosłą nią!) i maleńką Dąbrówką. Tosia robi wszystko, by odstraszyć k