Przejdź do głównej zawartości

Emir Suljagic. Pocztówki z grobu.


Wydane przez
Wydawnictwo Czarne

Przeżyłem. (…) Przychodzę ze Srebrenicy. Tak naprawdę przychodzę z innego miejsca, ale postanowiłem, że będę ze Srebrenicy. Tylko stamtąd mam odwagę być i tylko tam odważyłem się udać wtedy, gdy nie potrafiłem gdzie indziej.

Już pierwsze słowa książki są wstrząsające. Co trzeba widzieć, czego doznać, by zaczynać swoją opowieść od słowa „przeżyłem”? Opozycja autora wobec tych, którzy (jak możemy się domyślić już na początku) nie przeżyli, nakłada na Emira Suljagica obowiązek opowiedzenia światu tragedii ludzi ze Srebrenicy.

Autor opisuje rodzinę, przyjaciół, osoby mu bliskie, a jednocześnie w sposób najdrastyczniejszy, bo niemalże pozbawiony emocji, przedstawia czytelnikowi codzienność w mieści ogarniętym wojną.

Najwięcej ofiar pochłaniała właśnie ta nieprzewidywalność, to że nie mogliśmy się do pocisków przyzwyczaić, że byliśmy oporni wobec faktu, iż stały się częścią naszego życia.

Równie dojmujące jak głód, który dręczył mieszkańców enklawy, było poczucie osamotnienia. Byli sami, odcięci od świata, a dziennikarze, którzy odwiedzali Srebrenicę skupiali swe zainteresowanie jedynie na postaci Nasera Oricia, lekceważąc umierających pod obstrzałem serbskim ludzi.

Serbowie otaczający enklawę byli właścicielami naszej przyszłości. Cofnięto nas w zamierzchłą przeszłość, a my wiedzieliśmy, że przyszłość nie należy do nas – nawet jeśli przetrwamy przyjdzie nam wieść życie, z którym nigdy nie będziemy mieli nic wspólnego.

Ludzie ze Srebrenicy próbowali żyć. Mężczyźni emocjonowali się Mistrzostwami Świata w Piłce Nożnej, urządzano seanse filmowe, rodziły się dzieci.

Aż nadszedł dzień, w którym Radko Mladic, za przyzwoleniem wojsk holenderskich, przystąpił do ewakuacji miasta. Autor wyznaje, że chciałby zapytać ludzi spotkanych po wojnie, co robili 11 lipca 1995.

Nie umiem sobie przypomnieć czym zajmowałam się tamtego dnia. Może właśnie cieszyłam się z przyjęcia na studia? A może leżałam na plaży z książką? I nawet nie wiedziałam, że gdzieś ( w dziś zupełnie mi bliskim rejonie świata) dzieją się takie rzeczy, które, nawet w relacjach czytanych teraz, są trudne do zrozumienia.

Komentarze

Anonimowy pisze…
A ja pamiętam. Dla mnie był to szczęśliwy czas. Byłam na wakacjach w Rabce tuż po szczęśliwej wiadomości,że za 8 miesięcy urodzę moje drugie dzieciątko... Tak różnie los obdarowuje ludzi... smutne to.
Maciek Skulski pisze…
Wstrząsająca książka!
Pomimo wszystko polecam.
Monika Badowska pisze…
Macieju,
zgadzam się wstrząsające i jednocześnie obowiązkowe...

Popularne posty z tego bloga

Konkurs na Blog Roku

Wczoraj ów konkurs wkroczył w kolejny etap. Za nami czas zgłaszania blogów, przed nami czas głosowania na te, co zgłoszone, a po południu 22 stycznia najpopularniejsze blogi oceniać będzie Kapituła Konkursu. Aby zagłosować na bloga, którego właśnie czytacie należy wysłać sms-a o treści E00071 (e, trzy zera, siedem, jeden) na nr 7144. Taki sms kosztuje 1,22 zł. Szczegóły konkursu: http://www.blogroku.pl/

Spacer po Sudetach, czyli kilka słów podsumowania.

Wyruszyłam ze Świeradowa Zdroju i z każdym krokiem oddalającym mnie od centrum i hałasu dobiegającego z okolicznych budów czułam się coraz lepiej. Cisza i pustka to zdecydowanie przestrzeń mi sprzyjająca. Oczy mi ciągnęło do błyszczących kamieni pod nogami, a całą sobą dostrajalam się do otaczającego mnie lasu. Im głębiej w Izery, tym więcej rowerzystów, ale urok Hali Izerskiej i obserwacja ludzi zajadających się popisowym daniem Chatki Górzystów nastrajały mnie bardzo pozytywnie. Gdy przy Stacji Turystycznej Orle okazało się, że będę spała w starym drewnianym domu, sama w wieloosobowym pokoju, uśmiechnęłam się szeroko. Obejrzałam wystawę, zjadłam niezbyt ciepłą acz smaczną zupę i zakończyłam długi dzień. Dzień kolejny okazał się być jeszcze dłuższy. W Jakuszycach o moje dobre nastawienie zadbała kawa w hotelowej restauracji i piękna droga przez las tuż za Jakuszycami. Karkonoski Park Narodowy rozpoczął się kaskada wodną, przy której można przycupnąć, by kupić bilet. Chwilę

Katarzyna Berenika Miszczuk. Tajemnica Dąbrówki

Katarzyna Berenika Miszczuk, bazując na swoich doświadczeniach z pisaniem o świecie pełnym słowiańskich bóstw, wkracza w literaturę dziecięcą. Wkroczyła właściwie książką "Tajemnica domu w Bielinach", bo ta, prezentowana przeze mnie powieść, opisująca rodzinę Lipowskich jest kontynuacją wspomnianej powyżej. I mamy otóż mamę z czwórką dzieci, która zamieszkuje wspólnie z ciotką zmagającą się z chorobą Alzhaimera w Bielinach. Wsi, o której nawet mieszkańców mówią z lekkim przekąsem - "bo wiadomo jak to u nas". Owo "u nas" oznacza bowiem tajemnicze zjawiska, niemniej tajemnicze postaci i świat nie do końca taki jaki znany jest nam powszechnie. Jest on dzielony z domownikami, biedami, błędnymi ognikami i innymi stworzeniami, o których - z dużym zapałem - czyta w Bestiariuszu ośmioletnia Tosia. Jej mama wpadła na straszny, zdaniem dziewczynki pomysł. Szuka niani, która zajmie się nią (prawie dorosłą nią!) i maleńką Dąbrówką. Tosia robi wszystko, by odstraszyć k