Przejdź do głównej zawartości

Człowiek kulturalny (?)

Słuchałam dwa dni temu audycji radiowej. Pisarka, dziekan wydziału dziennikarstwa, pewien profesor i dziennikarz rozmawiali o kondycji kultury, a ściślej – zastanawiali się, czy współczesny człowiek jest człowiekiem kulturalnym. Dumano nad tym, czy ludzie korzystają z wytworów kultury, czy chętniej sięgają po kulturę wysoką, czy może masową i czy wielu jest takich, którzy nie korzystają.

Ogólnie dyskusja zmierzała do konkluzji, że ludzie współcześni kulturalni nie są.

Pani Dziekan utyskiwała, że studenci (oczywiście nie na jej wydziale) nie wiedzą, co napisał Mozart, a profesor dorzucił „I nie wiedzą jak miał na imię”. Pan profesor sarkał na tych, którzy mówią, że bilety do opery są drogie, bo na Zachodzie płaci się za nie 200 euro, a u nas zaledwie 100 złotych (ceny w Operze Narodowej - od 120 do 15 zł). Znana pisarka stawała w obronie czytających mówiąc, że młodzież czyta. Że działają Dyskusyjne Kluby Książki. I sporo książek się sprzedaje. Wszyscy stwierdzali zgodnie, że magia szklanego ekranu działa i ktoś pokazany w telewizji staje się natychmiast szeroko rozpoznawalny i znany. Ale podkreślono również, że TVP misję swoją spełnia fanaberyjnie i dość dziwacznie wyświetlając warte obejrzenia filmy w paśmie między 1 a 4 w nocy (jedn z panów podsumował – intelektualiści nie śpią, bo albo się martwią upadkiem kultury, albo pracują, więc mogą oglądać;))

To wszystko skłoniło mnie do zastanowienia się – czy ja korzystam z kultury? Krócej – czy jestem człowiekiem kulturalnym? I wychodzi na to, że jestem bylejakim uczestnikiem kultury. Co więcej - ortodoksyjny rozmówca mógłby stwierdzić, że w ogóle nie uczestniczę w kulturze. Nie kupuję gazet (raz na tydzień „Polska the Times”), nie kupuję książek (ostatnio dwie w antykwariacie - ale to się chyba nie liczy). W teatrze jako osoba dorosła byłam dwa razy. W filharmonii i operze - ani razu. Do kina wybrałam się ostatnio latem poprzedniego roku. Ratują mnie jedynie koncerty, na które z upodobaniem jeżdżę po kościołach, i książki. Masowa kultura też jakoś mnie mija (no, może poza tym, co w interncie). TV oglądam od wielkiego święta (jak dają dobry film o przyzwoitej porze, a to rzadko się zdarza). Czasopism nie nabywam. Na festyny nie chadzam (raz w roku na Jarmarku Folkloru sprzedaję własnoręcznie upieczone ciasteczka):))) Po prostu antykulturalny stwór ze mnie;)))

A Wy? Jakimi jesteście uczestnikami kultury?

Komentarze

Anonimowy pisze…
no ale zobacz jak duzo czytasz
twoje statystyki czytania sa wieksze niz statystyki niejednego mola ksiazkowego, o przecietnym Polaku nie wspomne, nawet jesli czytujesz tzw. literature popularna
z mojego punktu widzenia mowienie o kulturze wysokiej i niskiej jest czasami mocno passe, bo co decyduje o klasyfikacji danego zjawiska do kultury wysokiej albo niskiej? ilosc sprzedanych egzemplarzy? opinia krytyka? moda? nie wydaje mi sie, zeby wyznacznikiem mojego ukulturalnienia byla czestotliwosc bywania w kinie czy w teatrze, na wystawach
wyznacznikiem za to mojego ukulturalnienia jest moja swiadomosc i umiejetnosc krytycznego oceniania zjawisk, nie przyjmuje wszystkiego bezwarunkowo, nie malpuje trendow i mod muzycznych, staram sie nie myslec schematami narzucanymi mi przez wspolczesna kulture i wlaczyc mozg kiedy np tv bombarduje mnie swoja przyjemna i latwo strawialna papka
Monika Badowska pisze…
Iceberg,
mój tekst był zachętą do stanięcia wobec tematu:)))
Ciekawie napisałaś o wyznaczniku ukulturalnienia:)

Popularne posty z tego bloga

Konkurs na Blog Roku

Wczoraj ów konkurs wkroczył w kolejny etap. Za nami czas zgłaszania blogów, przed nami czas głosowania na te, co zgłoszone, a po południu 22 stycznia najpopularniejsze blogi oceniać będzie Kapituła Konkursu. Aby zagłosować na bloga, którego właśnie czytacie należy wysłać sms-a o treści E00071 (e, trzy zera, siedem, jeden) na nr 7144. Taki sms kosztuje 1,22 zł. Szczegóły konkursu: http://www.blogroku.pl/

Spacer po Sudetach, czyli kilka słów podsumowania.

Wyruszyłam ze Świeradowa Zdroju i z każdym krokiem oddalającym mnie od centrum i hałasu dobiegającego z okolicznych budów czułam się coraz lepiej. Cisza i pustka to zdecydowanie przestrzeń mi sprzyjająca. Oczy mi ciągnęło do błyszczących kamieni pod nogami, a całą sobą dostrajalam się do otaczającego mnie lasu. Im głębiej w Izery, tym więcej rowerzystów, ale urok Hali Izerskiej i obserwacja ludzi zajadających się popisowym daniem Chatki Górzystów nastrajały mnie bardzo pozytywnie. Gdy przy Stacji Turystycznej Orle okazało się, że będę spała w starym drewnianym domu, sama w wieloosobowym pokoju, uśmiechnęłam się szeroko. Obejrzałam wystawę, zjadłam niezbyt ciepłą acz smaczną zupę i zakończyłam długi dzień. Dzień kolejny okazał się być jeszcze dłuższy. W Jakuszycach o moje dobre nastawienie zadbała kawa w hotelowej restauracji i piękna droga przez las tuż za Jakuszycami. Karkonoski Park Narodowy rozpoczął się kaskada wodną, przy której można przycupnąć, by kupić bilet. Chwilę

Katarzyna Berenika Miszczuk. Tajemnica Dąbrówki

Katarzyna Berenika Miszczuk, bazując na swoich doświadczeniach z pisaniem o świecie pełnym słowiańskich bóstw, wkracza w literaturę dziecięcą. Wkroczyła właściwie książką "Tajemnica domu w Bielinach", bo ta, prezentowana przeze mnie powieść, opisująca rodzinę Lipowskich jest kontynuacją wspomnianej powyżej. I mamy otóż mamę z czwórką dzieci, która zamieszkuje wspólnie z ciotką zmagającą się z chorobą Alzhaimera w Bielinach. Wsi, o której nawet mieszkańców mówią z lekkim przekąsem - "bo wiadomo jak to u nas". Owo "u nas" oznacza bowiem tajemnicze zjawiska, niemniej tajemnicze postaci i świat nie do końca taki jaki znany jest nam powszechnie. Jest on dzielony z domownikami, biedami, błędnymi ognikami i innymi stworzeniami, o których - z dużym zapałem - czyta w Bestiariuszu ośmioletnia Tosia. Jej mama wpadła na straszny, zdaniem dziewczynki pomysł. Szuka niani, która zajmie się nią (prawie dorosłą nią!) i maleńką Dąbrówką. Tosia robi wszystko, by odstraszyć k