Przejdź do głównej zawartości

Rafał Dębski. Krzyże na rozstajach.


Wydane przez
Wydawnictwo Dolnośląskie

Porucznik Michał Wroński (znany z książek „Labirynt von Brauna” i „Żelazne kamienie”) nie może porozumieć się z nowym przełożonym i skonfliktowawszy się z nim i z jednym ze współpracowników zostaje wysłany na przymusowy urlop. Wroński nie przestaje szukać powodów osadzenia w więzieniu jego poprzedniego zwierzchnika i przyjaciela, Jacka Bzowskiego, a to skutkuje coraz większym zaangażowaniem się w sprawy – wydawać by się mogło – dawno zakończone.

W okolicach Brzegu pojawiła się wspólnota religijna – Zgromadzenie Serca Jezusa, na czele którego stoi kapłan, były pracownik służ specjalnych. Przyjacielem brata Wojciecha jest brat Robert, czyli znany nam z poprzednich powieści Dębskiego Łazarz.

Uwięzienie Bzowskiego i obecność Łazarza na Dolnym Śląsku są ściśle ze sobą powiązane. Podobnie jak przemyt radioaktywnych pierwiastków oraz działania wywiadowcze, których założenia nie zawsze są zgodne z tym, czego spodziewa się porucznik.

Duże wrażenie zrobiła na mnie przemowa Łazarza skierowana do przywódcy lokalnej grupy przestępczej:

Uczucia to słabość. Jeśli obciążysz się dzieciakami skapcaniejesz. Poza tym będzie cię gdzie uderzyć, nigdy nie zaznasz spokoju, zasypiać będziesz dręczony myślą, co się z nimi stanie, jeśli nie zdołasz ich upilnować, jeśli znajdzie się ktoś, kto weźmie się na twoją rodzinę. Zabij narzeczoną, powiadam ci. Inaczej nie dotrzesz na szczyt.

Rafał Dębski pokazuje nam gorszą stronę świata. Ciemną, brutalną, pozbawioną uczuć innych niż zimna nienawiść. Pokazuje nam świat, który istnieje, choć nie chcemy w niego wierzyć. Ubrany w literacką fikcję jest łatwiejszy do przyjęcia.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Pożegnanie

Od kilku dni zbieram się, by napisać o odejściu Amber. Jest mi trudno, odpycham ten czas, ale uznałam, że to będzie sposób na pewnego rodzaju domknięcie - tak mi bardzo potrzebne. Amber zamieszkała z nami 25 lipca 2019 roku. Wypatrzyłam ją na FB schroniska w Tomaszowie Mazowieckim, pojechaliśmy na wizytę zapoznawczą, a kilka dni później - już po nią. Ułożona w bagażniku na wygodnym materacu, przeczołgała się na tylne siedzenie i ułożyła na moich kolanach. Tak dojechaliśmy do domu. O początkach wspólnego życia przeczytacie TUTAJ  i TUTAJ . Gdy już nieco okrzepliśmy w codzienności z psem, a Amber - z ludźmi i kotami, pojawił się pomysł na wspólny jesienny wyjazd w Beskid Niski. Zanim to jednak się stało psica miała atak padaczki, co spowodowało, że wyjazd odwołaliśmy, wdrożyliśmy leczenie i od nowa zaczęliśmy oswajać z nami i wspólnym życiem zdezorientowanego chorobą psa. Udało się ustabilizować zawirowania zdrowotne i wówczas zaczęliśmy się cieszyć sobą wzajemnie już na 100%. Dopier...

Magdalena Okraska, Nie ma i nie będzie

Z dużym zainteresowaniem sięgnęłam po tę książkę, bo zanim do mnie dotarła przez sieć przetoczyła się dyskusja zwolenników i przeciwników tego, jak Magdalena Okraska o miastach opuszczonych przez dające zatrudnienie przedsiębiorstwach pisze. A jakie jest moje zdanie? Ta historia to wiele pięćdziesiątek wódki, udek kurczaka, cudzych kołder w cudzych domach (nigdy nie śpię w hotelach, śpię u bohaterów), długich rozmów i krótkich puent. To kilometry pokonane busikami, albumy rodzinne, lokalne biblioteki i lokalne mordownie. Pojechałam do nich i powiedziałam "Opowiedz mi". Tak kończy się jeden z tekstów wprowadzających do rozdziałów poświęconych poszczególnym miastom. Wraz z autorką odwiedzamy Wałbrzych, Włocławek, Będzin, Szczytno i kilka innych miejscowości, których przeszły rozwój osadzony był na istniejącym, prężnie działającym i rozwijającym się przedsiębiorstwie, a które wraz z jego likwidacją podupadły. Magdalena Okraska rozmawia zatem z mieszkańcami i tymi, którzy już owe...

Spacer po Sudetach, czyli kilka słów podsumowania.

Wyruszyłam ze Świeradowa Zdroju i z każdym krokiem oddalającym mnie od centrum i hałasu dobiegającego z okolicznych budów czułam się coraz lepiej. Cisza i pustka to zdecydowanie przestrzeń mi sprzyjająca. Oczy mi ciągnęło do błyszczących kamieni pod nogami, a całą sobą dostrajalam się do otaczającego mnie lasu. Im głębiej w Izery, tym więcej rowerzystów, ale urok Hali Izerskiej i obserwacja ludzi zajadających się popisowym daniem Chatki Górzystów nastrajały mnie bardzo pozytywnie. Gdy przy Stacji Turystycznej Orle okazało się, że będę spała w starym drewnianym domu, sama w wieloosobowym pokoju, uśmiechnęłam się szeroko. Obejrzałam wystawę, zjadłam niezbyt ciepłą acz smaczną zupę i zakończyłam długi dzień. Dzień kolejny okazał się być jeszcze dłuższy. W Jakuszycach o moje dobre nastawienie zadbała kawa w hotelowej restauracji i piękna droga przez las tuż za Jakuszycami. Karkonoski Park Narodowy rozpoczął się kaskada wodną, przy której można przycupnąć, by kupić bilet. Chwilę...