Przejdź do głównej zawartości

Lilian Jackson Braun. Kot, który czytał wspak.



Jim Qwilleran, dziennikarz z wieloletnim doświadczeniem i kilkuletnią przerwą w pracy dziennikarskiej, znajduje zatrudnienie w „Daily Fluxion” jako dziennikarz działu kulturalnego. Jego zadanie polegać będzie na tworzeniu dziennikarskich portretów postaci ze świata sztuki. Okazuje się, że środowisko artystyczne nie jest jednorodne i spokojne, wręcz przeciwnie - pełno jest w nim zazdrości, nienawiści i pomówień.

Osobą szczególnie skupiającą na sobie złość atrystów jest krytyk sztuku, George Bonifield Mountclemens. Jim ma przyjemność poznać owego tajemniczego człowieka, a także zamieszkać w jego domu. Poznaje przy okazji kota gospodarza – Kao K’o-Kung’a, zwierzę o szalenie interesującej osobowości.

Pewnego dnia jeden z właścicieli galerii sztuki ginie zamordowany, a Jim Qwilleran zaczyna rozmyślać nad zagadką jego śmierci… Jednak Earl Lambreth nie jest jedynym, który w sposób kryminalny traci życie, a istotnych wskazówek koniecznych do rozwiązania sprawy morderstw dostarcza kot.

Lekkie czytadło (zarówno objętościowo jak i treściowo) do czytania w komunikacji miejskiej…

Koty posiadają wiele umiejętności, które nie są nam dane, a pomimo tego usiłujemy je oceniać według ludzkich standardów. Nie potrafią mówić, ale nie czyni to z nich istot niższych. Po co miałyby używać słów, skoro są w stanie porozumiewać się bez ich użycia? Między sobą komunikują się znakomicie, natomiast jeśli chodzi o kontakt z istotami ludzkimi, cierpliwie i wyrozumiale starają się przekazać nam swoje myśli.

Nauczył się już doceniać wdzięk, z jakim zaprojektowano tego kota – eleganckie proporcje, mięśnie falujące pod lśniącym futrem i wytworne ubarwienie, przechodzące od prawie bieli do koloru jasnobeżowego, a następnie w aksamitny brąz.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Magdalena Okraska, Nie ma i nie będzie

Z dużym zainteresowaniem sięgnęłam po tę książkę, bo zanim do mnie dotarła przez sieć przetoczyła się dyskusja zwolenników i przeciwników tego, jak Magdalena Okraska o miastach opuszczonych przez dające zatrudnienie przedsiębiorstwach pisze. A jakie jest moje zdanie? Ta historia to wiele pięćdziesiątek wódki, udek kurczaka, cudzych kołder w cudzych domach (nigdy nie śpię w hotelach, śpię u bohaterów), długich rozmów i krótkich puent. To kilometry pokonane busikami, albumy rodzinne, lokalne biblioteki i lokalne mordownie. Pojechałam do nich i powiedziałam "Opowiedz mi". Tak kończy się jeden z tekstów wprowadzających do rozdziałów poświęconych poszczególnym miastom. Wraz z autorką odwiedzamy Wałbrzych, Włocławek, Będzin, Szczytno i kilka innych miejscowości, których przeszły rozwój osadzony był na istniejącym, prężnie działającym i rozwijającym się przedsiębiorstwie, a które wraz z jego likwidacją podupadły. Magdalena Okraska rozmawia zatem z mieszkańcami i tymi, którzy już owe...

Pożegnanie

Od kilku dni zbieram się, by napisać o odejściu Amber. Jest mi trudno, odpycham ten czas, ale uznałam, że to będzie sposób na pewnego rodzaju domknięcie - tak mi bardzo potrzebne. Amber zamieszkała z nami 25 lipca 2019 roku. Wypatrzyłam ją na FB schroniska w Tomaszowie Mazowieckim, pojechaliśmy na wizytę zapoznawczą, a kilka dni później - już po nią. Ułożona w bagażniku na wygodnym materacu, przeczołgała się na tylne siedzenie i ułożyła na moich kolanach. Tak dojechaliśmy do domu. O początkach wspólnego życia przeczytacie TUTAJ  i TUTAJ . Gdy już nieco okrzepliśmy w codzienności z psem, a Amber - z ludźmi i kotami, pojawił się pomysł na wspólny jesienny wyjazd w Beskid Niski. Zanim to jednak się stało psica miała atak padaczki, co spowodowało, że wyjazd odwołaliśmy, wdrożyliśmy leczenie i od nowa zaczęliśmy oswajać z nami i wspólnym życiem zdezorientowanego chorobą psa. Udało się ustabilizować zawirowania zdrowotne i wówczas zaczęliśmy się cieszyć sobą wzajemnie już na 100%. Dopier...

Spacer po Sudetach, czyli kilka słów podsumowania.

Wyruszyłam ze Świeradowa Zdroju i z każdym krokiem oddalającym mnie od centrum i hałasu dobiegającego z okolicznych budów czułam się coraz lepiej. Cisza i pustka to zdecydowanie przestrzeń mi sprzyjająca. Oczy mi ciągnęło do błyszczących kamieni pod nogami, a całą sobą dostrajalam się do otaczającego mnie lasu. Im głębiej w Izery, tym więcej rowerzystów, ale urok Hali Izerskiej i obserwacja ludzi zajadających się popisowym daniem Chatki Górzystów nastrajały mnie bardzo pozytywnie. Gdy przy Stacji Turystycznej Orle okazało się, że będę spała w starym drewnianym domu, sama w wieloosobowym pokoju, uśmiechnęłam się szeroko. Obejrzałam wystawę, zjadłam niezbyt ciepłą acz smaczną zupę i zakończyłam długi dzień. Dzień kolejny okazał się być jeszcze dłuższy. W Jakuszycach o moje dobre nastawienie zadbała kawa w hotelowej restauracji i piękna droga przez las tuż za Jakuszycami. Karkonoski Park Narodowy rozpoczął się kaskada wodną, przy której można przycupnąć, by kupić bilet. Chwilę...