Przejdź do głównej zawartości

Codzienność













Dzień zaczyna się dość wcześnie. Jakoś o 7:11 albo o 7:32. Sisi przychodzi, opiera łapencje tuż obok mojej twarzy i wyciąga się ostrząc pazurki. Gdy to nie zadziała, przychodzi mnie polizać, a potem zaczyna gruchać w takiej ode mnie odległości, która nie pozwala na jej złapanie. Ostatecznym środkiem mającym sprawić moje natychmiastowe podniesienie się z łóżka jest próba wydrapania dziury w szybie okiennej. Ten dźwięk podrzuca mnie z pościeli.
Idę do kuchni z plączącym się między nogami kotkiem, nakładam jedzenie do miski, a Sisulek wdzięczy się do mnie pokazując brzuszek. Dba o moje poczucie estetyki, chociaż ja minutę, dwie po obudzeniu nieczuła jestem na wszelkie doznania;)
Gdy zwierzątek się już naje, a ja zdążę dokonać porannych ablucji i zaparzyć sobie kawę zaczyna się koci dynamizm. Kocilka jest przygotowana do skoku, wdzięcznie faluje ogonem w oczekiwaniu na mój ruch. Zabawa albo przybiera postać znanej już gonitwy pod hasłem „dawać tego kota” albo wymaga narzędzia, dokładniej mówiąc piłeczki, za którą Sisi biega z wielkim zadowoleniem. Zwija wówczas chodnik z przedpokoju, chowa się za drzwiami od łazienki lub w samej łazience, zaczaja się na mnie i dzielnie uczestniczy w zabawie.


Gdy się już zmęczy, następuje szybkie mycie i kot zasypia. Wtedy dopijam nieco wychłodzoną kawę i buszuję po internecie.

W ciągu dnia Sisuleńka nie daje nam o sobie zapomnieć. Co chwila podchodzi do nas, wskakuje na kolana, robi przyjemny pyszczek... I człowiek odkłada na bok książkę, klawiaturę, papier i pióro a zaczyna zajmować się głaskaniem kota. Kot burczy, przerwać głaskanie jest niedobrze a nagle Kocilka bystrzeje rozgląda się wokoło i z wdziękiem atakującego tygrysa porzuca kolana jednego człowieka, by wdrapać się na kolana drugiego człowieka. Który, oczywiście, odkłada na bok książkę, klawiaturę, papier i pióro a zaczyna zajmować się głaskaniem kota. Czasami Sisul układa się tuż obok ludzkiej istoty i pozwala sobie na sen.

Wieczory Sisi spędza tam, gdzie ciepło. Najwyraźniej doszła do wniosku, że podłoga z ciepłymi rurami nie jest dla niej odpowiednia i śpi pod lampką (jak w solarium) lub na monitorze.

Gdy już się kot dobrze wygrzeje, następuje powtórka porannego dynamizmu. Potem szybka toaleta wieczorna i dumne wejście na mnie leżącą pod kołdrą. Zagrzebuje się na tej kołdrze, tuż obok mnie i tak śpimy razem przez pół nocy.

niedziela, 07 października 2007

Komentarze:

Gość: , chello087207005080.chello.pl
2007/10/07 17:43:50
Coż za koincydencje, dlaczego ja tego bloga nie poznalam przed napisaniem mojej powiesci "Paulina w orbicie kotów"? POzdrawiam, Marta Fox
Gość: , hex162.internetdsl.tpnet.pl
2007/10/07 19:31:58
Też bym chciała takiej codzienności a napewno chcę z kimś spac a najlepoiej gdyby to był kot,wiem że muszę mieć własnego bo o sisulu mogę tylko pomarzyć ech....:)
aga_ata
2007/10/07 19:52:10
wygodnie jej na tym monitorze:P
mbmm
2007/10/10 16:40:06
Pani Marto, kiedy juz przeczytałam recenzję Pani książki w pełni rozumiem Pani wpis:)
Gość, no to trzeba wziąć kotka do domu i przekonać Ciri, że to jej największa miłość, ten kotek:)
Aga_ato, chyba wygodnie. A i ciepło przy tym:)

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Konkurs na Blog Roku

Wczoraj ów konkurs wkroczył w kolejny etap. Za nami czas zgłaszania blogów, przed nami czas głosowania na te, co zgłoszone, a po południu 22 stycznia najpopularniejsze blogi oceniać będzie Kapituła Konkursu. Aby zagłosować na bloga, którego właśnie czytacie należy wysłać sms-a o treści E00071 (e, trzy zera, siedem, jeden) na nr 7144. Taki sms kosztuje 1,22 zł. Szczegóły konkursu: http://www.blogroku.pl/

Spacer po Sudetach, czyli kilka słów podsumowania.

Wyruszyłam ze Świeradowa Zdroju i z każdym krokiem oddalającym mnie od centrum i hałasu dobiegającego z okolicznych budów czułam się coraz lepiej. Cisza i pustka to zdecydowanie przestrzeń mi sprzyjająca. Oczy mi ciągnęło do błyszczących kamieni pod nogami, a całą sobą dostrajalam się do otaczającego mnie lasu. Im głębiej w Izery, tym więcej rowerzystów, ale urok Hali Izerskiej i obserwacja ludzi zajadających się popisowym daniem Chatki Górzystów nastrajały mnie bardzo pozytywnie. Gdy przy Stacji Turystycznej Orle okazało się, że będę spała w starym drewnianym domu, sama w wieloosobowym pokoju, uśmiechnęłam się szeroko. Obejrzałam wystawę, zjadłam niezbyt ciepłą acz smaczną zupę i zakończyłam długi dzień. Dzień kolejny okazał się być jeszcze dłuższy. W Jakuszycach o moje dobre nastawienie zadbała kawa w hotelowej restauracji i piękna droga przez las tuż za Jakuszycami. Karkonoski Park Narodowy rozpoczął się kaskada wodną, przy której można przycupnąć, by kupić bilet. Chwilę

Paweł Beręsewicz. Kiedy chodziłem z Julką Maj.

Wydane przez Wydawnictwo Literatura Książka Pawła Beręsewicza wprawiła mnie w dobry nastrój. Opisując pierwsze drżenia serca, pierwsze zakochanie z punktu widzenia piętnastoletniego Jacka Karasia Autor dokonuje wyłomu - bodaj pierwszy raz mam szansę przeczytać, jak reaguje nastolatek szykując się na randkę, co i czy w ogóle mówi rodzicom o swojej dziewczynie i czy tylko dziewczyny martwią się o to, w którą stronę skierować nos przy pocałunku. Jacek Karaś, którego czytelnicy mieli okazję poznać w książce " Jak zakochałem Kaśkę Kwiatek ", kończy gimnazjum i w ostatniej klasie dostrzega niezwykły urok swojej klasowej koleżanki, Julki Maj. Zdobywając się na straceńczą odwagę pyta Julkę, czy zechciałaby być jego dziewczyną. Później, wbrew temu, co myślał Jacek, bywa trudniej - nagle trzeba myśleć o wielu sprawach, nad którymi nigdy nie było powodu się zastanawiać, funkcjonować w inny niż dotychczas sposób. Cenię sobie ostatnie rozdziały powieści. Nie powiem nic więcej - czytaj