Przejdź do głównej zawartości

Gry i zabawy



Dostałyśmy orzechy włoskie. I darczyńca za głowę by się łapał widząc, co my, znaczy Sisi i ja, z tymi ofiarowanymi orzechami robimy. Nie jemy ich, łupiąc zaciekle uprzednio dziadkiem do orzechów. To łatwizna i banał. My orzechami włoskimi gramy w orzeszka, a w grze stosujemy technikę mieszaną: ja zapożyczam z rzutu w dal, a Sisi zapożycza z hokeja. Nasza gra wygląda tak: Sisi siedzi przyczajona pod fotelem, ja z pokoju rzucam orzeszkiem w stronę przedpokoju, Sisi wybiega na podobieństwo strzały w ślad za orzeszkiem, dobiega do niego i zaczyna popychac orzech łapką, jak hokeista kijem hokejowym kążek hokejowy. Popycha, popycha, aż .......JEST! Orzeszek został doprowadzony do pokoju, Sisi chowa się pod fotel, by tam przycupnąć przed następną serią. Ja podnoszę doturlany orzeszek, rzucam w stronę przedpokoju... i tak, aż do momentu, gdy Sisi układa się na plecach manifestując zmęczenie i niechęć do kontynuowania gry.
Oczywiście, pomimo posiadania orzeszków nie zaniedbujemy zabaw pajacykim, słoniem, grzechotką i piłkami. Piłka pomarańczowa z dzwonkiem w środku cieszy się największą popularnością, choć wcześnie rano staramy sie używać jakiejś mniej hałaśliwej zabawki. Wprowadziłyśmy ostatnio pewną modyfikację do zabawy piłką. Otóż, na etapie, w którym to Sisi dogoni już piłkę w przedpokoju i czatuje przy niej na mnie zbliżającą się, w którym ja idę do tegoż przedpokoju, by z niego wrzucić piłkę do pokoju, Sisi wbiega do łazienki, wskakuje do wanny i czeka na turlanie piłeczki w wannie. Kładę piłkę na krawędzi, lekko popycham ją w kierunku Sisulka, a Sisulek podejmuje próbę uchwycenia piłki, odpychania jej i ogólnej zabawy polegającej na tarzaniu się z piłką na dnie wanny. Gdy już ma dość, kładzie się, piłkę spokojnie umiejscawia obok siebie i czeka, aż sięgnę po piłkę i wrzucę ją do pokoju. Zabawa zaczyna sie od nowa:)

wtorek, 30 października 2007

Komentarze:

Gość: , hex162.internetdsl.tpnet.pl
2007/10/30 21:25:49
Dobrze,że babcia tego nie widzi ale trzeba przyznać ,że zabawa przednia przy pomocy takiego zwykłego orzecha:)może się sylwetki wyżeżbią zażywając tyle ruchu:)
izolllda
2007/10/31 08:33:32
Kawałek sierści, cztery łapki i trochę tłuszczyku i taka radość dla ludzi :D :D :D
mbmm
2007/10/31 10:35:54
Nie zapominaj o sercu i duszy;P
Gość: , hex162.internetdsl.tpnet.pl
2007/10/31 12:59:57
Coż tłuszczyku toi chyba nie tak trochę czyżby on był najważniejszy to po co ja poiję te ochydne krople na odchudzanie:)

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Konkurs na Blog Roku

Wczoraj ów konkurs wkroczył w kolejny etap. Za nami czas zgłaszania blogów, przed nami czas głosowania na te, co zgłoszone, a po południu 22 stycznia najpopularniejsze blogi oceniać będzie Kapituła Konkursu. Aby zagłosować na bloga, którego właśnie czytacie należy wysłać sms-a o treści E00071 (e, trzy zera, siedem, jeden) na nr 7144. Taki sms kosztuje 1,22 zł. Szczegóły konkursu: http://www.blogroku.pl/

Spacer po Sudetach, czyli kilka słów podsumowania.

Wyruszyłam ze Świeradowa Zdroju i z każdym krokiem oddalającym mnie od centrum i hałasu dobiegającego z okolicznych budów czułam się coraz lepiej. Cisza i pustka to zdecydowanie przestrzeń mi sprzyjająca. Oczy mi ciągnęło do błyszczących kamieni pod nogami, a całą sobą dostrajalam się do otaczającego mnie lasu. Im głębiej w Izery, tym więcej rowerzystów, ale urok Hali Izerskiej i obserwacja ludzi zajadających się popisowym daniem Chatki Górzystów nastrajały mnie bardzo pozytywnie. Gdy przy Stacji Turystycznej Orle okazało się, że będę spała w starym drewnianym domu, sama w wieloosobowym pokoju, uśmiechnęłam się szeroko. Obejrzałam wystawę, zjadłam niezbyt ciepłą acz smaczną zupę i zakończyłam długi dzień. Dzień kolejny okazał się być jeszcze dłuższy. W Jakuszycach o moje dobre nastawienie zadbała kawa w hotelowej restauracji i piękna droga przez las tuż za Jakuszycami. Karkonoski Park Narodowy rozpoczął się kaskada wodną, przy której można przycupnąć, by kupić bilet. Chwilę

Katarzyna Berenika Miszczuk. Tajemnica Dąbrówki

Katarzyna Berenika Miszczuk, bazując na swoich doświadczeniach z pisaniem o świecie pełnym słowiańskich bóstw, wkracza w literaturę dziecięcą. Wkroczyła właściwie książką "Tajemnica domu w Bielinach", bo ta, prezentowana przeze mnie powieść, opisująca rodzinę Lipowskich jest kontynuacją wspomnianej powyżej. I mamy otóż mamę z czwórką dzieci, która zamieszkuje wspólnie z ciotką zmagającą się z chorobą Alzhaimera w Bielinach. Wsi, o której nawet mieszkańców mówią z lekkim przekąsem - "bo wiadomo jak to u nas". Owo "u nas" oznacza bowiem tajemnicze zjawiska, niemniej tajemnicze postaci i świat nie do końca taki jaki znany jest nam powszechnie. Jest on dzielony z domownikami, biedami, błędnymi ognikami i innymi stworzeniami, o których - z dużym zapałem - czyta w Bestiariuszu ośmioletnia Tosia. Jej mama wpadła na straszny, zdaniem dziewczynki pomysł. Szuka niani, która zajmie się nią (prawie dorosłą nią!) i maleńką Dąbrówką. Tosia robi wszystko, by odstraszyć k