Powieść Marshy Mehran opowiada historię trzech sióstr, które uciekając z owładniętego rewolucja Iranu docierają do małego irlandzkiego miasteczka, by tam otworzyć i prowadzić Cafe Babilon.
Przeciwko tajemniczym przybyszkom spiskuje lokalne środowisko dewotek (choć pastor jada codziennie obiad w Cafe Babilon) i miejscowy właściciel sieci pubów liczący na to, że w budynku, w którym siostry otworzyły restaurację on stworzy dyskotekę.
Ta powieść nieco przypomina „Czekoladę” Joanne Harris. Są przybyszki uciekające przed okrutną przeszłością, smakołyki dotychczas nieznane większości mieszkańców irlandzkiego miasteczka, jest grupa osób przeciwna pojawieniu się dziewcząt i oczerniająca je bez powodu. Jest też grupa wyklętych – w tej książce ich role pełnią druciarze. Jednak „Zupa z granatów” ma bardziej pozytywny wydźwięk i jest, po prostu, lepiej napisana.
Szalenie interesującym uzupełnieniem historii opowiadanej przez autorkę są przepisy na potrawy kuchni perskiej. Znajdziemy tu przepis na gołąbki, zupę z czerwonej soczewicy, baklawę, miksturę na migrenę i herbatę lawendowo-miętową. To zachęta, by i w swoim domu odszukać nieco magii płynącej z gotowania.
Lejla ma swą młodzieńczą cynamonowo-różaną obietnicę, Mardżan ma dar przyrządzania nadzwyczajnych potraw – ale są to ich drogi życiowe, niewłaściwe dla niej. Bahar nie znała jeszcze swoich mocnych stron, ale wiedziała już teraz, gdzie ich szukać.
Zapraszam do przeczytania wywiadu z autorką.
Komentarze