Przejdź do głównej zawartości

Przytulaniec







Sisi przywykła już do obecności Heleny. Wczoraj usiadła w bezpiecznej odległości i całe moje zajmowanie się dzieckiem przeczekiwała wpatrzona we mnie kamiennym wzrokiem. Ale już wie, że nie trzeba okazywać zazdrości i obrażać się na mnie. Przybiega zatem w ciągu dnia szybko mnie ucałować, a wieczorem przyszła się przytulić.

Najbardziej jednak lubię sposób w jaki Sisi mnie budzi. Idzie po mnie, przez całą moją długość, dochodzi do twarzy, dotyka mnie nosem i z tymże nosem przytkniętym do mojego czeka, aż otworzę oczy. Gdy otworzę, następuje pora karmienia kota i Sisuleńka już nie odpuści. Dziś spotkanie nosów odbyło się o 7:55.

niedziela, 30 grudnia 2007

Komentarze:

aga_ata
2007/12/30 16:15:52
Ten napis to przypadek? :D
mbmm
2007/12/30 17:50:03
Hmmmmmmm...;)))
henio75
2008/01/01 18:30:00
To chyba koci rytuał budzenia.
Nikt nie wytrzyma permanentnego dotyku wąsów kocich na twarzy. Taka perfidna kocio-chińska tortura.
A gdy gospodarz nie chce wstać, kotek łapą w nos mu: pac! - na miękko za pierwszym razem, na drugi nikt nie czeka.
Bydlątko nie dało się oszukać, że śpisz.
A do lodównki prowadziło jak po sznurku.
mbmm
2008/01/02 09:59:52
Henio75,
masz kota czy miałeś? Mnie budzi już samo spacerowanie po mnie słodkiego, kociego ciężaru;)))A gdzie jest lodówka lub inny schowek na kocie smakołyki wie Sisul bezbłędnie;)
henio75
2008/01/03 19:17:47
mbmm,
kocura miałem. 14 lat około.
Rude wielkie piękne kocurzysko. Rasa - Kot europejski zwany skądinąd dachowcem.
Paskowany na czarno, z brązowym nosem i czarnymi podeszwami i rysiowymi kitkami na uszach.
Niektórzy ludzie się go bali, na psach wyjeżdżał z domu. Bestyja.
Mniejszy piesek sąsiada zlał się pod siebie na widok kota. A ten drań nie miał chyba jakiegoś zwoju w kociej mózgownicy, bo zaprogramowany był na zabijanie, niezależnie od wielkości ofiary - wilczur znajomej bał się go panicznie :)
Po prostu wyczuwał, kto się go boi, kto lubi, itd. Niestety zdechło mu się ze starości na cukrzycę kilka lat temu, a ja z sentymentem czytam od jakiegoś czasu Wasz blog i jakbym widział swojego kochanego zbója.
Chociaż kotka to inna psychika. Bardziej przytulna.
Pozdrawiam.
mbmm
2008/01/04 09:20:22
Henio,
przykro mi, że żyjesz już bez swojego "zbója". I jednocześnie cieszę, że znajdujesz przyjemnośc w czytaniu o Sisi - pozdrawiam serdecznie:)

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Konkurs na Blog Roku

Wczoraj ów konkurs wkroczył w kolejny etap. Za nami czas zgłaszania blogów, przed nami czas głosowania na te, co zgłoszone, a po południu 22 stycznia najpopularniejsze blogi oceniać będzie Kapituła Konkursu. Aby zagłosować na bloga, którego właśnie czytacie należy wysłać sms-a o treści E00071 (e, trzy zera, siedem, jeden) na nr 7144. Taki sms kosztuje 1,22 zł. Szczegóły konkursu: http://www.blogroku.pl/

Spacer po Sudetach, czyli kilka słów podsumowania.

Wyruszyłam ze Świeradowa Zdroju i z każdym krokiem oddalającym mnie od centrum i hałasu dobiegającego z okolicznych budów czułam się coraz lepiej. Cisza i pustka to zdecydowanie przestrzeń mi sprzyjająca. Oczy mi ciągnęło do błyszczących kamieni pod nogami, a całą sobą dostrajalam się do otaczającego mnie lasu. Im głębiej w Izery, tym więcej rowerzystów, ale urok Hali Izerskiej i obserwacja ludzi zajadających się popisowym daniem Chatki Górzystów nastrajały mnie bardzo pozytywnie. Gdy przy Stacji Turystycznej Orle okazało się, że będę spała w starym drewnianym domu, sama w wieloosobowym pokoju, uśmiechnęłam się szeroko. Obejrzałam wystawę, zjadłam niezbyt ciepłą acz smaczną zupę i zakończyłam długi dzień. Dzień kolejny okazał się być jeszcze dłuższy. W Jakuszycach o moje dobre nastawienie zadbała kawa w hotelowej restauracji i piękna droga przez las tuż za Jakuszycami. Karkonoski Park Narodowy rozpoczął się kaskada wodną, przy której można przycupnąć, by kupić bilet. Chwilę

Paweł Beręsewicz. Kiedy chodziłem z Julką Maj.

Wydane przez Wydawnictwo Literatura Książka Pawła Beręsewicza wprawiła mnie w dobry nastrój. Opisując pierwsze drżenia serca, pierwsze zakochanie z punktu widzenia piętnastoletniego Jacka Karasia Autor dokonuje wyłomu - bodaj pierwszy raz mam szansę przeczytać, jak reaguje nastolatek szykując się na randkę, co i czy w ogóle mówi rodzicom o swojej dziewczynie i czy tylko dziewczyny martwią się o to, w którą stronę skierować nos przy pocałunku. Jacek Karaś, którego czytelnicy mieli okazję poznać w książce " Jak zakochałem Kaśkę Kwiatek ", kończy gimnazjum i w ostatniej klasie dostrzega niezwykły urok swojej klasowej koleżanki, Julki Maj. Zdobywając się na straceńczą odwagę pyta Julkę, czy zechciałaby być jego dziewczyną. Później, wbrew temu, co myślał Jacek, bywa trudniej - nagle trzeba myśleć o wielu sprawach, nad którymi nigdy nie było powodu się zastanawiać, funkcjonować w inny niż dotychczas sposób. Cenię sobie ostatnie rozdziały powieści. Nie powiem nic więcej - czytaj