Jakiś czas temu pan na stacji benzynowej patrząc na Sisi zapytał: "A łowna chociaż?" Odrzekłam, że łowna, choć wówczas jeszcze zbyt wielu przesłanek do wygłaszania takich twierdzeń nie miałam. Teraz już mam. Jako, że jest upalnie mamy uchylone okna. Przez te uchylone okna muchy, jakieś nieco zabłąkane, trafiają pod nasz dach. I wtedy się zaczyna... Sisi zadziera łepetynkę i rozpoczyna wnikliwą obserwację muszych poczynań. Wydaje ostrzegawcze skrzeczenie. Zaczyna biegać, podskakiwać, furczeć. Trzeba pozabierać jej z drogi wszystkie kubki, szklanki, otwarte butelki, telefony i inne delikatne przedmioty, którym zrzucenie z impetem na podłogę mogłoby zaszkodzić. Sisi dopada muchę na parapecie, przygniata ją łapką, przytrzymuje opuszkami i przygląda się owej musze w łapce. Wypuszcza muchę, pewnie, żeby lepiej ją widzieć, i zaczyna polowanie. Gdy mucha już nie ma sił i przestaje się ruszać Sisi wdzięcznie zasiada w pozycji posiłkowej i zjada muchę ze smakiem.
Ma później kilkugodzinny zakaz lizania mnie po nosie.
Ma później kilkugodzinny zakaz lizania mnie po nosie.
sobota, 09 czerwca 2007
Komentarze