Przejdź do głównej zawartości

Julian Tuwim. Najpiękniejsze wiersze dla dzieci.

Wydane przez
Wydawnictwo Zielona Sowa

Jedyną książką z dzieciństwa jaką mam ze sobą jest książka Tuwima (reszta czeka u Rodziców). Odszukałam ją i obejrzałam porównując z nowym wydaniem. Ta starsza jest mocno zaczytana, pokreślona przez moją uczącą się trzymania kredki w dłoni siostrę, czarno-białe ilustracje pokolorowane przeze mnie dodają barwy całości, a dodatkowe plamy nieznanego pochodzenia wzruszają i podkreślaną owo nieuchwytne przywiązanie do egzemplarza książki mającego już lat dwadzieścia siedem.
Zamyśliłam się... Przeczytałam obydwie książeczki odnajdując w sobie emocje związane z dziecięcym czytaniem Tuwima, dostrzegając podobieństwa i różnice między wydaniami, wspominałam jak moi uczniowie na konkursach recytatorskich prezentowali wiersze zaczerpnięte z dorobku znakomitego poety.


Dobrze jest mieć swój egzemplarz ulubionych wierszy, który towarzyszy dzieciństwu, z którym się dorasta i do którego wraca po latach. Mój wciąż stoi na półce, a ten niedawno wydany stanie ma półce Helenki. Mam nadzieję, że jej Tuwim będzie równie zaczytany jak mój, że stanie się jej równie bliski jak mnie wydanie z 1983 roku.

Komentarze

Anonimowy pisze…
Tuwim- u nas numer jeden na konkursach recytatorskich jeszcze w podstawówce... To była niejako "obowiązkowa lektura" według naszej bibliotekarki :)
Eireann pisze…
Oddałabym wszystkie kolorowe edycje za to jedno stare wydanie... Pamiętam je z dzieciństwa (z biblioteki), choć sama czytałam inne, z kolorowymi ilustracjami. Nie pamiętam, czyjego autorstwa, ani z którego roku, ale rozpoznałabym je od razu.
Monika Badowska pisze…
Luna,
jak widzisz - wciąż w szkołach istnieje Tuwim;)

Eireann,
ilustracje są Olgi Siemaszko. I wybacz, ale nie oddam Ci swojego egzemplarza;)
Eireann pisze…
Ach, nawet nie śmiałabym prosić ;-D. Pozdrawiam!

Popularne posty z tego bloga

Magdalena Okraska, Nie ma i nie będzie

Z dużym zainteresowaniem sięgnęłam po tę książkę, bo zanim do mnie dotarła przez sieć przetoczyła się dyskusja zwolenników i przeciwników tego, jak Magdalena Okraska o miastach opuszczonych przez dające zatrudnienie przedsiębiorstwach pisze. A jakie jest moje zdanie? Ta historia to wiele pięćdziesiątek wódki, udek kurczaka, cudzych kołder w cudzych domach (nigdy nie śpię w hotelach, śpię u bohaterów), długich rozmów i krótkich puent. To kilometry pokonane busikami, albumy rodzinne, lokalne biblioteki i lokalne mordownie. Pojechałam do nich i powiedziałam "Opowiedz mi". Tak kończy się jeden z tekstów wprowadzających do rozdziałów poświęconych poszczególnym miastom. Wraz z autorką odwiedzamy Wałbrzych, Włocławek, Będzin, Szczytno i kilka innych miejscowości, których przeszły rozwój osadzony był na istniejącym, prężnie działającym i rozwijającym się przedsiębiorstwie, a które wraz z jego likwidacją podupadły. Magdalena Okraska rozmawia zatem z mieszkańcami i tymi, którzy już owe...

Pożegnanie

Od kilku dni zbieram się, by napisać o odejściu Amber. Jest mi trudno, odpycham ten czas, ale uznałam, że to będzie sposób na pewnego rodzaju domknięcie - tak mi bardzo potrzebne. Amber zamieszkała z nami 25 lipca 2019 roku. Wypatrzyłam ją na FB schroniska w Tomaszowie Mazowieckim, pojechaliśmy na wizytę zapoznawczą, a kilka dni później - już po nią. Ułożona w bagażniku na wygodnym materacu, przeczołgała się na tylne siedzenie i ułożyła na moich kolanach. Tak dojechaliśmy do domu. O początkach wspólnego życia przeczytacie TUTAJ  i TUTAJ . Gdy już nieco okrzepliśmy w codzienności z psem, a Amber - z ludźmi i kotami, pojawił się pomysł na wspólny jesienny wyjazd w Beskid Niski. Zanim to jednak się stało psica miała atak padaczki, co spowodowało, że wyjazd odwołaliśmy, wdrożyliśmy leczenie i od nowa zaczęliśmy oswajać z nami i wspólnym życiem zdezorientowanego chorobą psa. Udało się ustabilizować zawirowania zdrowotne i wówczas zaczęliśmy się cieszyć sobą wzajemnie już na 100%. Dopier...

Spacer po Sudetach, czyli kilka słów podsumowania.

Wyruszyłam ze Świeradowa Zdroju i z każdym krokiem oddalającym mnie od centrum i hałasu dobiegającego z okolicznych budów czułam się coraz lepiej. Cisza i pustka to zdecydowanie przestrzeń mi sprzyjająca. Oczy mi ciągnęło do błyszczących kamieni pod nogami, a całą sobą dostrajalam się do otaczającego mnie lasu. Im głębiej w Izery, tym więcej rowerzystów, ale urok Hali Izerskiej i obserwacja ludzi zajadających się popisowym daniem Chatki Górzystów nastrajały mnie bardzo pozytywnie. Gdy przy Stacji Turystycznej Orle okazało się, że będę spała w starym drewnianym domu, sama w wieloosobowym pokoju, uśmiechnęłam się szeroko. Obejrzałam wystawę, zjadłam niezbyt ciepłą acz smaczną zupę i zakończyłam długi dzień. Dzień kolejny okazał się być jeszcze dłuższy. W Jakuszycach o moje dobre nastawienie zadbała kawa w hotelowej restauracji i piękna droga przez las tuż za Jakuszycami. Karkonoski Park Narodowy rozpoczął się kaskada wodną, przy której można przycupnąć, by kupić bilet. Chwilę...