Przejdź do głównej zawartości

Peter Oliver Loew. Gdańsk. Między miastami.


Wydane przez

Wydawnictwo Borussia

Autor pierwszy raz zetknął się z Polską w 1989 roku. Miał wówczas 22 lata i zakochany był w Polce. Wówczas nie przypuszczał, że jego uczucie rozszerzy się na Polskę.

Portretując Gdańsk Peter O. Loew czyni to w sposób krytyczny – pisze o tym, co go zachwyca i nieodmiennie fascynuje, ale wskazuje również braki, które przeszkadzają miastu w jego pełnym rozwoju.

W wydanej w serii „Miniatury Borussi” książce zawarte sa cztery, odrębne od siebie, teksty. Pierwszy z nich zatytułowany„Zmartwienia” jest najpełniejszym i skondensowanym portretem miasta jakim widzi je wjeżdżający do Gdańska przybysz.

„Trzy eseje o pamięci” podkreślają tożsamość kulturowo-narodowościową miasta i stawiają pytanie o to, czy można postrzegać Gdańsk z przeszłości jako centrum multikulturowe. 

W „Trzech mitycznych nazwiskach” autor przywołuje sylwetki znanych Gdańszczan, najwięcej miejsca poświęcając rodzinie Artura Schopenhauera (matka filozofa była pisarką, o czym nie wiedziałam, a jej książka „Gdańskie wspomnienia młodości” służy – zadaniem Loewa – popularyzatorom miasta). Nieco zadziwia mnie fakt, że autor jednym tchem nazywa wielkim synem miasta Schopenhauera i Wałęsę czy Tuska, deprecjonując przy okazji Jana Heweliusza nazywając wtórnym w stosunku do Tycho de Brahe’a.

„Odbudowa? Nie ma odbudowy!” to tekst, w którym autor zaprasza nas do refleksji o współczesnym Gdańsku, o jego kulturze, funkcjonowaniu, o mocy miasta zaprzepaszczonej przez nieudolność nim zarządzających.

Całość jest ciekawym przyczynkiem do poznania miasta. Zapewne Gdańszczanie znaleźliby argumenty do dyskusji z autorem; ja słabo znająca Gdańsk po lekturze zamarzyłam o lepszym poznaniu tego miasta. I to chyba też jest zysk;) 

Komentarze

insider pisze…
hm, wcześniej nie słyszałem o tej książce - ale jako Gdańszczanin czuję się zobowiązany do jej natychmiastowego przeczytania. Dziękuję za "namiar" i pozdrawiam
Monika Badowska pisze…
Insider,
polecam gorąco:) Ciekawa jestem bardzo jak odbierzesz to co Loew napisał.
Anonimowy pisze…
jestem gdynianką, więc blisko, książkę czytałam, to świetna dekonstrukcja gdańskich mitów: niemieckości, polskości i wielokulturowości miasta, szczególnie ten ostatni mit mnie zainteresował, bo wpisuje się w metropolitarne ambicje Gdańska, w różne strategie, które jego włodarze pragnęliby nam wcisnąć i coś z nich wycisnąć, ciekawa lektura, polecam
Monika Badowska pisze…
Pravdan,
cieszę się, że podzielasz moje zainteresowanie tą książką.

Popularne posty z tego bloga

Konkurs na Blog Roku

Wczoraj ów konkurs wkroczył w kolejny etap. Za nami czas zgłaszania blogów, przed nami czas głosowania na te, co zgłoszone, a po południu 22 stycznia najpopularniejsze blogi oceniać będzie Kapituła Konkursu. Aby zagłosować na bloga, którego właśnie czytacie należy wysłać sms-a o treści E00071 (e, trzy zera, siedem, jeden) na nr 7144. Taki sms kosztuje 1,22 zł. Szczegóły konkursu: http://www.blogroku.pl/

Spacer po Sudetach, czyli kilka słów podsumowania.

Wyruszyłam ze Świeradowa Zdroju i z każdym krokiem oddalającym mnie od centrum i hałasu dobiegającego z okolicznych budów czułam się coraz lepiej. Cisza i pustka to zdecydowanie przestrzeń mi sprzyjająca. Oczy mi ciągnęło do błyszczących kamieni pod nogami, a całą sobą dostrajalam się do otaczającego mnie lasu. Im głębiej w Izery, tym więcej rowerzystów, ale urok Hali Izerskiej i obserwacja ludzi zajadających się popisowym daniem Chatki Górzystów nastrajały mnie bardzo pozytywnie. Gdy przy Stacji Turystycznej Orle okazało się, że będę spała w starym drewnianym domu, sama w wieloosobowym pokoju, uśmiechnęłam się szeroko. Obejrzałam wystawę, zjadłam niezbyt ciepłą acz smaczną zupę i zakończyłam długi dzień. Dzień kolejny okazał się być jeszcze dłuższy. W Jakuszycach o moje dobre nastawienie zadbała kawa w hotelowej restauracji i piękna droga przez las tuż za Jakuszycami. Karkonoski Park Narodowy rozpoczął się kaskada wodną, przy której można przycupnąć, by kupić bilet. Chwilę

Katarzyna Berenika Miszczuk. Tajemnica Dąbrówki

Katarzyna Berenika Miszczuk, bazując na swoich doświadczeniach z pisaniem o świecie pełnym słowiańskich bóstw, wkracza w literaturę dziecięcą. Wkroczyła właściwie książką "Tajemnica domu w Bielinach", bo ta, prezentowana przeze mnie powieść, opisująca rodzinę Lipowskich jest kontynuacją wspomnianej powyżej. I mamy otóż mamę z czwórką dzieci, która zamieszkuje wspólnie z ciotką zmagającą się z chorobą Alzhaimera w Bielinach. Wsi, o której nawet mieszkańców mówią z lekkim przekąsem - "bo wiadomo jak to u nas". Owo "u nas" oznacza bowiem tajemnicze zjawiska, niemniej tajemnicze postaci i świat nie do końca taki jaki znany jest nam powszechnie. Jest on dzielony z domownikami, biedami, błędnymi ognikami i innymi stworzeniami, o których - z dużym zapałem - czyta w Bestiariuszu ośmioletnia Tosia. Jej mama wpadła na straszny, zdaniem dziewczynki pomysł. Szuka niani, która zajmie się nią (prawie dorosłą nią!) i maleńką Dąbrówką. Tosia robi wszystko, by odstraszyć k