Buwing to nie tylko ślęczenie nad książkami. To styl życia, jak clubbing.
Hm, dla mnie BUW jest miejscem, gdzie mogę spełnić swoje czytelnicze zachcianki. A kawę idę pić bardziej z rozsądku niż z potrzeby. Dziesięć godzin spędzonych w bibliotece zdawało się zawsze płynąć zbyt szybko.
Załamał mnie ten artykuł.
Komentarze
zgadzam się. Jedynym pocieszeniem jest starsza pani, która mieszka niedaleko BUW-u i bywa tam, by czytać prasę.
Dziękuję za dodanie do zakladek, pozwolę sobie na uczynienie tego samego, pozdrawiam:)
ropzumiem, że w bibliotece można sie spotkać ze znajomymi na kawie. Gdy siedziałam tam całe dnie, a ktoś chciał się ze mną spotkać umawialiśmy się tam, bo było najwygodniej. Ale na coś takiego, że jeśli usiądzie się przy okrągłym stole pod świetlikiem, to znaczy, że czeka się na podryw - w życiu bym nie wpadła... Dla mnie biblioteka, ta i każda inna, ma wartość naukową. Ta szczególną, bo pozwala mi szukać tego, czego wiem, że chcę szukać i odnajdować to, czego nie wiedziałam, że szukam:)
Przyznam, że w ogrodzie na BUW-ie nie byłam nigdy.
Anaman, "zakładkowo" - miło mi:)
- A chodzą państwo do BUWu?
- Tak... na kręgle :)))