Książki, do których wracam



Zazwyczaj rzadko wracam do książek już czytanych. Są jednak takie, w świat których zanurzam się zawsze z taką samą przyjemnością. Bez znaczenia, czy czytam "Delicje ciotki Dee" drugi czy siódmy raz, czy wędruję z młodym Durellem po Korfu już szósty raz, z Tereską i Okrętką poznaję Mazury z kajaka znane mi już doskonale, a Herkulesa Poirot czy pannę Marple podziwiam kilkunasty raz;) - powrót do tych książek zapewnia mi poczucie, że jestem w domu.
Macie takie książki?
17 komentarzy:
Ja mam, i to wręcz niektóe te same:) Tereska i Okrętka raz na kilka lat, Durrell i Agatha Christie regularnie. Wracam do książek z dzieciństwa, na przykład teraz przywiozłam sobie od rodziców "Opowieści z Narni", wracam do Musierowicz, do starych książek Chmielewskiej, do "Władcy pierścieni", i dość regularnie do klasyki osiemnasto i dziewiętnastowiecznej, bo lubię. Dumas, siostry Bronte, "Zamczysko w Otranto", Jane Austen, Dickens od czasu do czasu, czasami Balzak. Ciekawe, że najczęściej zimą sięgam po takie książki...
Padmo
"Opowieści z Narni" miałam w dzieciństwie tylko niektóre, więc uzupełniam księgozbiór teraz. "Władcę pierścieni" poznałam na kilka miesięcy przed ekranizacją;)Klasykę lubię, ale ostatnio jakoś nam nie po drodze. Czasami z racji pracy wracam do baśni Andersena i cieszę się, że mam taką pracę;)))
of course, że mam;)
Widzę, że podobnie, jak Ty i Padma, Christie, Chmielewską (starsze książki raczej), u mnie to jeszcze jest "Dziecko Rosemary"...za każdym razem tak samo denerwuję się, kiedy biedna Rosemary zaczyna powoli zdradzać objawy obłędu...
Wracam do lektur z dzieciństwa: "Pippi Langstrumpf", "Madiki z Czerwcowego Wzgórza", "Matyldy", "Rogasia z Doliny Roztoki", "Naszej szkapy", "Przygód kota Filemona", "Misia zwanego Paddington", "Pchły Szachrajki". Wracam też do "dorosłych" książek - Virginii Woolf i Henry'ego Jamesa, Sarah Waters, "Miejsca dla kobiet" Marilyn French, "Dziewczyny z Tatuażami" Joyce Carol Oates, "Trąbki do słuchania" Leonory Carrington, Nałkowskiej, "Absolutnej amnezji" Izabeli Filipiak, "Carol" Patricii Highsmith.
Do Ciotki dee i Durrela tez wracam bardzo często. I mam podobne wydanie jak Ty o Herkulesie Poirot, tylko moje jest o Pannie Marple, ktora jest moim wzorcem osobowym od niepamietnych czasów :)
Chiaro,
kiedyś - jedyny raz w życiu - czytałam"Dziecko Rosemary" i obecałam sobie nie robić tego więcej;)
Kilargis,
jak widzisz ostatnio też wróciłam do Misia Paddingtona i Kota Filemona;) Długie lata wracałam do przygód Ani z Zielonego Wzgórza. Bardzo lubię też Doktora Dolitte:)
Peek-a-boo,
mój egzemplarz ciotki Dee jest straszliwie zaczytany.Podobnie jak Mowat;) Książkę o Pannie Marple też mam, stoi za tą o Herkulesie:)
łoooo jakie fajne ksiazki. Nigdy nie przepadalam za Christie i Chmielewska wiec sie nie wypowiem, ale mam takie swoje ulubione np zaczytana Alicja w krainie czarow i po drugiej stronie lustra = kubus puchatek, ten obcy.
Mary,
ja jakośnigdy nie dałam ady polubić Alicji i tych wszystkich dziwadeł z drugiej strony lustra;) Ale Jurgielewiczową czytywałam namiętnie:)
Do książek dziecięcych wracam często, ale nie dla siebie, lecz dla dzieci. Tak dla siebie, dla przyjemności już dawno nie zaglądałam na półkę moich ulubionych, raczej ostatnio żadko czytam coś po raz kolejny, bo szkoda mi tych wszystkich nieprzeczytanych książak.
W dzieciństwie, jak to zwykle
większość małych chłopaczków-
chciałem koniecznie zostać
żeglarzem lub ...kapitanem
statku ;) (jak mierzyć - to
wysoko! :) che) - i wtedy
zaczytywałem się w książkach
Karola Olgierda Borchardta
(trochę dziwna lektura, jak na
dziecko, ale coż... Mus, to
mus... ;) che ).
Niedawno chętnie wróciłem
do "Znaczy kapitan" i "Szamana
morskiego". Obie - wciąż czytałem
z pasją ;). Pozostałe książki
z dzieciństwa - jednak nie są
już dla mnie, teraz strawne.
Są zbyt naiwne (może wyjątkiem
jest "W pustyni i w puszczy"-
ale już bez tych wypieków , co wtedy ;) ).
Ostatnio - jakoś chętnie
powracam do Bruno Schulza -
"Sklepy cynamonowe" , miło
mi się ponownie czytało "Świat
według Garpa" Johna Irvinga,
czy Opowiadania F.S.Fitzgeralda.
Zawsze, ale to ZAWSZE - by
wprowadzić się w lepsze
"wibracje" - wracam do Stanisława
Dygata (WSZYSTKO!-uwielbiam),
czy opowiadań Iwaszkiewicza.
Ostatnio usiłowałem "wrócić"
do Stachury, ale... no jakoś
się kurcze, ;) nie dało...
Może jeszcze paaarę lat musi
upłynąć.
A! jeszcze coś!- przed świętami,
ponownie czytałem "Gałązkę
limony" i "Krwawe pomarańcze"-
John'a Howkes'a .
Pewnie jeszcze sporo książek i autorów powinienem dopisać,
alle podobnie, jak z moją
25 filmów, o której pisałem
w jednym z postów - trudno mi
"zmieścić" się w "lubionej 100",
a co dopiero kilku pozycjach...
:)
Pozdrawiam! ;)
Aglod,
mną też szarpią wątpliwości- po co czytać n-ty raz coś co świetnie znam kosztem czegoś, co być może warto a nie znam. Ale w znaną sobie fabułę wchodzi się tak jak w ulubiony fotel - zawsze jest miło i bezpiecznie, a przecież czasami trzeba nam specjalnego podkreślenia,że tak właśnie wokół nas jest:)
Mariuszu,
gdzie masz listę książek, które kupiłeś i planujesz wywieźć? Jeszcze nie powstała?;)
Ja w dzieciństwie czytywałam Pana Samochodzika i Tomka.W nieco młodszym dzieciństwie - Mary Popins i wspomnianego Dr Dolitte. Do Schulza wrcam zawsze z radością, podobnie jak do Golema. Uwodzi mnie język tych opowieści.
Książki, które zaprezentowałam na zdjęciach stoją na półkach w mieszkaniu moich rodziców. Nie mam zatem do nich codziennego dostępu. Ich lektura, taka między rodzinnymi gadułami, spacerem nad jezioro i wyprawą na działkę, jest dla mnie uzupełnieniem całości obrazu Domu.
Ja też nieczęsto wracam do tego co przeczytałem, ale kilka pozycji - pomimo mojego wieku - nadal stoi na czołowym miejscu mojej biblioteczki. najważniejsza jest ta pierwsza, czyli "Dzieci z Bullerbyn", oczywiście wszystkie "Tomki" Szklarskiego, powieści rodem z dziekiego zachodu Wiesława Wernica, no i oczywiście niesmiertelny Juliusz Verne.
P.S.
Aaaależ pamiętam o liście! ;)
i już parę osób "zamaltretowałem"
bardziej, niż zrobiły to
świąteczne ciasta :) che.
Lista "się robi" -
a ja zacieram łapki
i już napalam się na
mój "desant w księgarniach".
:) che
Dam znać po powrocie do siebie-
bym nie piszczał ;), że
może jeszcze coś dokupię
tutaj.
Z rzeczy, do których wracam na pierwszym miejscu jest "Cukiernia pod pierożkiem z wiśniami", potem Chmielewska (oprócz Tereski i Okrętki także "Wszystko czerwone" i "Lesio") i Ania z Zielonego Wzgórza (a ostatnio szczególnie "ze Złotego Brzegu").
Poza tym cykl o Mitford, Jeżycjada (starsze tomy) i wiele, wiele innych.
Książki, do których wracam? Zdecydowanie Tomki Szklarskiego, Winnetou i wschodnie cykle Maya, wszystko Astrid Lindgren (chociaż naj, naj, najczęściej z Lindgren czytałam "Ronję, córkę zbójnika" i "Braci Lwie Serce").
Quaffery,
na "Dzieciach z Bullerbyn" nauczyłam się czytać;) Zastanawiam się czy współczesne dzieciaki mają też swoich "Tomków"? Jak myślisz?
Mariuszu,
zatem czekam:)
Agnieszko_azj,
cyklu o Mitford nie znam, co to takiego?
Bookishaga,
zapomniałam o "Braciach Lwie Serce" i "Ronji...". Ale to piękne książki... Książki Karola Maya Tata kupował w zeszytach, a później (np. Winnetou") dawał do introligatora:)
Cykl o Mitford popełniła pani Jan Karon i są to historie pastora z małego, górskiego miasteczka - Mitford właśnie. Takie spokojne, prowincjonalne życie, nieduża społeczność i codzienne (i niecodzienne) problemy.
Pierwszy tom nazywa się "W moim Mitford".
Od razu zaznaczam, że wbrew kolejności w jakiej wydało te książki wydawnictwo Zysk, tom bożonarodzeniowy "Przybieżeli pasterze" jest PO tomie "Na tej górze". Akcja rozwija się z tomu na tom i należy czytać je w kolejności, choć ja zaczęłam przypadkiem od trzeciej części i tak mi się spodobała, ze sięgnęłam po poprzednie.
Prześlij komentarz