Przejdź do głównej zawartości

Antonina Kozłowska. Kukułka.

Wydane przez
Wydawnictwo Otwarte

Najnowszą, a zarazem trzecią w dorobku, powieść Antoniny Kozłowskiej przeczytałam wczoraj. I od wczoraj zastanawiam się jak o tej książce napisać i  - to pytanie znacznie głębsze - co o niej myślę.

Fabuła powieści osadzona jest na osi łączącej dwie główne bohaterki. Łączy je to, że są kobietami, dzieli niemal wszystko. Jest to opowieść o Marcie i Iwonie, kobiecie, która nie może mieć dzieci i która stworzona jest do tego, by je rodzić, opowieść o kobiecie zamożnej i niezamożnej, wykształconej i niewykształconej, zamężnej i rozwódce, o losach życia, które jedną z nich postawiły po biedniejszej stronie płotu, a drugiej dały możliwość zamieszkania na strzeżonym osiedlu. Jeszcze jedna sprawa łączy Martę i Iwonę. Ta druga kobieta ma urodzić dziecko tej pierwszej, ma być brzuchem do wynajęcia w zamian za pieniądze pozwalające jej kupić córce nowy sweterek, pójść do dentysty, czy wykupić receptę astmatycznego syna.

Podczas lektury zafascynowało mnie pytanie, które Marta zadaje sobie po wielu nieudanych próbach donoszenia ciąży i po tym jak zarodek dziecka jej i Filipa wszczepiono w macicę obcej kobiety. Marta dopiero wówczas pyta samą siebie o to, dlaczego chce mieć dziecko, dlaczego owo pragnienie przeistoczyło się w uporczywe dążenie z dodatkowo odczuwaną nienawiścią wobec matek z osiedla.

Mnóstwo w tej książce emocji. Ciemnych - goryczy, nienawiści, smutku, bólu, czy rozpaczy. Jasnych - przyjaźni, miłości, serdeczności, ciepła. Jest też dwu biegunowo pojęty czas - czas wyrządzania krzywd i czas ich naprawiania, czas oddalenia i czas bliskości, czas oderwania od korzeni i czas powrotu do nich.

Autorka dużą wagę przykłada do tła społeczno-kulturowego w jakim osadza swoje bohaterki. Dlatego też znajdziemy tu wspomnienie o jednonogim zdobywającym bieguny, o korporacyjnym kieracie, o czymś co w polskim prawie nie istnieje, czyli matkach - surogatkach, czy o drapieżnym realizmie panującym w szpitalach.

"Noszę" tę książkę w sobie od wczoraj. Zrobiła na mnie bardzo duże wrażenie, więc pewnie będzie jeszcze długo w moich myślach, w tym specyficznym dopasowywaniu powieści i własnych przekonań. Po raz kolejny Antonina Kozłowska wyrwała mnie z rytmu codzienności.  No i dobrze - wszak tego właśnie oczekuję od literatury.

Komentarze

Dabarai pisze…
O, ciekawa jestem tej ksiazki, szczegolnie po przeczytaniu twojej recenzji... Czytalqam Czerwony rower i do tej pory zastanawiam sie, co o tej ksiazce mysle. A to chyba dobry znak... Zaraz sprawdze, gdzie by ja tu kupic. :)
Monika Badowska pisze…
Dabarai,
gorąco polecam - ta książka, podobnie jak poprzednie Autorki, nie są oczywiste i ich urok właśnie na tym polega.
Anonimowy pisze…
nie czytałam nic jeszcze tej Pani.. ale nabieram coraz większej ochoty
Monika Badowska pisze…
Mary,
sięgnij po te książki, polecam:)
Klaudyna Maciąg pisze…
Genialna okładka - to po pierwsze.

Bardzo ciekawy pomysł na powieść, podoba mi się zarysowany w niej kontrast. Chętnie sięgnę!
Monika Badowska pisze…
Futbolowa,
zachęcam:)
Sara pisze…
Na liście jest i czeka na zakup:)
Iza pisze…
W pierwszym paragrafie mnie odstraszyłaś- matki surogatki to temat, który nie budzi mojego spontanicznego entuzjazmu. Natomiast drugi paragraf brzmi juz dla mnie znacznie lepiej.
Z przyjemnością przeczytam, jeśli wpadnie mi w ręce, zwłaszcza, że właśnie skończyłam doskonały "Czerwony rower". Dobrze wiedzieć, że autorka nie traci formy w kolejnej książce
Monika Badowska pisze…
Saro,
:)

Izo,
mimo, że temat surogatek nie budzi - jak napisałaś - Twojego entuzjazmu, zachęcam do lektury. Tym bardziej - i tu znów Twoje słowa - że druga część zabrzmiała lepiej:) A Autorka zdecydowanie nie traci formy:)
Emilka pisze…
Nie wiem czy wiecie, ale książkę "Kukułka" można wygrać na facebooku.

Jak się wejdzie na profil książki (tak, tak książka ma własny profil :) http://www.facebook.com/kukulki

to tam jest taka zakładka z dyskusją na temat matek zastępczych (surogatek). Wystarczy się wypowiedzieć, a za najciekawsze wpisy dostaje się książkę. niestety trzeba mieć konto na facebooku ;/ choć teraz coraz więcej osób tam jest. No nie jest aż taki problem, zawsze się można zarejestrować
Monika Badowska pisze…
Emilko,
dzięki za wiadomość. Może ktoś dzięki temu wygra książkę:)
Emilka pisze…
proszę bardzo :)
margotvb pisze…
Czytam właśnie "Czerwony rower". I czytam bardzo wolno, by mi się za szybko nie skończyła... To o czasach, w których dorastałam... Po "Kukułkę" też sięgnę.
Monika Badowska pisze…
To podobnie jak ja - też dorastałam w tamtych czasach. Udanej lektury!

Popularne posty z tego bloga

Konkurs na Blog Roku

Wczoraj ów konkurs wkroczył w kolejny etap. Za nami czas zgłaszania blogów, przed nami czas głosowania na te, co zgłoszone, a po południu 22 stycznia najpopularniejsze blogi oceniać będzie Kapituła Konkursu. Aby zagłosować na bloga, którego właśnie czytacie należy wysłać sms-a o treści E00071 (e, trzy zera, siedem, jeden) na nr 7144. Taki sms kosztuje 1,22 zł. Szczegóły konkursu: http://www.blogroku.pl/

Spacer po Sudetach, czyli kilka słów podsumowania.

Wyruszyłam ze Świeradowa Zdroju i z każdym krokiem oddalającym mnie od centrum i hałasu dobiegającego z okolicznych budów czułam się coraz lepiej. Cisza i pustka to zdecydowanie przestrzeń mi sprzyjająca. Oczy mi ciągnęło do błyszczących kamieni pod nogami, a całą sobą dostrajalam się do otaczającego mnie lasu. Im głębiej w Izery, tym więcej rowerzystów, ale urok Hali Izerskiej i obserwacja ludzi zajadających się popisowym daniem Chatki Górzystów nastrajały mnie bardzo pozytywnie. Gdy przy Stacji Turystycznej Orle okazało się, że będę spała w starym drewnianym domu, sama w wieloosobowym pokoju, uśmiechnęłam się szeroko. Obejrzałam wystawę, zjadłam niezbyt ciepłą acz smaczną zupę i zakończyłam długi dzień. Dzień kolejny okazał się być jeszcze dłuższy. W Jakuszycach o moje dobre nastawienie zadbała kawa w hotelowej restauracji i piękna droga przez las tuż za Jakuszycami. Karkonoski Park Narodowy rozpoczął się kaskada wodną, przy której można przycupnąć, by kupić bilet. Chwilę

Katarzyna Berenika Miszczuk. Tajemnica Dąbrówki

Katarzyna Berenika Miszczuk, bazując na swoich doświadczeniach z pisaniem o świecie pełnym słowiańskich bóstw, wkracza w literaturę dziecięcą. Wkroczyła właściwie książką "Tajemnica domu w Bielinach", bo ta, prezentowana przeze mnie powieść, opisująca rodzinę Lipowskich jest kontynuacją wspomnianej powyżej. I mamy otóż mamę z czwórką dzieci, która zamieszkuje wspólnie z ciotką zmagającą się z chorobą Alzhaimera w Bielinach. Wsi, o której nawet mieszkańców mówią z lekkim przekąsem - "bo wiadomo jak to u nas". Owo "u nas" oznacza bowiem tajemnicze zjawiska, niemniej tajemnicze postaci i świat nie do końca taki jaki znany jest nam powszechnie. Jest on dzielony z domownikami, biedami, błędnymi ognikami i innymi stworzeniami, o których - z dużym zapałem - czyta w Bestiariuszu ośmioletnia Tosia. Jej mama wpadła na straszny, zdaniem dziewczynki pomysł. Szuka niani, która zajmie się nią (prawie dorosłą nią!) i maleńką Dąbrówką. Tosia robi wszystko, by odstraszyć k